elza ab
mama Tosieńki
- Dołączył(a)
- 26 Styczeń 2006
- Postów
- 1 180
Andzeliko po pierwsze bardzo Ci wspolczuje, bo ze sama przechodzilam przez traume poronien, wiec rozumiem co czujesz. Po drugie nie mysl ze lepszym rozwiazaniem byloby odejscie od męża by inna kobieta dala mu dziecko, bo raczej nie po to tylko wiazemy sie z druga osoba aby urodzic dziecko. Najwazniejsze to kochac sie i wspierac sie wzajemnie, a przeciez czasem tak jest ze problem z utrzymaniem ciazy nie jest wina kobiety tylko mężczyzny, wiec inna i tak by mu mogla dziecka nie dac.Po trzecie ludzie bywaja nie taktowni i chyba pozostaje nam wyuczyc sie takiej formulki, ktora jasno pokazalaby im jakimi są osobami. Po czwarte mężczyzni inaczej przezywaja utrate i pewnie cos w tym jest, ze my jako osoby u których wszystko sie dzieje, bardziej rozpaczamy. Mój mąż choc bardzo czekal na narodziny naszej córki sam przyznal ze milosc do niej poczul tak naprawde wtedy kiedy ja pierwszy raz zobaczyl, bo wczesniej to dla niego byla abstrakcja. Przy utraconych ciążach bardziej przezywal moje psychiczne samopoczucie niz utrate ciąży. A po piate oczywiscie ze po poronieniach lezalam na salach z dziewczynami w ciazy i nie uniknelam bolu i jakies zazdrosci. No coz maszyna nie jestem, wiec czuje i przezywam. To trudne momenty i w pelni Cie rozumiem.A co do lekarzy no coz, ja chyba dwa razy spotkalam sie z takim, ktory podszedl do mnie tak po ludzku, a nie jak do kogos u ktorego cos trzeba zrobic i sie go pozbyc. Choc nigdy, tak mi sie wydaje, nie bylam trudna pacjetka, bo ja nie mam zwyczaju pokazywac obcym swoich emocji. Ja zaś bylam dzis u nowej lekarki i jak mnie przeczucie nie mylilo, nie mozna ufac lekarzom. Na wizycie kobieta mnie
wysluchala, przegladnela cala ta moja dokumentacje, zbadala mnie, zrobila
usg i stwierdzila, ze powinnam porobic badania na tarczyce,antykoagulant
tocznia, progesteron, prl, posiew w kierunku bakteri, grzybów i
antybiogram, parwowirusy, cytologie. Najwazniejsze sa jednak wedlug niej
badania genetyczne, zarówno moje jak i mojego meza. Bez nich ona stwierdzila
ze nie podejmuje sie prowadzenia mnie,gdyz wedlug niej to moze przyniesc
rozwiazanie, ktore nie tyle da sie leczyc, ale daje nam prawo wyboru czy
ryzykujemy czy nie. Bo wedlug niej moze byc tak ze raz strace ciaze, raz
donosze, a raz moze sie okazac ze dziecko bedzie mialo wady genetyczne, a
ponoc taka mozliwosc istnieje jesli te ciaze tak mi leca. Jednym slowem
mowiac to ze stracilam te ciaze moze byc mniejszym zlem, organizm sam
obronil sie, ale mogl ciagnąć ciąże, ktorej wynikiem byloby dziecko
obarczone wada genetyczna. Oczywiscie stwierdzila ze absolutnie na chwile
obecna nie moge dopuscic do zajscia w ciaze, chocby z tego prostego faktu
ze moj organizm jest juz przemeczony ciaglymi zabiegami wylyzeczkownia. I
to jest kolejna rzecz na ktora mi zwrocila uwage, ze tyle zabiegów ile ja
juz mialam moze po pierwsze spowodowac ze w ciaze juz zajsc nie bede mogla,
a po drugie jesli nawet w nia zajde to moze to wszystko nie prawidlowo sie
zagnizdzac. Przed planowaniem kolejnej ciazy uznala tez za konieczne
zrobienie mi takiego badania, ktore robi sie pod narkoza i daje ono lepszy
obraz tego co sie dzieje niz usg. W ten sposob stwierdzila ze mozna znalez
przyczyne poronien, bo moze mam jakies miesniaki lub cos innego po tych
wszystkich zabiegach, a tego nie wykryje sie przy zwyklym usg. Podsumowujac to sytuacja nie jawi sie tak różowo, jakis wielki cud mialam
z córką, ze utrzymalam ciążę i urodziłam zdrowe dziecko. Lekarka
wprost mi powiedziala ze moze sie okazac ze wiecej dzieci miec nie bede i
wazne ze przynajmniej z tym jednym dzieckiem sie udalo. Wedlug niej te
ciagle zachodzenia w ciaze i zabiegi wylyzeczkowania tylko mogly wszystko
pogorszyc, jeszcze bardziej oslabic organizm. Ona twierdzi ze swoje
pacjentki juz po drugiej utraconej ciazy prowadzi jako patologie i odradza
zachodzenie w ciaze dopoki szanse na jej utrzymanie nie beda dosc wysokie.
No a mnie tylko powtarzano ze pech i jak najszybciej starac sie zachodzic w
nastepna ciaze. Plusem u tej lekarki jest to ze obiecala mi dac na
wiekszosc badan skierowania z poradni(musze sie tylko tam do niej zglosic)
wiec wykonam je panstwowo i nie poniose az tak wysokich kosztów. Po
skierowanie na badania genetyczne kazala mi sie zglosic do szpitala jak
bedzie na dyzurze, bo ponoc prywatnie to kosztuje ok. tys zlotych, a
stwiedzila ze w moim przypadku mozna to zalatwiac państwo. I
chyba rzeczywiscie sie na te wszystkie badania zdecyduje, bo nawet jesli
nie bedziemy móc lub nie bedziemy chcieli ryzykowac z ciążą to
przynajmniej bedziemy wiedziec na czym stoimy.
wysluchala, przegladnela cala ta moja dokumentacje, zbadala mnie, zrobila
usg i stwierdzila, ze powinnam porobic badania na tarczyce,antykoagulant
tocznia, progesteron, prl, posiew w kierunku bakteri, grzybów i
antybiogram, parwowirusy, cytologie. Najwazniejsze sa jednak wedlug niej
badania genetyczne, zarówno moje jak i mojego meza. Bez nich ona stwierdzila
ze nie podejmuje sie prowadzenia mnie,gdyz wedlug niej to moze przyniesc
rozwiazanie, ktore nie tyle da sie leczyc, ale daje nam prawo wyboru czy
ryzykujemy czy nie. Bo wedlug niej moze byc tak ze raz strace ciaze, raz
donosze, a raz moze sie okazac ze dziecko bedzie mialo wady genetyczne, a
ponoc taka mozliwosc istnieje jesli te ciaze tak mi leca. Jednym slowem
mowiac to ze stracilam te ciaze moze byc mniejszym zlem, organizm sam
obronil sie, ale mogl ciagnąć ciąże, ktorej wynikiem byloby dziecko
obarczone wada genetyczna. Oczywiscie stwierdzila ze absolutnie na chwile
obecna nie moge dopuscic do zajscia w ciaze, chocby z tego prostego faktu
ze moj organizm jest juz przemeczony ciaglymi zabiegami wylyzeczkownia. I
to jest kolejna rzecz na ktora mi zwrocila uwage, ze tyle zabiegów ile ja
juz mialam moze po pierwsze spowodowac ze w ciaze juz zajsc nie bede mogla,
a po drugie jesli nawet w nia zajde to moze to wszystko nie prawidlowo sie
zagnizdzac. Przed planowaniem kolejnej ciazy uznala tez za konieczne
zrobienie mi takiego badania, ktore robi sie pod narkoza i daje ono lepszy
obraz tego co sie dzieje niz usg. W ten sposob stwierdzila ze mozna znalez
przyczyne poronien, bo moze mam jakies miesniaki lub cos innego po tych
wszystkich zabiegach, a tego nie wykryje sie przy zwyklym usg. Podsumowujac to sytuacja nie jawi sie tak różowo, jakis wielki cud mialam
z córką, ze utrzymalam ciążę i urodziłam zdrowe dziecko. Lekarka
wprost mi powiedziala ze moze sie okazac ze wiecej dzieci miec nie bede i
wazne ze przynajmniej z tym jednym dzieckiem sie udalo. Wedlug niej te
ciagle zachodzenia w ciaze i zabiegi wylyzeczkowania tylko mogly wszystko
pogorszyc, jeszcze bardziej oslabic organizm. Ona twierdzi ze swoje
pacjentki juz po drugiej utraconej ciazy prowadzi jako patologie i odradza
zachodzenie w ciaze dopoki szanse na jej utrzymanie nie beda dosc wysokie.
No a mnie tylko powtarzano ze pech i jak najszybciej starac sie zachodzic w
nastepna ciaze. Plusem u tej lekarki jest to ze obiecala mi dac na
wiekszosc badan skierowania z poradni(musze sie tylko tam do niej zglosic)
wiec wykonam je panstwowo i nie poniose az tak wysokich kosztów. Po
skierowanie na badania genetyczne kazala mi sie zglosic do szpitala jak
bedzie na dyzurze, bo ponoc prywatnie to kosztuje ok. tys zlotych, a
stwiedzila ze w moim przypadku mozna to zalatwiac państwo. I
chyba rzeczywiscie sie na te wszystkie badania zdecyduje, bo nawet jesli
nie bedziemy móc lub nie bedziemy chcieli ryzykowac z ciążą to
przynajmniej bedziemy wiedziec na czym stoimy.