@Jagna8 z twojego opisu wygląda, że jako dziecko przejęłaś na siebie rolę rodzica i wzięłaś na siebie odpowiedzialność za członków rodziny. Piękne jest to, że zdajesz sobie sprawę z czym się borykasz. Bo właśnie dostrzeżenie i zdefiniowanie własnych trudności daje przestrzeń do wprowadzenia zmiany. Wspaniałe jest to, że masz wspierającego męża i że rodzice również się starają. I może właśnie teraz jest czas, żebyś pozwoliła samej sobie zadbać o siebie. Część z nas potrafi przepracować takie rzeczy samodzielnie, niektórzy potrzebują mentora a inni psychoterapeuty. Zastanów się, co mogłoby ci pomóc. Tak, żebyś poczuła się ok sama ze soba i innymi ludźmi
@Marynia88 nie wiem, czy podczas naszych warsztatów pokazywałam wam, że do wyboru mamy 4 reakcje na bolesne wydarzenia:
- Możemy rozwiązać problem
- Możemy próbować zmienić nasze odczucia względem problemu
- Możemy zaakceptować problem
- Możemy trwać w beznadziei
Ale wybór zależy od każdego z nas i naszej samoświadomości. Najczęściej drogą do wolności jest akceptacja czyli powiedzenie TAK rzeczywistość.
Jeśli bliska ci osoba będzie potrafiła zaakceptować, czyli uznać to co jej się wydarzyło w życiu, to nawet jesli nadal będzie jej towarzyszył smutek, to będzie potrafiła ruszyć dalej. Jak ładnie powiedziała Marsha Linehan, ktora badała osoby po traumie. Akceptacja, to droga byśmy wzięli cierpienie, które wydaje się być nie do wytrzymania i przekształcili je w ból, który potrafimy tolerować.
A co możesz zrobić ty, jako obserwatorka? Uprawomocnić. To znaczy dać drugiej osobie prawo do przezywania emocji, bez osądu, bez zaprzeczania, bez szukania rozwiązań (nawet w dobrej wierze). Możesz powiedzieć, że widzisz jak jej bardzo ciężko/smutno itd. Spytać, czy możesz się przydać? Czy potrzebuje zewnętrznej pomocy? Czasem wystarczy przytulenie, czasem wspólne siedzenie i milczenie. Niewiele, a jednak dużo.
Dokładnie, znam osobę, która po ciężkiej relacji z matką wciąż przy każdej okazji wspomina i wypomina dawne czasy, ma dużo zalu w sobie wszedł w destrukcyjny związek z inną kobieta, która wręcz pielęgnuje jego poczucie winy, zniecheca go wobec całej rodziny nawet wobec ojca,który zawsze go wspiera. Powiem szczerze, że nie da się z nim przebywać dłużej bo przelewa te negatywna energię na każdego, każda rodzina impreza kończy się nawet jego płaczem, jest przed 40stka trwa w beznadziei.
Z kolei blizsza mi osoba, mężczyzna ma podobna relacje z ojcem. Tylko, że mimo uświadomienia sobie i niechęci do powielania zachowan ojca są momenty, że go "naśladuje" czasami jest to nie do wytrzymania bo w momencie kiedy się mówi STOP robisz dokładnie to samo co Twój tata, a nie chciałeś tego to obraża się, że jak mozna ich wogole porównywać....
Czasami obawiam się, że z wiekiem zacznie się do niego upodabniac. Gdy nie ma dłużej kontaktu z ojcem, jest spokojny i zrównoważony w momencie gdy spotkają się, jest spięty ale zachowania jego wskazują, że szuka poparcia, docenienia, nawet kosztem dzieci czy żony. Zdaje sobie sprawę, że jego ojciec nie jest dobrym człowiekiem jednocześnie mówi, że go kocha i dużo go nauczył. Wręcz koloryzuje swoje dzieciństwo, które łatwe nie było.
W dorosłym życiu czy jako nastolatek był upokarzany przy kolegach i innych, ma niskie poczucie wartości. W pracy chce być najlepszy, bardzo źle znosi gdy nie czuje tam docenienia, wręcz łaknie go w każdej sferze życia. W zwykłych czynnościach.
Nie raz w czasie rozmowy mówi, że zdaje sobie z tego sprawe ale na codzień tego tak nie widzi. Są różne momenty, stara się wyjść z cienia ojca, który ciągle go o coś obwinia. Był na terapii bo miał silna nerwice, po terapii wyprowadził sie z domu rodzinnego, nadal ma nawroty, co jakiś czas myśli, typu, głównie w pracy, że ktoś o nim źle mówi albo źle mu życzy.
Ciężka droga dorosłego dziecka, które mialo dziwna relacje z rodzicem. Jak łatwo można przelać dorosłe problemy na dzieci. Każde doświadczenie z dzieciństwa ma duży wpływ na nasze dorosłe życie. Staram się to wszystko widzieć żeby samej nie wpaść w taka pułapkę.