reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Związek (przed ślubem) i brak akceptacji mojego syna (nie wychowuję go)! Pomocy!!

Dołączył(a)
3 Maj 2010
Postów
2
Witam, proszę o poradę - jak na moim miejscu zachował by się facet a na miejscu mojej kobiety - inna kobieta.
Sytuacja jest bardzo ciężka, proszę uważnie zapoznać się z treścią.

Napiszę krótko: żyję obecnie w związku wolnym (zaplanowany ślub w październiku) z kobietą z którą mam 8 miesięczną przepiękną córkę.
Mam także syna z poprzedniego związku (także nieformalnego) - jednak uwaga! NIE WYCHOWUJE GO! Mam pełnię praw, mam widzenia 2 weekendy w miesiącu,
wakacje po połowie, ferie i święta po połowie.. Kontakt z matką jest bardzo dobry, mimo rozpadu związku kilka lat temu - doszliśmy do takiego porozumienia
dla dobra naszego ale głównie dziecka. Poprzednia partnerka ma obecnie męża i dziecko z jej obecnego związku. Mało tego - męża znam, dążymy
się pełnym szacunkiem (choć początkowo było to ciężkie).

Problem polega na tym, że mimo moich widzeń wyłącznie - przeżywam prawdziwe rozdarcie bo moja obecna partnerka nie znosi obecności mojego syna, dlatego
często mnie nie ma - aby nie prowadzić do sytuacji konfliktowych. Dla niej kontakty to raz w tygodniu na kawie na 2 godziny....
Nie rozumie faktu, że ją kocham, że mamy córkę, że razem nam jest dobrze - ta myśl kiedy zbliża się widzenie powoduje u niej białą gorączkę...

Dla niej jestem ojcem który ma dwa bękarty... ma zupełnie inne spojrzenie na to jaki dla nich jestem a tu nie ma nic
do zarzucenia... Dla niej najlepiej jakbym sam sobie ograniczył prawa do poprzedniego syna... to prawdziwa choroba. Na początku widziała w jakiej jestem sytuacji, a co by było,
gdybym dziecko wychowywał? Wtedy na pewno nigdy bym z nią nie był...

Sytuacja staje się patowa, bo dochodzi do braku akceptacji mojej matki (babki syna) która dla niej nie jest do zniesienia. Tylko jej rodzina, jej strona jest najlepsza,
dbająca, fantastyczna...

Nie wymagam od niego miłości dla mojego syna i dla tego że raz na jakiś czas będzie u nas 3-4 dni... albo że pojadę na któryś weekend... ale wymagam pełnej akceptacji choćby
dla tego że uważam że robię w pełni prawidłowo.. Dla niej on ma rodzinę i nie powinienem w tym uczestniczyć - tylko że właśnie to rodzina mojego syna sama zrozumiała, że
kontakty ze mną są bardzo ważne...

Nie wiem co robić - dochodzi do tego, że stawia mnie przed wyborem.. albo tak albo będę zmuszony odejść.. Mam pecha do kobiet, trudno, ale nie mam pecha do dzieci i nie mam zamiaru
wybierać kobiety która nawet tak rzadko - ale jednak nie akceptuje dziecka i tego co dla niego (czasami przecież i rzadko..) robię.. !!! Nie wyobraża sobie jego obecności na uroczystościach naszej córki,
bo to dla niej obcy "dzieciak"....

Mówi, że ma znajomych którzy dziwią się, że moje kontakty to prawie "współuczestniczenie w wychowaniu" ... na boga co się dzieje? Czy jest coś co robię źle? Rozmów były tysiące..
Jest osobą bardzo opryskliwą i ma mocne riposty, problem w tym, że najcześciej mówi o czymś o czym nie ma pojęcia i wyprzedza fakty, często dochodzi do kłótni...

Nie jestem z nią wyłącznie dla córki - przecież mógłbym odejść... jestem bo jest dobrą kobietą która wybucha jak lawa przy w/w sytuacjach, choć od momentu porodu generalnie jako partner
przestałem istnieć... nie raz mówiła, że ma dziecko i nie jestem potrzebny...


Co zrobić? co myśleć? Jak jej to wyplenić? Jak jej wytłumaczyć? Może publicznie pokażę odpowiedź na tę wiadomość.. może odrobina jej części ją ruszy....
 
reklama
ech ! masz chłopie nie lada problem. Z tego co opisujesz wydaję się, że robisz wszystko prawidłowo. Ja bym nawet powiedziała, że kontakty z synem dwa razy w miesiącu to za mało ale jak to się mówi lepszy rydz niż nic. Kontakty Twojej córki z synem tez jak najbardziej wskazane bo to żaden obcy dzieciak tylko najprawdziwszy brat, w którym płynie ta sama krew (w połowie:)) Ale należaloby poznać również drugi punkt widzenia. Widać Twoja partnerka ma jakiś problem z tymi widzeniami . Może coś jest nie do końca tak jak napisałeś, albo czuję zagrożenie swojej pozycji albo pozycji Waszej córki. Albo w ogóle ma jakiś problem z tym związany o którym nie masz pojęcia. Należałoby poważnie porozmawiać a jeżeli rozmawialiście już tysiąc razy i nie ma efektu to może tej Waszej rozmowie powinien przysłuchać się terapeuta rodzinny bo się tak już zaplątaliście, że nie znajdziecie wyjścia. Nie sądzę żeby pokazywanie tego posta było dobrym wyjściem. Dziewczyna poczuję się urażona pewnie i i tak nie uwierzy. Powie, że my wszyscy tu to durnie i będziesz w punkcie wyjścia. kombinuj chłopie i powodzenia.
 
zgadzam sie z poprzedniczka moze powinniscie wybrac sie do terapeuty czy psychologa
bo dla mnie to,ze chcesz i spotykasz sie z synem z pierwszego zwiazku to jest bardzo pozytywne i widac,ze zalezy ci na synie
nie rozumniem dlaczego ona-obecna partnerka sie temu sprzeciwia,przeciez wiazac sie z oba wiedziala,ze masz syna??? twoja byla ma meza,dziecko z mezem,wiec obecna partnerka nie powinna byc zagorona jej osoba,nie wiem dlaczego ona jest zazdrosna o syna???
a jaka byla sytuacja na poczatku,czy tak sie stalo dopiero po urodzeniu waszego wspolnego dziecka??
 
1. Poczytaj troche temat o Macochach. Tak zobaczysz jak na to patrza kobiety od drugiej strony.
2. Parnterow/partnerki mozna zmieniac, dzieci ma sie na cale zycie! Warto o tym pamietac. Zarowno jako rodzic, i jako osoba wiazaca sie z rodzicem. Trzeba tez umiec stawiac priorytety w zyciu. Jesli jest sie normalnym rodzicem to dzieci stawia sie na pierwszym miejscu (oczywiscie do pewnych granic!). I nie zaleznie czy z nami mieszkaja czy nie. I warto o tym pamietac zakladajac druga rodzine, bo to ma byc rodzina rowniez dla posiadanego juz dziecka.
3. Oboje z obecna partnerka powinniscie sie za wczasu zastanowic czy wasz zwiazek ma szanse na sukces. Ty powinienies wczesniej sprawdzic jak ona i dziecko na siebie "reaguja", a ona powinna sie zastanowic czy jest w stanie zwiazac sie z mezczyzna, ktory posiada dziecko. Niektory¨m kobietam wydaje sie, ze wiazac sie z kims takim wiaza sie tylko z mezczyzna a nie dzieckiem. A to nie prawda (duzo o tym wlasnie w dyskusjach Macoch). No, ale juz jest "po ptokach". Poszliscie na zywiol - chyba pochopnie. A to zwiazkowi dobrze nie wrozy.
4. Czy pytales partnerke czy gdybyscie sie rozstali to ona tez uwazalaby, ze nie powinienies utrzymywac kontaktow z Waszym dzieckiem? A co jesli dziecko zostaloby przy Tobie - czy nie chcialaby miec z nim kontaktow? Takie "coby bylo gdyby" czasem pomaga w mysleniu...
5. Pilnuj swoich kontaktow z obojgiem dzieci. One rosna tak szybko, ze latwo cos przegapic. A to, co sie straci w wychowaniu dziecka - nigdy nie powraca (z kazdym dzieckiem jest inaczej). I mozesz mi wierzyc lub nie, ale po latach dopiero czlowiek pluje sobie w brode, ze byl taki glupi i tyle stracil. Wtedy latami ma sie wyrzuty sumienia. Bardzo czesto wtedy rodzic pragnie kolejnego dziecka i stara sie nie stracic nic z jego wychowanie - czasem wrecz do przesady. Ale nawet to nie zaglusza sumienia, bo to juz jest inne dziecko - tamtym/tamtemu juz sie nie wynagrodzi straconych chwil.
6. Oboje z partnerka musicie sobie zdac sprawe z tego, ze Wsz zwiazek nie ma szans przetrwania jesli ona nie zaakceptuje Twojego dziecka. Nie musi go kochac i rozpieszczac, ale musi sprawic, aby ono sie dobrze czulo w Waszym domu, aby czulo sie czescia rodziny itd. Nie mozesz doprowadzic do tego, aby Twoje starsze dziecko cierpialo za wasze bledy. Nic nie moze odbywac sie ´jego kosztem. Odsuniecie go od Ciebie bedzie dla niego nieszczesciem, a na jego nieszczesciu wlasnego szczescia nie zbudujesz. Jednak duzo zalezy od Ciebie. Ty musisz byc dyplomatyczny. Musisz tez pilnowac, aby dziecko zachowywalo sie poprawnie w stosunku do Twojej partnerki. Ono tez nie musi jej kochac, ale musi traktowac ja z szacunkiem. Stoisz miedzy mlotem a kowadlem i od Twojego rozsadnego postepowania zalezy jak wszystko sie ulozy. Nie licz na zmiany "kiedys". To co sie teraz nie ulozy - potem tylko sie pogorszy. Nie wymagaj zbyt wiele ani od dziecka, ani od partnerki. Daj im czas - ale musza sie starac! Pamietaj tez, ze Twoja partnerka jest tez w trudnej sytuacji.
7. Twoje dzieci sa rodzenstwem. jesli nie pelnym to chociaz w polowie. I tak bedzie przez cale ich zycie. Nie mozecie absolutnie pozbawiac ich kontaktu ze soba. Kiedys moze beda miec tylko siebie jako rodzine. Wy nie bedziecie zyc wiecznie. Jesli ograniczycie ich kontakty to kiedys w zyciu moga miec to wam za zle.
8. Jesli bym byla na Twoim miejscu to poczekalabym ze slubem az wszystko sie ulozy, bo jesli nie.....marne szanse na powodzenie. Wiec po co komplikowac sobie zycie. A kolejnym razem bym jasno stawiala sprawe i testowala partnerke za wczasu.....
Trzymam kciuki i zycze powodzenia
PS. Zeby nie bylo: od prawie 10 lat jestem macocha dzis juz 18-latki, 20- i 22-latka, oraz mama prawie 5-latki - ktora starsze rodzenstwo uwielbia!
 
Z tego co piszesz wynika ze jestes dobrym i odpowiedzialnym ojcem. I podobnie jak moja poprzedniczka uwazam, ze nie mozna Ci nic zarzucic (no chyba ze cos pominales;)). Nie rozumiem postawy Twojej obecnej partnerki. Przeciez Twoj syn to dziecko, ktore potrzebuje Twojej obecnosci, milosci, wsparcia! Bedac matka powinna to zrozumiec. Mowi, ze Twoj syn ma juz rodzine... Ale przeciez to Ty jestes takze jego rodzina! Osobiscie majac takiego faceta jak Ty bylabym dumna, ze pomimo tego ze jestes juz w nowym zwiazku i masz nowe dziecko, nadal troszczysz sie o swojego synka. To udowadnia, ze jestes dobrym Tata. Nie do konca rozumiem co nia kieruje. Zazdrosc o to ze poswiecasz czas nie tylko jej i waszej coreczce? Ale przeciez wiedziala ze masz juz dziecko, swiadomie sie zgodzila na taki uklad. Sama wychowuje samotnie dziecko i wiem, ze ciezko jest znalesc osobe ktora zaakceptuje fakt, ze masz juz potomka. Ale ta akceptacja jest wlasnie niezbedna, zeby moc stworzyc normalny zdrowy zwiazek. Ciezko jest budowac przyszlosc z osoba, ktora ma podejscie takie jak Twoja partnerka. Dodam jeszcze, ze ojciec mojego Malenstwa zostawil mnie jak bylam jeszcze w ciazy i nawet nie widzial naszego Synka bo jego obecna dziewczyna nie zezwala mu na wizyte u mnie w domu... Przykre to ale prawdziwe... Blagam Cie! Nie popelniaj tego bledu co on... Bo skrzywdzisz tylko dziecko, a to przeciez ono jest najwazniejsze! Wiem, ze ciezko jest Ci byc pomiedzy mlotem a kowadlem. Ale podejmij rozsadna decyzje bo jest to decyzja na cale zycie...
 
I jeszcze jedno i dosc wazne.
Nie jest wyjsciem spotykanie sie z dzieckiem poza domem. To nie jest zdrowe dla nikogo i nic nie zalatwia. To rozwiazanie krotkowzroczne - w danej chwili jest ok, ale na dluzsza mete tylko pogarsza sprawe. Dziecko ma byc czescia Waszej rodziny a nie czyms na boku. W Waszym domu powinno czuc sie u siebie. Wyjazdy tez powinny byc wspolnym przezyciem - to laczy! Macie byc rodzina, a nie dwoma oddzielnymi (ty i syn oraz ty, partnerka i Wasze dziecko).
Pamietaj tez, ze dla dobra syna, powinienes byc bez zarzutu w stosunku do opieki nad mlodszym dzieckiem. Jesli bedziesz sie od tego migal to partnerka zrzuci wine na syna i kontakty z nim. To tylko pogorszy sprawe.
 
Drogie dziewczyny... to co piszecie jest w pełni uzasadnione i to co zostało napisane wyżej - jest prawdą, mało tego - próbowałem wielu rozmów, bez skutku. Jest dobrze, ale do momentu. Faktem jest że nie było wizyty u terapeuty, bo być może była by wskazana. Jestem otwarty. Odpowiadając na kilka kwestii wyżej, niestety, zdaniem mojej partnerki jest inaczej: Mój syn z poprzedniego związku ma rodzinę i tam jest jego rodzina. Ja jestem jakimś tam skrawkiem który nigdy nią nie będzie - jestem "dochodzący". Zdaję sobie poniekąd sprawę z częstotliwości , że nie ma mnie na co dzień, cieszę się jednak, że wiem z kim moja była partnerka związana jest obecnie i nie mam im nic do zarzucenia. Zresztą ten związek skończył się ponad 6 lat temu...a obecny trwa od 4 lat... Jeśli chodzi o syna to moja obecna partnerka oczywiście, że od początku zaakceptowała go z entuzjazmem, jednak jak to dziś podkreśla "nie spodziewała się, że będę współuczestniczył" w jego wychowywaniu (dla niej co drugi weekend, oraz raz w roku wakacje na pół czy ferie) to współuczestniczenie czynne.... dla niej jak już pisałem widzenie to 2h raz w tygodniu (myli chyba ograniczenie praw dla ojców np. alkoholików). Mało tego - zdaje sobie sprawę jaki jestem w stosunku do dzieci, jaki byłem, jaki będę, jak na mnie reagują... nie mam zamiaru tych najbardziej niewinnych istot dla zaspokojenia jej prywatnych oczekiwać spełniać, bo wówczas było by to chore.... I tak ograniczyłem kontakty do minimum... od września syn idzie do szkoły.. mało tego! - dojeżdżam co 2-gi weekend autem ponad 230 km.... (stąd często pretensje o to, że pochłania to pieniądze...) . N\ samym początku jak nie mieliśmy własnego dziecka było inaczej. Razem nad morzem, w trójkę - to było bardzo fajne, naturalne, normalne, właściwe. Syn nabrał do niej zaufania, a ona po 3 latach potraktowała go jak przedmiot... sugerując, że najlepiej będzie jak ona nie będzie uczestniczył w wizytach... mam wizytę to jadę... i tak to teraz wygląda... widziała dziecko 3 miesiące temu na 1 dzień... teraz zobaczyła znowu.. i mimo że nie doszło to tego, że został u nas, był problem. Dlatego na razie wybieram sposób jej unikania, bez niej - nie mam wyjścia. Wyjściem jest zerwać z tym horrorem, bo kocham ją, kocham naszą córkę, ale z jednej strony nie wyobrażam sobie jeszcze samemu ograniczyć widzeń (którą są naprawdę jak na tę sytuację minimalne) to nie chcę zostawiać drugiej córki - tylko dlatego, że podejście matki do pewnych spraw jest tak nieludzkie..

Jeśli ktoś zada mi pytanie: Czy próbowałem ją zrozumieć? Odpowiem - tak - za każdym razem... ale co z tego? Odpowiadając na niektóre pytania wyżej i kontakty naszego obecnego dziecka ze mną (jeśli doszło by do rozstania) już 3 razy słyszałem, że nie były by one tak częste jak z synem z pierwszego związku... ona po prostu sobie tego nie wyobraża... i zrobi wszystko aby tak było...

Pomyślicie: czarownica? - być może, jest specyficzna, jest zamknięta tylko na to co z nią związane, co jej i wokół niej, wszystko inne jest jej obce, złe i nie do przyjęcia... aż strach pomyśleć jak ta ślepa miłość może wyglądać. Stosunek jej do córki - nadopiekuńczy - złego słowa nie powiem. Typ osoby: taki który uważa że nikt nie dopilnuje tak jak ona.. Znak zodiaku Lew... Ja - Strzelec. Różni nas tak dużo ile nas łączy... i to nas połączyło..

jednak okazuje się, że tak żyć się nie da i choćbym sam miał się poświęcić... to z czego mam zrezygnować? Z córki? Z syna? A może zostać w tym związku i męczyć się każdego dnia .... ? A może odejść i wybrać lepsze zło - to chyba rozwiązanie najbardziej kompromisowe... ale patrzeć na 8 miesięczne dziecko jak się rozwija.... 1 albo 2 razy w miesiącu ....?....

nie wiem co robić.. sił po prostu brak/.
 
Pierwszy rok macierzynstwa jest trudny dla obojga rodzicow. Wtedy dzieja sie rozne rzeczy, ktore ani wczesniej, ani pozniej sie nie zdarzaja. Moze warto poczekac jeszcze troche, pojsc na terapie, powalczyc. Ale jesli to nie da rezultatu to ja bym wybrala jednak rozstanie. Predzej czy pozniej i tak do niego dochodzi w wiekszosci takich przypadkow, bo predzej czy pozniej rodzic zazwyczaj porzadkuje swoje priorytety. I raczej nie myslalabym kategoriami, ze zostawiasz corke. W domu, gdzie nie bedzie porozumienia i szczescia - ona tez nie bedzie szczesliwa. Jest ryzyko, ze z czasem, fakt, ze corka bedzie powodem pozostania w tym zwiazku, moze doprowadzic do tego, ze obwinisz podswiadomie ja o rozne problemy, nawet o utrate syna. A do tego nie mozna dopuscic.
Nawet gdyby partnerka chciala ograniczyc Twoje kontakty z corka, to mozesz je wywalczyc sadownie. Wtedy nie bedzie miala nic do powiedzenia. Obys tylko mial pelne prawa rodzicielskie.
Zastanow sie dobrze dlaczego jestes ze swoja partnerka, czego oczekujesz od niej w przyszlosci i czy macie wspolne cele. Dobrze przemysl swoja decyzje. Tu nie ma "bezbolesnego" rozwiazania. Pamietaj, ze nie licza sie rozwiazania krotkoterminowe, mimo, ze sa najlatwiejsze. Liczy sie to, co da pozytywne efekty na cale zycie Twoich dzieci. Pamietaj, ze nie liczy sie czas spedzany z dziecmi, tylko jego jakosc.

Nikt Ci tu nie da gotowego rozwiazania....... Jak sobie poscielesz....itd. Ale tym razem scielisz rowniez swoim dzieciom.....
 
naprawde bardzo Ci wspolczuje bo musi Ci byc bardzo ciezko. Szczegolnie, ze to juz nie tylko chodzi o Wasza milosc ale o dzieci... I synek i corka potrzebuja Taty... To ze Twoja partnerka mowi ze nie bedziesz mogl miec czestych kontaktow z Wasza corka jest moim zdaniem malym szantazem emocjonalnym. Moze poprostu chce postawic na swoim. Pomyslala, ze jezeli w ten sposob postawi sprawe to wygra. Pozatym pamietajmy, ze to nie tylko ona decyduje o czestotliwosci widzen. Zawsze mozesz walczyc o swoje w sadzie. W tej sytuacji nie ma niestety dobrego wyjscia, i tak zle i tak niedobrze. Zawsze ktos bedzie poszkodowany. Twoja partnerka napewno nie jest zla osoba, poprostu chyba przerosla ja ta cala sytuacja, pogubila sie. Moze potrzebuje czasu, zeby sie odnalesc? Mysle, ze warto sprobowac jakiejs terapi. Ona musi zrozumiec, ze nie ma prawa odbierac dziecku ojca tylko dlatego ze ma takie widzimisie... Rozmawiaj, tlumacz, moze pokaz jej to forum? Niech poczyta o samotnych matkach co przezywaja, na jakich beznadziejnych facetow trafily i jak cierpia z powodu ze ich dzieci nie beda mialy normalnych ojcow. Albo o macochach, ktore traktuja dzieci partnerow jak swoje. Moze to otworzy jej oczy?
 
reklama
Moze lepiej aby nie czytala tematu o Macochach, bo tam jest tez duzo negatywnych przykladow, ktore moze wykorzystac przeciwko Tobie. Ale sam poczytaj.....
 
Do góry