Cześć!
Kilka dni temu dodałam post o niskim poziomie bety. Wczoraj zaczęło się krwawienie. Poroniłam. Dzisiaj byłam na wizycie u lekarza, u którego chciałam prowadzić ciążę. Dowiedziałam się od niego, że tak na prawdę... nie byłam w ciąży. I właściwie nie poroniłam, bo przecież nie było płodu. Była to jedynie ciąża biochemiczna. Poczułam się jakbym dostała w twarz. Wyobrażacie to sobie? W mojej opinii straciłam dziecko. W jej opinii nawet nie byłam w ciąży. Oczywiście pytałam o badania, które mogę wykonać, bo jeśli jest coś, co mogłabym zrobić, żeby tego uniknąć to chcę to zrobić. Powiedziała, że teraz to nawet nie ma sensu, że to natura, a natura w takiej sytuacji wybiera mniejsze zło i na pewno tak było tym razem. Zarodek był na pewno wadliwy. A co jeśli to nie wina zarodka, tylko np. moich hormonów albo czegokolwiek innego, pochodzącego ode mnie?! Jestem smutna, zła i bezradna.
Kilka dni temu dodałam post o niskim poziomie bety. Wczoraj zaczęło się krwawienie. Poroniłam. Dzisiaj byłam na wizycie u lekarza, u którego chciałam prowadzić ciążę. Dowiedziałam się od niego, że tak na prawdę... nie byłam w ciąży. I właściwie nie poroniłam, bo przecież nie było płodu. Była to jedynie ciąża biochemiczna. Poczułam się jakbym dostała w twarz. Wyobrażacie to sobie? W mojej opinii straciłam dziecko. W jej opinii nawet nie byłam w ciąży. Oczywiście pytałam o badania, które mogę wykonać, bo jeśli jest coś, co mogłabym zrobić, żeby tego uniknąć to chcę to zrobić. Powiedziała, że teraz to nawet nie ma sensu, że to natura, a natura w takiej sytuacji wybiera mniejsze zło i na pewno tak było tym razem. Zarodek był na pewno wadliwy. A co jeśli to nie wina zarodka, tylko np. moich hormonów albo czegokolwiek innego, pochodzącego ode mnie?! Jestem smutna, zła i bezradna.