sergeevna
Pysiołkowa Mama
Witam się Kochane i chciałabym zapytać Was o zdanie w związku z moim małym problemem... :-(
Mam 22 lata, od ponad 2 lat jestem z moim obecnym narzeczonym. Jest nam ze sobą dobrze, oboje pracujemy, wynajmujemy sami mieszkanie, kochamy się, planujemy ślub i właśnie zaczynamy starać się o dziecko. Relacje moje z rodziną są bardzo dobre, uwielbiają też mojego narzeczonego (z wzajemnością zresztą)... :-) Niby więc nie ma żadnego problemu, ale...
Moja mama zaszła ze mną w ciążę w wieku 18 lat, urodziłam się kilka dni po jej 19-stce. W sumie jest nas 3 rodzeństwa, rodzicom nie było lekko w czasach kiedy jeszcze wszyscy byliśmy mali. Odkąd wyprowadzili się za granicę, zaczęło się układać i teraz jest już super. Razem z moim narzeczonym też mieszkamy za granicą, w tym samym mieście co rodzice.
Od tego cyklu zaczynamy starania o upragnionego Maluszka. Jesteśmy na to gotowi psychicznie i materialnie, dużo rozmawialiśmy o tym i zastanawialiśmy się zanim decyzja została podjęta. Jednak ciągle nie mogę się pozbyć niesamowitego... poczucia winy. I to jest właśnie mój problem :-(
Praktycznie odkąd pamiętam słyszałam w domu rodzinnym, że "nie mogę zajść w ciążę przed swoimi 25 urodzinami". To taki wiek w którym moja rodzina bliższa i dalsza uznaje za przyjęte, że można rodzić To chore, wiem, staram się nie myśleć o tym i nie przejmować się, ale czasami czuję się jak przestępca planujący zbrodnię. Bardzo pragnę dziecka, już od kilku lat w sumie, chociaż nie decydowałam się na nie z wiadomych powodów. Teraz jestem samodzielna, zarabiam sama na swoje utrzymanie, a jednak do tej pory co jakiś czas słyszę od matki "nooo, moja droga, tylko mnie babcią nie zrób, jeszcze ci daleko do tego, jeszcze nie twój czas..."... I wtedy ręce opadają, wykształcił się we mnie chyba jakiś taki odruch obronny i jednocześnie od razu mam żal sama do siebie, że ją okłamuję. W moim domu nie było reżimu i rygoru, ale jestem bardzo silnie emocjonalnie związana z rodzicami i takie odzywki bolą... A ona pewnie tak mówi, bo sama zaszła w ciążę w wieku 18 lat.
Dla mnie to nie jest "problem" że mam 22 lata. Nie ciągnie nas z narzeczonym do imprez, dyskotek, upijania się i bóg wie czego. Oboje jesteśmy domatorami, rodzina jest dla nas najważniejsza i nie chcemy czekać do później tylko dlatego, że czyimś zdaniem "powinniśmy się wyszaleć jeszcze kilka lat".
Czy któraś z Was przechodziła przez coś takiego? Jak się czuła? Jak się ułożyły relacje z matką w trakcie i po ciąży?...
Przepraszam, że wywód taki długi, ale musiałam się wyżalić i zapytać, bo okropnie mnie to martwi
Mam 22 lata, od ponad 2 lat jestem z moim obecnym narzeczonym. Jest nam ze sobą dobrze, oboje pracujemy, wynajmujemy sami mieszkanie, kochamy się, planujemy ślub i właśnie zaczynamy starać się o dziecko. Relacje moje z rodziną są bardzo dobre, uwielbiają też mojego narzeczonego (z wzajemnością zresztą)... :-) Niby więc nie ma żadnego problemu, ale...
Moja mama zaszła ze mną w ciążę w wieku 18 lat, urodziłam się kilka dni po jej 19-stce. W sumie jest nas 3 rodzeństwa, rodzicom nie było lekko w czasach kiedy jeszcze wszyscy byliśmy mali. Odkąd wyprowadzili się za granicę, zaczęło się układać i teraz jest już super. Razem z moim narzeczonym też mieszkamy za granicą, w tym samym mieście co rodzice.
Od tego cyklu zaczynamy starania o upragnionego Maluszka. Jesteśmy na to gotowi psychicznie i materialnie, dużo rozmawialiśmy o tym i zastanawialiśmy się zanim decyzja została podjęta. Jednak ciągle nie mogę się pozbyć niesamowitego... poczucia winy. I to jest właśnie mój problem :-(
Praktycznie odkąd pamiętam słyszałam w domu rodzinnym, że "nie mogę zajść w ciążę przed swoimi 25 urodzinami". To taki wiek w którym moja rodzina bliższa i dalsza uznaje za przyjęte, że można rodzić To chore, wiem, staram się nie myśleć o tym i nie przejmować się, ale czasami czuję się jak przestępca planujący zbrodnię. Bardzo pragnę dziecka, już od kilku lat w sumie, chociaż nie decydowałam się na nie z wiadomych powodów. Teraz jestem samodzielna, zarabiam sama na swoje utrzymanie, a jednak do tej pory co jakiś czas słyszę od matki "nooo, moja droga, tylko mnie babcią nie zrób, jeszcze ci daleko do tego, jeszcze nie twój czas..."... I wtedy ręce opadają, wykształcił się we mnie chyba jakiś taki odruch obronny i jednocześnie od razu mam żal sama do siebie, że ją okłamuję. W moim domu nie było reżimu i rygoru, ale jestem bardzo silnie emocjonalnie związana z rodzicami i takie odzywki bolą... A ona pewnie tak mówi, bo sama zaszła w ciążę w wieku 18 lat.
Dla mnie to nie jest "problem" że mam 22 lata. Nie ciągnie nas z narzeczonym do imprez, dyskotek, upijania się i bóg wie czego. Oboje jesteśmy domatorami, rodzina jest dla nas najważniejsza i nie chcemy czekać do później tylko dlatego, że czyimś zdaniem "powinniśmy się wyszaleć jeszcze kilka lat".
Czy któraś z Was przechodziła przez coś takiego? Jak się czuła? Jak się ułożyły relacje z matką w trakcie i po ciąży?...
Przepraszam, że wywód taki długi, ale musiałam się wyżalić i zapytać, bo okropnie mnie to martwi