reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Ciężko chore dziecko - 31 tydzień - czekając na najgorsze :(

Mosia1989

Zaangażowana w BB
Dołączył(a)
11 Październik 2019
Postów
138
Miasto
Poznań
Witajcie. Długo się zastanawiałam czy napisać ale chyba muszę się wyżalić, tym bardziej że mam wrażenie że zrozumieć mnie mogą tylko matki będące w takiej samej sytuacji jak moja. Nie wiem od czego zacząć, może od tego że mam już zdrową córeczkę 1,5 roczną i jestem aktualnie w drugiej ciąży, w 31 tygodniu. Pierwsze dziecko rodziłam przez cesarskie cięcie w 41 tygodniu, Amelka była okazem zdrowia, ważyła 4700, nic dziwnego że kiedy dostałam zielone światło po roku postanowiliśmy spróbować jeszcze raz, udało się za drugim podejściem, byłam szczęśliwa, dziecko szybko rosło, zapowiadało się że będzie duże jak moja Amelka. W 20 tygodniu poszłam na takie lepsze usg, chciałam już poznać płeć dziecka, urządzić pokoik, nie pomyślałam że coś może być nie tak, przecież to sie zdarza tylko innym, i na tym badaniu dowiedziałam się że będzie upragniony chłopczyk. Siedziałam na fotelu i się cieszylam jak głupia, po chwili zauważyłam że mina lekarki była nietęga. Powiedziała mi że dziecko ma bardzo chore serce, że nie umie powiedzieć dokładnie boi nie jest kardiochirurgiem ale wada jest poważna, dodatkowo ma poszerzone komory mózgowe, płyn w brzuszku, jest mniejsze o 2 tygodnie. Byłam w szoku, myślalam że się pomyliła, przecież 2 tygodnie temu było wszystko ok, inna ginekolog nie widziała nic niedobrego. Siedziałam tam i się zupełnie wyłączyłam, pamiętam tylko strzępki rozmowy, wpisane na karcie "zespół wad" i skierowanie na amniopunkcje bo może jeszcze nie będzie za późno. Świat się zawalił, zadzwoniłam do partnera i do koleżanki, płakałam im w telefon. Póżniej się zaczeło, wizyty u innych ginekologów, diagnoza potwierdzona, amniopunkcja zrobiona na polnej, echo serca które wykazało najgorszą bo nieuleczalną wadę serca HLHS. Po każdym usg przeszukiwałam Internet w poszukiwaniu nowych informacji, co tylko pogarszało moj stan psychiczny, usunęłam Facebooka, messengera, nie chciałam tej litości, chciałam zostać sama. Dodatkowo moja koleżanka która ma rodzić miesiąc po mnie, zaczeła mi pisać że ona chyba żałuje że zaszła w ciąże bo będzie jej ciężko z dwójką dzieci, serio??? przecież jej synek będzie zdrowy a mój nie. Naprawdę zaczęłam doceniać słowa "najważniejsze aby było zdrowe". Amniopunkcja wyszła ok, kariotyp prawidłowy. Okazało się że będąc w ciąży zaraziłam sie cytomegalią, pierwszy raz w życiu, właśnie będąc w ciązy, około 6-8 tygodnia, najgorszy z możliwych przypadków kiedy wszystkie narządy się formułują. Pojechaliśmy z moim do Łodzi do profesora Grzesiaka, chcieliśmy dowiedzieć się o możliwość porodu w Łodzi, w końcu tam przeprowadzają z powodzeniem operacje na sercu i dzieci żyją nawet z HLHS a tam kolejny cios... "Państwa dziecko ma również wady OUN, nie widzę robaka móźdzku i tylko szczątkowe ciało modzelowate".... w tamtej chwili straciłam cały zapał i nadzieję, całą chęć walki, dodał po sekundzie że mamy dwa wyjścia, muszę urodzić ale po porodzie możemy albo uporczywie go leczyć, chociaż wątpi aby jakiś kardiochirurg podjął się operacji na sercu przy tych wadach, albo zapewnić mu opiekę paliatywną i dać odejść. Wtedy to był 26 tydzień, lekarze w Łodzi mówili że nie dożyje raczej porodu,ani 35 tygodnia, łożysko było pogrubione, dziecko miało wodogłowie, płyn w brzuszku, za mało wód płodowych, hipotrofię 3 tygodniową plus oczywiście wady OUN i HLHS. Podjeliśmy decyzję że nie chcemy aby cierpiał, że nie chcemy uporczywej terapii, że damy mu odejść w spokoju, zapewniając maksimum opieki paliatywnej, ale teraz cały czas bije się z myślami co robić, mały tak mocno się rusza, tak mocno kopie a mnie to tak boli że będę musiała go pochować, myślę że nie poradzę sobie z tym bólem,z tą stratą. Cały czas się waham, a może jednak zrobić tą operację na sercu, ale boję się, boje się że bez robaka móżdzku nie będzie chodził, mówił, że bedzie roślinką i że na co mu i nam również taki los. Czesto sie zastanawiam czy jestem egoistką, bo boje sie opieki nad takim dzieckiem,czuje że mogę nie dać rady, chociaż zawsze uważałam że jestem silną psychicznie osobą. Na chwilę obecną wód płodowych jest dobra ilość, łożysko też już nie jest pogrubione, obrzęk z brzuszka małego schodzi, ma to pewnie związek z tym że już przeszłam cytomegalie i mam w sobie dużo przeciwciał i mały również, ale wady OUN raczej pozostały plus HLHS.Jutro ginekolog,mam mętlik w głowie.... Przepraszam za ten chaos, cięzko mi pisać o tym.
Mosia
 
reklama
Rozwiązanie
Cześć dziewczyny. Czytam ten wątek i łzy mi lecą. Też właśnie się dowiedziałam że mam dodatnie igg i igm. Właśnie czekam na wynik awidności. Jestem dopiero w 7tc. Dzidzia się miarowo rozwija, ale i tak się boję. Niestety pozostaje tylko czekać 😐

Zrobiłam dwa wyniki na cmv tak by potwierdzić wynik. Pierwszy igm 4,3 igg 500. Drugi igm 3,85 i igg 491 - po tygodniu wynik się obniżył. No ale i tak to są wyniki dodatnie. W pierwszej ciąży nawet na to nie byłam badana. Nie wiem skąd się zaraziłam. Chyba od syna bo nie sądzę żeby to było świeże zakażenie ponieważ od marca w domu siedzę i pracuje zdalnie i nie nam częstego kontaktu z innymi. A wynik raczej wskazuje na świeże zakażenie. Zamiast się cieszyć to tylko się stresuję 😑

Ina80...
@Mosia1989 ciężki dzień za Tobą dziś.
Ja pochowalam mojego Aniołka z 18tyg ciazy. Dziecko to dziecko,nieważne ile miało tyg.
Byłam na pogrzebie,nic nie pamiętam z tego dnia, teraz 3 miesiące później odtwarzam wszystko z tego dnia jak zły film. Ale jestem spokojna.
Jaką byłs nie podjęła decyzję będzie najlepsza dla Ciebie.
Teraz pomału zacznie do Ciebie docierać to co się wydarzyło, pamiętaj daj sobie czas na wszystko, każdy etap żałoby musisz przejść.
Tule mocno 😢

Szczęśliw@ oczywiście że dziecko to dziecko i każda strata boli,również mocno przytulam ;( Zawsze patrzyłam na małe groby dzieci i bardzo współczułam im mamom, próbowałam wyobrazić sobie ich ból, dziś wiem że ten kto tego nie przeżył nie jest w stanie wiedzieć co czuje mama która traci dziecko... 😔nigdy nie pomyślałam że kiedyś sama będę miała takie miejsce dla mojego synka.... 😢

Dziękuje wszystkim za wsparcie, naprawdę bardzo mi pomagacie 😘

Zdecydowałam się że pójdę na pogrzeb, miałyście rację że pewnie żałowałabym że nie odprowadziłam go w ostatniej drodze. Nie było tak źle jak myślałam. Osób trochę było, ale uprzedziłam wszystkich że nie chcę kondolencji bo to tylko spotęguje mój smutek. Szliśmy z Mateuszem i Amelką trzymając się za ręcę od razu za trumienką małego... Ksiądz powiedział ze wybraliśmy dla niego idealne imię, że archanioł Gabriel na pewno będzie go ochraniał, a sam Gabryś będzie naszym pośrednikiem pomiędzy Niebem a Ziemią :) Nie wiem czy wspominałam ale jestem osobą wierzącą, i mocno wierzę w znaki, już parę razy mi się to sprawdziło, jak chociażby tak jak wcześniej pisałam w dzień w którym sie dowiedziałam o wadach w poczekalni leciała piosenka z miasta aniołów, tak teraz kiedy przyjechaliśmy na miejsce i wyszliśmy z samochodu aby iść do kostnicy nagle zaczął padać grad, a później deszcz, przez cała ceremonię aż do samego zakończenia padał deszcz i wiał wiatr, natomiast kiedy ksiądz skończył mówic, mineły może z dwie minuty i wyszło słońce... możliwe że to przypadek, ale ja jednak chcę wierzyć że nie, że jest to jakiś znak dla nas, dobry znak... Jak wrocilam do domu, zamówiłam pudelko dla Gabrysia aby schowac w nim wszystkie pamiątki po nim (zdjęcia po porodzie, zdjęcia usg, odcisk stópek), kiedy będę gotowa zajrzę do niegoi może uda mi się w końcu nie płakać za każdym razem kiedy go widzę ☹

Jeśli chodzi o moj stan psychiczny, staram się trzymać, żyć dalej, są momenty że się śmieję jak np gdy bawię się z Amelką, czy oglądam fim z Matim. Najgorzej jest kiedy zostaje sama, sprzątam, albo chociażby biorę prysznic, wtedy myśli wracają jak bumerang, a że nikt nie widzi to wszystko puszcza i płaczę na całego.... to naprawdę strasznie przeszywający ból dla mnie...

Z innych przemyśleń w takiej sytuacji okazuje się prawdziwe przysłowie że "przyjaciół poznaje się w biedzie". Mam dobrą koleżankę, a przynajmniej tak myślałam, która miała rodzić zaraz po mnie. Nasze pierwsze dzieci - córki mają miesiąc różnicy, i teraz też ona się spodziewa synka i miał być miesiąc różnicy. Wyobraźcie sobie że w dniu pogrzebu napisała do mnie cytuje "ja już jestem w opłakanym stanie", ponieważ jest na końcówce ciąży...Zatkało mnie ale odpisałam "rozumiem że możesz się źle czuć bo to końcówka ciąży ale już Cię kiedyś prosiłam, nie pisz mi takich rzeczy w mojej sytuacji, bo oddałabym wszystko aby czuć się jak ostatnie ***** a żeby moje dziecko żyło, także doceń to co masz".... wtedy ona zaczęła się pokrętnie tłumaczyć że chodziło o to ze starsza córka daje jej w kość, co nadal w moim odczuciu nie zmienia niczego... Nie wiem jak ona wiedząc ze jestem w takiej sytuacji może mi pisać o takich jej "problemach".... 😣 i nie jest to pierwszy raz, kiedyś już wspominałam tu na forum, że jak jeszcze Gabryś żył ale już było wiadomo o wadach i że może nie przeżyć, pisała mi że chyba żałuje że będzie drugie dziecko bo sobie nie poradzi.... myślę chyba że czas z nią zakończyć kontakt, ale jak widać gdyby nie ta sytuacja pewne nigdy nie dowiedziałabym się jaka ona jest, a co ciekawe jest zagorzałą katoliczką, wyznawczynią pisu itd .... straszna hipokryzja😕

Jeszcze raz dziękuje wam za wsparcie, i jak będę miała jeszcze jakieś przemyślenia to napewno będę pisać. :D
 
Ostatnia edycja:
reklama
Szczęśliw@ oczywiście że dziecko to dziecko i każda strata boli,również mocno przytulam ;( Zawsze patrzyłam na małe groby dzieci i bardzo współczułam im mamom, próbowałam wyobrazić sobie ich ból, dziś wiem że ten kto tego nie przeżył nie jest w stanie wiedzieć co czuje mama która traci dziecko... 😔nigdy nie pomyślałam że kiedyś sama będę miała takie miejsce dla mojego synka.... 😢

Dziękuje wszystkim za wsparcie, naprawdę bardzo mi pomagacie 😘

Zdecydowałam się że pójdę na pogrzeb, miałyście rację że pewnie żałowałabym że nie odprowadziłam go w ostatniej drodze. Nie było tak źle jak myślałam. Osób trochę było, ale uprzedziłam wszystkich że nie chcę kondolencji bo to tylko spotęguje mój smutek. Szliśmy z Mateuszem i Amelką trzymając się za ręcę od razu za trumienką małego... Ksiądz powiedział ze wybraliśmy dla niego idealne imię, że archanioł Gabriel na pewno będzie go ochraniał, a sam Gabryś będzie naszym pośrednikiem pomiędzy Niebem a Ziemią :) Nie wiem czy wspominałam ale jestem osobą wierzącą, i mocno wierzę w znaki, już parę razy mi się to sprawdziło, jak chociażby tak jak wcześniej pisałam w dzień w którym sie dowiedziałam o wadach w poczekalni leciała piosenka z miasta aniołów, tak teraz kiedy przyjechaliśmy na miejsce i wyszliśmy z samochodu aby iść do kostnicy nagle zaczął padać grad, a później deszcz, przez cała ceremonię aż do samego zakończenia padał deszcz i wiał wiatr, natomiast kiedy ksiądz skończył mówic, mineły może z dwie minuty i wyszło słońce... możliwe że to przypadek, ale ja jednak chcę wierzyć że nie, że jest to jakiś znak dla nas, dobry znak... Jak wrocilam do domu, zamówiłam pudelko dla Gabrysia aby schowac w nim wszystkie pamiątki po nim (zdjęcia po porodzie, zdjęcia usg, odcisk stópek), kiedy będę gotowa zajrzę do niegoi może uda mi się w końcu nie płakać za każdym razem kiedy go widzę ☹

Jeśli chodzi o moj stan psychiczny, staram się trzymać, żyć dalej, są momenty że się śmieję jak np gdy bawię się z Amelką, czy oglądam fim z Matim. Najgorzej jest kiedy zostaje sama, sprzątam, albo chociażby biorę prysznic, wtedy myśli wracają jak bumerang, a że nikt nie widzi to wszystko puszcza i płaczę na całego.... to naprawdę strasznie przeszywający ból dla mnie...

Z innych przemyśleń w takiej sytuacji okazuje się prawdziwe przysłowie że "przyjaciół poznaje się w biedzie". Mam dobrą koleżankę, a przynajmniej tak myślałam, która miała rodzić zaraz po mnie. Nasze pierwsze dzieci - córki mają miesiąc różnicy, i teraz też ona się spodziewa synka i miał być miesiąc różnicy. Wyobraźcie sobie że w dniu pogrzebu napisała do mnie cytuje "ja już jestem w opłakanym stanie", ponieważ jest na końcówce ciąży...Zatkało mnie ale odpisałam "rozumiem że możesz się źle czuć bo to końcówka ciąży ale już Cię kiedyś prosiłam, nie pisz mi takich rzeczy w mojej sytuacji, bo oddałabym wszystko aby czuć się jak ostatnie ***** a żeby moje dziecko żyło, także doceń to co masz".... wtedy ona zaczęła się pokrętnie tłumaczyć że chodziło o to ze starsza córka daje jej w kość, co nadal w moim odczuciu nie zmienia niczego... Nie wiem jak ona wiedząc ze jestem w takiej sytuacji może mi pisać o takich jej "problemach".... 😣 i nie jest to pierwszy raz, kiedyś już wspominałam tu na forum, że jak jeszcze Gabryś żył ale już było wiadomo o wadach i że może nie przeżyć, pisała mi że chyba żałuje że będzie drugie dziecko bo sobie nie poradzi.... myślę chyba że czas z nią zakończyć kontakt, ale jak widać gdyby nie ta sytuacja pewne nigdy nie dowiedziałabym się jaka ona jest, a co ciekawe jest zagorzałą katoliczką, wyznawczynią pisu itd .... straszna hipokryzja😕

Jeszcze raz dziękuje wam za wsparcie, i jak będę miała jeszcze jakieś przemyślenia to napewno będę pisać. :D
Wspaniale że pozegnalas małego razem z całą rodziną, a ten deszcz napewno był znakiem szczegolnym, niebo płakało kiedy zegnaliscie synka ale się również uradowało kiedy go tam powitali. Bedzie nad Wami czuwał już zawsze malutki Gabryś. Życzę Wam siły, miłości i zrozumienia w tych trudnych chwilach, bądźcie dla siebie oparciem.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
Hej. Od rana czułam się słabo, miałam zimne poty, chyba już jakieś zakażenie się wdawało u mnie od tych zielonych wód ale oczywiście mieli gdzieś i wywoływali normalnie , podali mi o 10 oxytocyne na 10 ml i zaczely się skurcze, przy skurczach parlam żeby zepchnąć dziecko na dół i po 2 godzinach jakoś dziecko zeszło w dół i zaczęła sie jazda [emoji52]. Mocne skurcze, przychodzili do mnie tylko żebh zobaczyc co się dzieje i narazie. Cały czas byłam sama w zasadzie bo w końcu moje dziecko nie umrze przy porodzie. Slyszalam jak innym pomagają a ja byłam sama... Na 6 cm rozwarcia dzwoniłam i prosiłam lekarza o zzo bo w końcu wszyscy mi to obiecali ale powiedział że główka się już wstawia i nie ma potrzeby, ale mówię że chce i już bo mocno boli. Przebili mi pecherz, skurcze się nasiliły, później przyszły z ankieta do zzo którą kazali mi wypełniać w skurczach, no idioci. Z 6 cm w ciągu pół godziny poszło do 10 cm i już na zzo było za późno, a bolało jak skurwysyn[emoji26]. Ogólnie okazało się że mam bardzo wąska miednicę i takich 3,5 kg bym nie urodziła napewno, położna przyszła jak już miałam glowke w kroczu i dopiero wtedy ze mną została, praktycznie więc urodziłam go sama. Urodziłam bez nacięcia. Lozysko wyszło całe.Mały ważył 2100 i wyglądał zupełnie normalnie, miałam go na rękach od razu po porodzie w kocyku, wyglądał jakby spał, nawrt był czerwony, ja nie płakałam ani nic, myślę że wypłakałam się na wszystkich diagnozach, ale Mati ryczał jak bobr., dopiero puściły w nim emocje bo wczesniej udawalo mu się trzymać. Polozna mnie wkurwiła, powiedziała że albo chce rodzic albo nie, a ja jej ze chciałam tylko przerwę mała bo tak mocno mi te paluchy wtykala, ona mówi że jakbym dała sobie pomoc to w 10 minut byłoby po wszystkim i poszła🤬 Tak mnie wkurwiła że odłączyłam oxytocyne i ciekła na podłodze bo za mocne skurcze mi dawała i na zlosc jej zaczęłam mocno przec aż główka wyszła do połowy i jak przyszła to w zasadzie tylko dziecko złapała. Oczywiście że trzymali mnie tak długo z martwym płodem to mam gorączkę i jakieś zakażenie 37,8 temperatura., jestem juz piętro niżej na diagnostyce i daja mi paracetamol i antybiotyki. Czuję się ok. Pożegnałam się z nim, mam odcisk stopek, daje rade. Był ślicznym chłopcem...[emoji813]️ Dzięki za wsparcie, dochodzę powoli do siebie, jestem z siebie dumna że dałam radę go urodzić, sn było moim marzeniem, szkoda że w takich okolicznościach, w piątek chyba wyjdę do domu.

Śledziłam cie od pierwszego twojego wpisu [emoji173]️[emoji173]️dziękuje Ci [emoji173]️jesteś silna cudowna kobieta twój synek wyglada jak by spał i jest śliczny.Ja rok temu straciłam w 17 tc synka i było mi strasznie a ty tak dzielnie przeszłaś tydzień za tygodniem żyjąc z ta świadomością [emoji24][emoji22]jestem pełna podziwu ciebie. Ściskam cie mocno i życze dużo zdrówka
 
Szczęśliw@ oczywiście że dziecko to dziecko i każda strata boli,również mocno przytulam ;( Zawsze patrzyłam na małe groby dzieci i bardzo współczułam im mamom, próbowałam wyobrazić sobie ich ból, dziś wiem że ten kto tego nie przeżył nie jest w stanie wiedzieć co czuje mama która traci dziecko... [emoji17]nigdy nie pomyślałam że kiedyś sama będę miała takie miejsce dla mojego synka.... [emoji22]

Dziękuje wszystkim za wsparcie, naprawdę bardzo mi pomagacie [emoji8]

Zdecydowałam się że pójdę na pogrzeb, miałyście rację że pewnie żałowałabym że nie odprowadziłam go w ostatniej drodze. Nie było tak źle jak myślałam. Osób trochę było, ale uprzedziłam wszystkich że nie chcę kondolencji bo to tylko spotęguje mój smutek. Szliśmy z Mateuszem i Amelką trzymając się za ręcę od razu za trumienką małego... Ksiądz powiedział ze wybraliśmy dla niego idealne imię, że archanioł Gabriel na pewno będzie go ochraniał, a sam Gabryś będzie naszym pośrednikiem pomiędzy Niebem a Ziemią :) Nie wiem czy wspominałam ale jestem osobą wierzącą, i mocno wierzę w znaki, już parę razy mi się to sprawdziło, jak chociażby tak jak wcześniej pisałam w dzień w którym sie dowiedziałam o wadach w poczekalni leciała piosenka z miasta aniołów, tak teraz kiedy przyjechaliśmy na miejsce i wyszliśmy z samochodu aby iść do kostnicy nagle zaczął padać grad, a później deszcz, przez cała ceremonię aż do samego zakończenia padał deszcz i wiał wiatr, natomiast kiedy ksiądz skończył mówic, mineły może z dwie minuty i wyszło słońce... możliwe że to przypadek, ale ja jednak chcę wierzyć że nie, że jest to jakiś znak dla nas, dobry znak... Jak wrocilam do domu, zamówiłam pudelko dla Gabrysia aby schowac w nim wszystkie pamiątki po nim (zdjęcia po porodzie, zdjęcia usg, odcisk stópek), kiedy będę gotowa zajrzę do niegoi może uda mi się w końcu nie płakać za każdym razem kiedy go widzę [emoji852]

Jeśli chodzi o moj stan psychiczny, staram się trzymać, żyć dalej, są momenty że się śmieję jak np gdy bawię się z Amelką, czy oglądam fim z Matim. Najgorzej jest kiedy zostaje sama, sprzątam, albo chociażby biorę prysznic, wtedy myśli wracają jak bumerang, a że nikt nie widzi to wszystko puszcza i płaczę na całego.... to naprawdę strasznie przeszywający ból dla mnie...

Z innych przemyśleń w takiej sytuacji okazuje się prawdziwe przysłowie że "przyjaciół poznaje się w biedzie". Mam dobrą koleżankę, a przynajmniej tak myślałam, która miała rodzić zaraz po mnie. Nasze pierwsze dzieci - córki mają miesiąc różnicy, i teraz też ona się spodziewa synka i miał być miesiąc różnicy. Wyobraźcie sobie że w dniu pogrzebu napisała do mnie cytuje "ja już jestem w opłakanym stanie", ponieważ jest na końcówce ciąży...Zatkało mnie ale odpisałam "rozumiem że możesz się źle czuć bo to końcówka ciąży ale już Cię kiedyś prosiłam, nie pisz mi takich rzeczy w mojej sytuacji, bo oddałabym wszystko aby czuć się jak ostatnie ***** a żeby moje dziecko żyło, także doceń to co masz".... wtedy ona zaczęła się pokrętnie tłumaczyć że chodziło o to ze starsza córka daje jej w kość, co nadal w moim odczuciu nie zmienia niczego... Nie wiem jak ona wiedząc ze jestem w takiej sytuacji może mi pisać o takich jej "problemach".... [emoji21] i nie jest to pierwszy raz, kiedyś już wspominałam tu na forum, że jak jeszcze Gabryś żył ale już było wiadomo o wadach i że może nie przeżyć, pisała mi że chyba żałuje że będzie drugie dziecko bo sobie nie poradzi.... myślę chyba że czas z nią zakończyć kontakt, ale jak widać gdyby nie ta sytuacja pewne nigdy nie dowiedziałabym się jaka ona jest, a co ciekawe jest zagorzałą katoliczką, wyznawczynią pisu itd .... straszna hipokryzja[emoji53]

Jeszcze raz dziękuje wam za wsparcie, i jak będę miała jeszcze jakieś przemyślenia to napewno będę pisać. :D

Nikt kto tego nie przeżył nie zrozumie i denerwują mnie takie kobiety które nie maja za grosz taktu w takiej sytuacji... nie doceniają tego co maja ... masz racje czas zakończyć taka znajomość
Mnie pomogła koleżanka poznane tu na forum jej jedynej mogłam opowiadać o tym co czuje
Minął rok od mojej straty i nie zaszłam jeszcze w ciąże jakaś mam blokadę. Poszłam dopiero do psychologa i znalazłam starsza kobietę ode mnie ja mam 40 lat a ona trochę więcej.Jak poczujesz już ten taki moment to tez może idź ja wiem ze teraz oni bardziej będą denerwować ale mi po tym czasie jakoś jest łatwiej rozmawiać [emoji173]️pisz tu kiedy tylko będziesz potrzebować [emoji173]️[emoji173]️jak ja bym teraz cie przytulić chciała skąd ty miałaś ta sile ? I jak teraz czytam jak marze wszystko piszesz. Masz racje nie ma przypadków i są różne znaki tez to wierze.
 
Koleżanka faktycznie jakaś bez serca... ale ludziom niektórym cieżko o empatię, rozumieją dopiero jak bezpośrednio ich do dotyczy a takto my szarzy ludzie mamy pewien zarys, schemat co kto może myśleć i po prostu hamsto nie myślimy w pewnych kategoriach.

Żeby była jasność - nikogo tu nie bronie!

Ciesze siei, że pożegnałaś się z dzieciątkiem. To napewno jakiś kolejny etap do zamknecia na drodze i trzebabylo to przejść. Super, że masz wsparcie w partnerze i że córka daje Ci jeszcze radosć i pomaga jakoś to posklejać wszystko...

Zawsze jak mi jest cholernie źle, bo nie mogę zajść... przypominam sobie Ciebie i sama pukam się w ten głupi łeb i mówie sobie "czekaj cierpliwie" będzi Ci dane to się pojawi i może tym razem nie będzie aniołkiem... :(

Także dziękuje Ci za Twoją historie. Wiele u mnie zmieniła teraz... może właśnie to mi było potrzebne.

Trzymaj się i oby jak najmniej łapały Cię te przykre wspomnienia a powracały te piękne.
 
Nikt kto tego nie przeżył nie zrozumie i denerwują mnie takie kobiety które nie maja za grosz taktu w takiej sytuacji... nie doceniają tego co maja ... masz racje czas zakończyć taka znajomość
Mnie pomogła koleżanka poznane tu na forum jej jedynej mogłam opowiadać o tym co czuje
Minął rok od mojej straty i nie zaszłam jeszcze w ciąże jakaś mam blokadę. Poszłam dopiero do psychologa i znalazłam starsza kobietę ode mnie ja mam 40 lat a ona trochę więcej.Jak poczujesz już ten taki moment to tez może idź ja wiem ze teraz oni bardziej będą denerwować ale mi po tym czasie jakoś jest łatwiej rozmawiać [emoji173]️pisz tu kiedy tylko będziesz potrzebować [emoji173]️[emoji173]️jak ja bym teraz cie przytulić chciała skąd ty miałaś ta sile ? I jak teraz czytam jak marze wszystko piszesz. Masz racje nie ma przypadków i są różne znaki tez to wierze.

Magdamama współczuje straty i przytulam mocno :-* Też poznałam na forum o cytomegalii kilka fajnych dziewczyn, niektóre mają bardzo ciężko chore dzieci po tym okropnym wirusie... one to dopiero są inspiracją dla mnie i innych mam :) Ja myślę że dałam radę, bo po prostu musiałam dać, musiałam być silna dla mojej Amelki, a ona bardzo mi pomogła przejść przez to wszystko, no i mój Mati, i parę koleżanek które okazały się być prawdziwymi koleżankami, nie narzucały się, nie pisały mi jak to bardzo mi współczują lub jak one mają ciężko ale w odpowiednich momentach moglam na nie liczyć :)

Magdamama a próbowaliście zajść w ciąże przez ten rok od straty czy w ogóle próby nie było bo jeszcze nie byłaś na to gotowa?? Mi się wydaje że chciałabym bardzo zajść w kolejną ciążę, i myślę żeby jeszcze bliżej końca roku spróbować ale boję się właśnie że psychicznie się zblokuje i pojawi problem z zajściem, pomimo że z pierwszą dwójką nie miałam problemów, ale wtedy wiadomo inna sytuacja była. Dodatkowo strasznie się będę bała wszystkich chorób zakaźnych a chcę zapisać moją Amelkę od września do żłobka :/
 
Koleżanka faktycznie jakaś bez serca... ale ludziom niektórym cieżko o empatię, rozumieją dopiero jak bezpośrednio ich do dotyczy a takto my szarzy ludzie mamy pewien zarys, schemat co kto może myśleć i po prostu hamsto nie myślimy w pewnych kategoriach.

Żeby była jasność - nikogo tu nie bronie!

Ciesze siei, że pożegnałaś się z dzieciątkiem. To napewno jakiś kolejny etap do zamknecia na drodze i trzebabylo to przejść. Super, że masz wsparcie w partnerze i że córka daje Ci jeszcze radosć i pomaga jakoś to posklejać wszystko...

Zawsze jak mi jest cholernie źle, bo nie mogę zajść... przypominam sobie Ciebie i sama pukam się w ten głupi łeb i mówie sobie "czekaj cierpliwie" będzi Ci dane to się pojawi i może tym razem nie będzie aniołkiem... :(

Także dziękuje Ci za Twoją historie. Wiele u mnie zmieniła teraz... może właśnie to mi było potrzebne.

Trzymaj się i oby jak najmniej łapały Cię te przykre wspomnienia a powracały te piękne.

Dzięki kochana za Twe słowa i mocno trzymam kciuki aby udało Ci się zajść i szczęśliwie donosić ciążę do końca 😘
 
Magdamama współczuje straty i przytulam mocno :-* Też poznałam na forum o cytomegalii kilka fajnych dziewczyn, niektóre mają bardzo ciężko chore dzieci po tym okropnym wirusie... one to dopiero są inspiracją dla mnie i innych mam :) Ja myślę że dałam radę, bo po prostu musiałam dać, musiałam być silna dla mojej Amelki, a ona bardzo mi pomogła przejść przez to wszystko, no i mój Mati, i parę koleżanek które okazały się być prawdziwymi koleżankami, nie narzucały się, nie pisały mi jak to bardzo mi współczują lub jak one mają ciężko ale w odpowiednich momentach moglam na nie liczyć :)

Magdamama a próbowaliście zajść w ciąże przez ten rok od straty czy w ogóle próby nie było bo jeszcze nie byłaś na to gotowa?? Mi się wydaje że chciałabym bardzo zajść w kolejną ciążę, i myślę żeby jeszcze bliżej końca roku spróbować ale boję się właśnie że psychicznie się zblokuje i pojawi problem z zajściem, pomimo że z pierwszą dwójką nie miałam problemów, ale wtedy wiadomo inna sytuacja była. Dodatkowo strasznie się będę bała wszystkich chorób zakaźnych a chcę zapisać moją Amelkę od września do żłobka :/
Ja poronilam w 21/22 tygodniu w listopadzie. Po półtorej miesiąca dostałam okres. Tydzien przed okresem byłam u ginekolog na kontrolę i powiedziała, że tak ładnie się wszystko wyczyscilo, zagoiło, ze jeśli będziemy mieli siłę to możemy po okresie się starać. Stwierdziliśmy, ze spróbujemy. Udało się, teraz leci 9 tydzień. Od razu poszlam na wizytę, dostałam luteine i zastrzyki z heparyny. I reżim łożkowy. I powiem tak, jest ciężko. Codziennie mam koszmary, ciągle sprawdzam wkładkę czy nie krwawie. Kazde uklucie w brzuchu powoduje strach. U mnie przyczyną było zakażenie niewiadomego pochodzenia. Dzidzia byla zdrowa, jednak za mala na przeżycie. Pogrzeb i widok narzeczonego z mala biala trumienka zostanie w mojej pamięci do konca życia. Jakbys chciala pogadać zawsze mozesz napisać.
 
Straciłam córeczkę miesiąc temu w 23 tygodniu. Miałam zakażenie ale towarzyły temu też inne czynniki, jeszcze nie wszystko mam zdiagnozowane. Moja córeczka zmarła na naszych rękach bo porodu nie dało się zatrzymać.

Ze znajomych mało kto się odzywa, chyba działamy jak straszak. Na szczęście mam moją połówkę i 2 starsze córeczki.

Trzymaj się. To nie tak że czas leczy rany ale na pewno życie stanie się znośniejsze.
Masz dla kogo codziennie rano wstawać i uśmiechać.
 
reklama
Ja poronilam w 21/22 tygodniu w listopadzie. Po półtorej miesiąca dostałam okres. Tydzien przed okresem byłam u ginekolog na kontrolę i powiedziała, że tak ładnie się wszystko wyczyscilo, zagoiło, ze jeśli będziemy mieli siłę to możemy po okresie się starać. Stwierdziliśmy, ze spróbujemy. Udało się, teraz leci 9 tydzień. Od razu poszlam na wizytę, dostałam luteine i zastrzyki z heparyny. I reżim łożkowy. I powiem tak, jest ciężko. Codziennie mam koszmary, ciągle sprawdzam wkładkę czy nie krwawie. Kazde uklucie w brzuchu powoduje strach. U mnie przyczyną było zakażenie niewiadomego pochodzenia. Dzidzia byla zdrowa, jednak za mala na przeżycie. Pogrzeb i widok narzeczonego z mala biala trumienka zostanie w mojej pamięci do konca życia. Jakbys chciala pogadać zawsze mozesz napisać.

To straszne ile mam traci swoje aniołki, a byłyby cudownymi matkami a taka patologia rodzi zdrowe dzieci o które nie dba :( Karolina a skąd wiesz że to było zakażenie ? miałaś podwyższone crp ? szkoda że takich rzeczy nie można ustalić w szpitalu po poronieniu, nawet nie wie wiadomo jak się chronić i na co uważać :( napewno będę miala podobnie jak Ty i się bede bała wszystkiego w kolejnej ciąży, nie wiem jak dam radę przeżyć te 40 tygodni, ale chcę spróbować.
 
Do góry