Witam serdecznie, ponownie,
Chciałem podziękowanie wszystkim zaangażowanym w mój wątek.
Część z Was pytała o chorobę dziecka i tu w odpowiedzi ponieważ moja żona kiedyś pokazała mi to forum i pewno sama jest zarejestrowana wolałbym unikać pewnych szczegółów z naszego życia.
Osobiście nie uważam, żeby jej się zupełnie poprzewracało, ponieważ czasami zrobi coś w domu.
Przed porodem była super świetną dziewczyną, zawsze uśmiechniętą i radosną. Lubiącą zabawę, spotkania etc.
Po porodzie jednak zaczęły się schody bo w szpitalu spędziliśmy bardzo dużo czasu.
Namawiałem ją, abym mógł zamiast niej posiedzieć przy córeczce w nocy, żeby mogła wrócić do domu...odpocząć.
Mi faktycznie korona z głowy nie spadnie jeśli ugotuję, popiorę i posprzątam poprasuje...robiłem to od małego i uważam, że to nic trudnego.
Jenak moja obawa tkwi w zmianie zachowania i podejścia do ŻYCIA w rodzinie a nie do obowiązków.
Ja nikomu niczego nie jestem winien, żebym musiał wszystko robić sam...Żona również, dlaczego więc tak się stało, że ja pracuję zawodowo, wracam do domu i mam jeszcze 2 dodatkowe etaty - 1. gosposi, 2. opiekunki do dziecka...
Nie mówię, przy tym, że nie sprawia mi to radości, bo wiem jacy panowie dzisiaj są leniwi a ja taki nie jestem.
Cieszy mnie gdy mogę pobawić się z córeczka, pogadać do niej, poprzytulać, przewinąć, wykąpać,uprać jej ciuszki (mega piękne) i uprasować, a przy tym trzymając moją Istotkę na rękach zrobić obiad.
To są cudowne chwile, których nigdy bym nie przeżył będąc leniuchem.
Martwi mnie jednak fakt, że moja żona jest bardzo pasywna, unika mnie, moich zalotów. Gdy się do niej uśmiecham, robi krzywa minę i coś odburknie pod nosem nieprzyjemnego.
Starałem się dopytać o co chodzi...myślałem, że może jest zazdrosna o moją relacje z córeczką - bo ewidentnie jest lepsza niż jej. Wycofałem się troszkę dając żonie możliwość zabawiania dziecka, ale córeczka i tak woli mnie. Nic na to nie poradzę. Czytam bajki do snu, śpiewam jej, tańczymy sobie, wygłupiamy się i jest fajnie.
Córeczka jej faktycznie jedyną osobą, która się cieszy z mojego powrotu do domu.
Pewno część z Was powie, że problem wyolbrzymiam, albo koloryzuję, ale z tego co już zdążyłem przeczytać tutaj na fourm, opinie Wasze są mocno zbliżone do tych, które zebrałem w moim otoczeniu znającym moja żonę.
Ktoś napisał, że to może depresja...Możliwe, ale dopóki żona sama nie zauważy problemu, to jej nie pomogę, bo nie będzie chciała (typ Zosia samosia).
Mi nie zależy na rozwalaniu tego co nas łączy, ale na pielęgnacji i wspólnym zrozumieniu. Zaangażowaniu obu stron. Przecież ja też przeżywam chorobę dziecka, tak samo się martwię i płaczę nocami nad niepewnym losem.
Faceci też czują do cholery i to nie jest tylko domena kobiet!.
Chce zrozumieć co się dzieje z naszym życiem, abym mógł coś z tym zrobić.
Wydaje mi się że i tak dużo robie dla swojej rodziny w tym dla żony.
Prawdą jest że poród i wychowanie dziecka to olbrzymie wyzwanie dla kobiety, jej ciała, umysłu, zdrowia, wytrzymałości etc. ale my ojcowie też przechodzimy taką samą próbę. Co prawda, nie tyjemy i nie mamy z tego powodu rozstępów itd., ale musimy zrezygnować z naszych zainteresowań na rzecz rodziny, musimy być dostępni niezależnie od czasu i miejsca.
W moim przypadku porzuciłem wszystko to co trawiło mój czas na rzeczy nie związane z rodziną i opieką nad dzieckiem.
Znalazłem w firmie osobę, która przejęła na siebie moje obowiązki, bo po prostu mnie nie było w pracy.
Zatem reasumując chcę szczęścia dla mojej rodziny i zdrowia dla córeczki.
Dziekuję tym samym wszystkim za życzenia, zdrowia dla córki...to bardzo miłe i pocieszające, ze są jeszcze ludzie, którym zależy.
Nie wiem co zrobię, ale nie dopuszczę do rozpadu rodziny i do utraty kobiety mojego życia. I jak ktoś pytał...będę walczył o nas. Mam nadzieje, że kiedyś się to poprawi, myślę, że nie wcześniej niż z powrotem dziecka do zdrowia, ale i tak wytrwam.
Może tych kilka słów wyjaśnień nakreśli sytuację i pomoże wam w odpowiedzi na trapiące mnie pytania.
Serdecznie pozdrawiam