Witam serdecznie,
Od razu zaznaczę, że jestem mężczyzną, tak kwoli ścisłości, poszukującym pomocy.
Otóż, gdy żona urodziła córeczkę okazało się, że maleństwo jest ciężko chore i od dnia narodzin wiecznie latamy po szpitalach.
Rozumiejąc dobro dziecka, przez długi czas starałem się akceptować braki obiadów (bo sam mogę ugotować - co zresztą robię), absolutny brak seksu, wahania nastrojów żony...*******nik w domu i wszystko to co się dzieje u nas!.
Powoli jednak dochodzę do wniosku, że żona w ogóle straciła zainteresowanie mną i naszymi potrzebami, zaś liczy się tylko dobro dziecka.
Nasz życie podyktowane jest kondycją maleństwa, ale nie chcę dopuścić, aby nasze małżeństwo się z tego tytułu rozpadło.
Rozliczne awantury, że ona haruje w domu przy dziecku, a ja lajtowo w biurze i jeszcze się czepiam, że nieugotowane...powoli mnie przytłaczają i powodują, że mimo wielkiej miłości do rodziny coraz trudniej mi wracać do domu.
Nie wnikam, że od kilku miesięcy nie kochaliśmy, nie liczę na to, bo poród mieliśmy faktycznie dramatyczny, ale minimum zbliżeń typu przytulanie lub całowanie mogłoby załatwić temat.
Już nie wiem co mam robić. Pewno gdyby mnie zabrakło i tak żona by nie zauważyła. No może po kieszeni by odczuła, ale nie jestem i tego pewien.
Ja jestem potrzebny na zakupy, aby zawieźć i przywieźć do i z szpitala, ale do niczego innego..no może po za kąpielą. Czuję się z tym wszystkim bardzo źle i nie umiem sobie poradzić. Pytałem już koleżanki, kolegów, starałem się być posłuszny jej woli i dalej to samo. Jak wyjęła śmieci z kosza to do momentu kiedy ich nie wyrzuciłem stły w korytarzu. Jak nie kupię chleba, to go nie ma. A jak już zona idzie na spacer z dzieckiem, to też nic nie kupi, bo wózek się nie mieści do sklepu, albo jest za zimno, albo nie po drodze itd.
Zastanawiam się, czy to już koniec????? Czy ona kocha tylko nasze dziecko????
Ja na okrągło jej wyznaję miłość, kupuję kwiaty, zabiegam o jej względy, staram się by zwróciła na mnie uwagę, a jak odezwę się bardziej stanowczo, to słyszę tyradę.
Jestem młody i w miarę atrakcyjny i wiem, że nie miałbym trudności w znalezieniu kochanki, ale jednak nie chce tego! Chcę normalnego domu i normalnej rodziny a przede wszystkim zdrowia córki. O ile to ostatnie nie jest zalezne ode mnie to na wcześniejsze sprawy mam chyba jakiś wpływ. Jednak nie mam zamiaru prać sprzątać i gotować w domu każdego dnia. moge to robić okazjonalnie, bo korona mi z głowy nie spadnie, ale ja też w końcu pracuję zawodowo, często podróżuję i gdy wracam z wyjazdu ta ciepła miska zupy by zdziałała cuda.
Proszę pomóżcie...Może kobiety mi zwrócą uwagę na to gdzie robię błędy, bo pogubiłem się bardzo w tym naszym życiu.
Od razu zaznaczę, że jestem mężczyzną, tak kwoli ścisłości, poszukującym pomocy.
Otóż, gdy żona urodziła córeczkę okazało się, że maleństwo jest ciężko chore i od dnia narodzin wiecznie latamy po szpitalach.
Rozumiejąc dobro dziecka, przez długi czas starałem się akceptować braki obiadów (bo sam mogę ugotować - co zresztą robię), absolutny brak seksu, wahania nastrojów żony...*******nik w domu i wszystko to co się dzieje u nas!.
Powoli jednak dochodzę do wniosku, że żona w ogóle straciła zainteresowanie mną i naszymi potrzebami, zaś liczy się tylko dobro dziecka.
Nasz życie podyktowane jest kondycją maleństwa, ale nie chcę dopuścić, aby nasze małżeństwo się z tego tytułu rozpadło.
Rozliczne awantury, że ona haruje w domu przy dziecku, a ja lajtowo w biurze i jeszcze się czepiam, że nieugotowane...powoli mnie przytłaczają i powodują, że mimo wielkiej miłości do rodziny coraz trudniej mi wracać do domu.
Nie wnikam, że od kilku miesięcy nie kochaliśmy, nie liczę na to, bo poród mieliśmy faktycznie dramatyczny, ale minimum zbliżeń typu przytulanie lub całowanie mogłoby załatwić temat.
Już nie wiem co mam robić. Pewno gdyby mnie zabrakło i tak żona by nie zauważyła. No może po kieszeni by odczuła, ale nie jestem i tego pewien.
Ja jestem potrzebny na zakupy, aby zawieźć i przywieźć do i z szpitala, ale do niczego innego..no może po za kąpielą. Czuję się z tym wszystkim bardzo źle i nie umiem sobie poradzić. Pytałem już koleżanki, kolegów, starałem się być posłuszny jej woli i dalej to samo. Jak wyjęła śmieci z kosza to do momentu kiedy ich nie wyrzuciłem stły w korytarzu. Jak nie kupię chleba, to go nie ma. A jak już zona idzie na spacer z dzieckiem, to też nic nie kupi, bo wózek się nie mieści do sklepu, albo jest za zimno, albo nie po drodze itd.
Zastanawiam się, czy to już koniec????? Czy ona kocha tylko nasze dziecko????
Ja na okrągło jej wyznaję miłość, kupuję kwiaty, zabiegam o jej względy, staram się by zwróciła na mnie uwagę, a jak odezwę się bardziej stanowczo, to słyszę tyradę.
Jestem młody i w miarę atrakcyjny i wiem, że nie miałbym trudności w znalezieniu kochanki, ale jednak nie chce tego! Chcę normalnego domu i normalnej rodziny a przede wszystkim zdrowia córki. O ile to ostatnie nie jest zalezne ode mnie to na wcześniejsze sprawy mam chyba jakiś wpływ. Jednak nie mam zamiaru prać sprzątać i gotować w domu każdego dnia. moge to robić okazjonalnie, bo korona mi z głowy nie spadnie, ale ja też w końcu pracuję zawodowo, często podróżuję i gdy wracam z wyjazdu ta ciepła miska zupy by zdziałała cuda.
Proszę pomóżcie...Może kobiety mi zwrócą uwagę na to gdzie robię błędy, bo pogubiłem się bardzo w tym naszym życiu.