Cześć, po dobrych paru miesiącach wracam do Was- ktoś mnie pamięta? Już od 4ech miesięcy nie jestem z ojcem mojej córeczki, wyrwałam się z tego raz na zawsze. Ale niestety powstało wiele nowych problemów, z którymi niekoniecznie daję sobie radę... Może pokrótce opowiem, jak wygląda moja sytuacja.
Od czterech miesięcy (dokładnie początku lipca) nie jestem z nim. Alimenty mi zaczął płacić dopiero w połowie sierpnia, i cały czas jest miesiąc do tyłu, nie kwapi się, by to wyrównać- to między nami ustalone alimenty w kwocie 500 zł. Ja nie pracowałam nigdy jeszcze na etacie, zaszłam w ciążę mając 19 lat- tak więc nie byłam do tej pory w stanie łożyć tej "swojej połowy" na dziecko, a 500 zł nie starcza na nic - mieszkam w domu jednorodzinnym , w którym są spore opłaty bieżące. Same potrzeby dziecka są zaspokajane i 1/3 misięcznych rachunków. Resztę mam tak naprawdę z tego, co wyżebram od rodziców;/ mama nie pracuje więc też nie jest kolorowo, nie jest to wyśniona dla niej sytuacja, mój ojciec nie mieszka ze mną i pomoc mi uzależnia ciągle od nowych wymagań... płaci mi za studia zaoczne 660zł, więc nie jest mu na rękę dawać mi jeszcze na rachunki. Więc żyjemy z oszczędności mojej matki i tych 500 zł. Dostałam pracę , będę zarabiała ok.1400zł na rękę. I teraz mam problem...
Przysługiwałyby mi alimenty zarówno na dziecko, jak i na mnie- do tej pory jako , że nie pracowałam. Nie dostawałam na siebie. A teraz jak złożę pozew mając już pracę, to mogę się domagać wyrównania tych alimentów na siebie? Uzasadnić, że musiałam pożyczać i wiecznie się prosić wszystkich o każdy grosz? Miałam nieraz wybór- kupić mleko dziecku czy pieluchy, zapłacić gaz czy wodę... a on się w tym czasie bawił, pił, tańczył... mieszka u swojej matki nie dsokładając się do rachunków, na rękę ma 2500 zł- a w papierach najniższą krajową. Daje mi z łaski te 500 śmiejąc się w twarz, że jak pójdę do sądu to mogę mieć jeszcze mniej. Poza tym nęka mnie psychicznie, grozi, że wszystkim opowie kim ja naprawdę jestem, wyzywa: "szmato wylniała", "szluwo', - to te najbardziej "wyszukane"... a jak nie chcę mu dać dziecka bo podejrzewam, że np jest pijany, to grozi, że nie da alimentów. To ja, że nie dam mu dziecka później. No musze to w końcu rozstrzygnąć na drodze sądowej, tylko nie wiem,. czy jeszcze bardziej sobie nie zaszkodzę...
Reasumując...
Dostaję 500 z jego dobrej woli; na papierze ma 1100 zl mimo że realnie zarabia 2500; chcę się domagać 900 zł z racji alimentów na mnie; zaczynam za tydzień pracę z pensją 1400zł; i jeszcze ten osioł ma umowę do końca listopada..
Co powinnam zrobić? Składać wniosek, czy lepiej nie ryzykować? Jaka jest moja pozycja w waszym, obiektywnym mniemaniu? Mam jakieś szanse na to wyrównanie czy raczej nie mam co marzyć, tym bardziej że zaczynam pracę?
Przepraszam za długość, może trochę poprzedłużałam gdzieniegdzie... bardzo proszę o jakiekolwiek odpowiedzi i porady, pozdrawiam Was serdecznie..
Od czterech miesięcy (dokładnie początku lipca) nie jestem z nim. Alimenty mi zaczął płacić dopiero w połowie sierpnia, i cały czas jest miesiąc do tyłu, nie kwapi się, by to wyrównać- to między nami ustalone alimenty w kwocie 500 zł. Ja nie pracowałam nigdy jeszcze na etacie, zaszłam w ciążę mając 19 lat- tak więc nie byłam do tej pory w stanie łożyć tej "swojej połowy" na dziecko, a 500 zł nie starcza na nic - mieszkam w domu jednorodzinnym , w którym są spore opłaty bieżące. Same potrzeby dziecka są zaspokajane i 1/3 misięcznych rachunków. Resztę mam tak naprawdę z tego, co wyżebram od rodziców;/ mama nie pracuje więc też nie jest kolorowo, nie jest to wyśniona dla niej sytuacja, mój ojciec nie mieszka ze mną i pomoc mi uzależnia ciągle od nowych wymagań... płaci mi za studia zaoczne 660zł, więc nie jest mu na rękę dawać mi jeszcze na rachunki. Więc żyjemy z oszczędności mojej matki i tych 500 zł. Dostałam pracę , będę zarabiała ok.1400zł na rękę. I teraz mam problem...
Przysługiwałyby mi alimenty zarówno na dziecko, jak i na mnie- do tej pory jako , że nie pracowałam. Nie dostawałam na siebie. A teraz jak złożę pozew mając już pracę, to mogę się domagać wyrównania tych alimentów na siebie? Uzasadnić, że musiałam pożyczać i wiecznie się prosić wszystkich o każdy grosz? Miałam nieraz wybór- kupić mleko dziecku czy pieluchy, zapłacić gaz czy wodę... a on się w tym czasie bawił, pił, tańczył... mieszka u swojej matki nie dsokładając się do rachunków, na rękę ma 2500 zł- a w papierach najniższą krajową. Daje mi z łaski te 500 śmiejąc się w twarz, że jak pójdę do sądu to mogę mieć jeszcze mniej. Poza tym nęka mnie psychicznie, grozi, że wszystkim opowie kim ja naprawdę jestem, wyzywa: "szmato wylniała", "szluwo', - to te najbardziej "wyszukane"... a jak nie chcę mu dać dziecka bo podejrzewam, że np jest pijany, to grozi, że nie da alimentów. To ja, że nie dam mu dziecka później. No musze to w końcu rozstrzygnąć na drodze sądowej, tylko nie wiem,. czy jeszcze bardziej sobie nie zaszkodzę...
Reasumując...
Dostaję 500 z jego dobrej woli; na papierze ma 1100 zl mimo że realnie zarabia 2500; chcę się domagać 900 zł z racji alimentów na mnie; zaczynam za tydzień pracę z pensją 1400zł; i jeszcze ten osioł ma umowę do końca listopada..
Co powinnam zrobić? Składać wniosek, czy lepiej nie ryzykować? Jaka jest moja pozycja w waszym, obiektywnym mniemaniu? Mam jakieś szanse na to wyrównanie czy raczej nie mam co marzyć, tym bardziej że zaczynam pracę?
Przepraszam za długość, może trochę poprzedłużałam gdzieniegdzie... bardzo proszę o jakiekolwiek odpowiedzi i porady, pozdrawiam Was serdecznie..