Atruviell
Wrześniowe mamy'07
Jejku, a jednak wczoraj nie dałam rady już nic wydziergać na forum. Strasznie bolała mnie głowa, a potem napatoczyła się teściowa (chyba po to żeby sprawdzić, czy jej wnuka gdzieś nie zgubiłam w drodze, hi hi).
Podczas mojej nieobecności prowadziłyście tak ożywioną dyskusję, że nie wiem od czego zacząć.
Może w sprawie porodu - ja miałam - podobnie jak Tygrysek - pierwszy poród 2 w 1, o czym też pewnie gdzieś już pisałam. Sens jest taki, że z jednej strony bardzo bym chciała rodzić naturalnie, a z drugiej strony bardzo się tego boję - głównie komplikacji w stylu pęknięcie macicy i takie tam. Dlatego wolałabym mieć jednak drugą cesarkę i nie narażać siebie ani - przede wszystkim - maluszka, na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Z "trzeciej" strony - cesarskie cięcie to przecież poważna operacja chirurgiczna i przecież też nie jest w 100% bezpieczna. Jakby to powiedział jeden z moich ulubionych bohaterów książkowych, niejaki kender Tasslehoff Burfoot, stoję przed "wyborem ogra" - cokolwiek się nie stanie, to i tak źle i tak nie dobrze.
Zauważyłam, że ostatnio sporo wrześnióweczek miało podłe nastroje. Ja może nie płakałam ani się nie dołowałam, ale za to miałam takiego nerwa, że myślałam iż eksploduję. Sama nie mogłam ze sobą wytrzymać. Wkurzało mnie dosłownie wszystko, nie taki ton czyjegoś głosu, źle postawione pytanie, nie taka mina. I kłóciłabym się dosłownie ze wszystkimi i o wszystko. Mam nadzieję, że to był przejściowy atak i że już mi przeszło, bo chyba bym w końcu przegięła i potem żałowała do końca życia.
A z ruszaniem się Tymka w brzuchu jest tak, że o świcie i wieczorem daje popalić i to porządnie, jakbym tam miała myszko-skoczka a nie kruche maleństwo. Przez resztę dnia raczej obchodzi się z mamą delikatniej, a kiedy jestem zaniepokojona jego lenistwem, to zjadam coś słodkiego i na chwilę staram się położyć (tak poradziła mi któraś z dziewczyn) , a wtedy maluch daje znać o sobie. Tak a propos - to od którego tygodnia powinno się prowadzić kartę ruchów dziecka?
Shinead - jak zapewne zauważyłaś, ja też jestem z Dolnego Śląska, i to nawet z terenu byłego województwa jeleniogórskiego, hi hi. Może jesteśmy bliższymi sąsiadkami? Rodzić będę w naszym pięknym zgorzeleckim szpitalu, o ile znajdzie się miejsce na porodówce, bo według mojego doktora, to na wrzesień i październik rodzących będzie u nas zatrzęsienie. Może trzeba już bukować miejsce na konkretny dzień, a potem robić wszystko, żeby utrafić terminem? Sama nie wiem, co tam będzie się działo. Jak rodziłam Kubę, to był jeden, maksymalnie dwa porody na dobę, a na porodówce puchy, że aż miło. I dwóch lekarzy przy porodzie, i dwie położne i wszystko tak, że aż trudno było uwierzyć w opinie co poniektórych osób na temat opieki lekarskiej w naszym szpitalu.
Tak siedzę i czytam, i trudno uwierzyć - ale większość z nas przekroczyła już trzydziestkę, ha ha! Chodzi mi o trzydziesty tydzień ciąży, rzecz jasna. Mi jeszcze trochę brakuje, ale i tak świadomość wkroczenia w trzeci trymestr wywołała u mnie odczucie paniki. Odżyły niepokoje porodowe. Nie boję się samego porodu, przecież wiem, czego oczekiwać. Boję się raczej nieprzewidzianych sytuacji, jakiś komplikacji, złych wiadomości na temat stanu zdrowia Tymka... Sama nie wiem już czego. Ten strach nie jest mniejszy niż za pierwszym razem.
Jeśli chodzi o remonty i przygotowania na przyjście maluszka, to mój małżonek podczas nieobecności mojej i synka, odmalował trochę mieszkanie i na razie na tym się chyba skończy. Jak kupimy łóżeczko, to będziemy kombinować, jak to wszystko ustawić, żeby się pomieściło w naszym apartamencie. Ale czarno to widzę, hi hi.
Podczas mojej nieobecności prowadziłyście tak ożywioną dyskusję, że nie wiem od czego zacząć.
Może w sprawie porodu - ja miałam - podobnie jak Tygrysek - pierwszy poród 2 w 1, o czym też pewnie gdzieś już pisałam. Sens jest taki, że z jednej strony bardzo bym chciała rodzić naturalnie, a z drugiej strony bardzo się tego boję - głównie komplikacji w stylu pęknięcie macicy i takie tam. Dlatego wolałabym mieć jednak drugą cesarkę i nie narażać siebie ani - przede wszystkim - maluszka, na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Z "trzeciej" strony - cesarskie cięcie to przecież poważna operacja chirurgiczna i przecież też nie jest w 100% bezpieczna. Jakby to powiedział jeden z moich ulubionych bohaterów książkowych, niejaki kender Tasslehoff Burfoot, stoję przed "wyborem ogra" - cokolwiek się nie stanie, to i tak źle i tak nie dobrze.
Zauważyłam, że ostatnio sporo wrześnióweczek miało podłe nastroje. Ja może nie płakałam ani się nie dołowałam, ale za to miałam takiego nerwa, że myślałam iż eksploduję. Sama nie mogłam ze sobą wytrzymać. Wkurzało mnie dosłownie wszystko, nie taki ton czyjegoś głosu, źle postawione pytanie, nie taka mina. I kłóciłabym się dosłownie ze wszystkimi i o wszystko. Mam nadzieję, że to był przejściowy atak i że już mi przeszło, bo chyba bym w końcu przegięła i potem żałowała do końca życia.
A z ruszaniem się Tymka w brzuchu jest tak, że o świcie i wieczorem daje popalić i to porządnie, jakbym tam miała myszko-skoczka a nie kruche maleństwo. Przez resztę dnia raczej obchodzi się z mamą delikatniej, a kiedy jestem zaniepokojona jego lenistwem, to zjadam coś słodkiego i na chwilę staram się położyć (tak poradziła mi któraś z dziewczyn) , a wtedy maluch daje znać o sobie. Tak a propos - to od którego tygodnia powinno się prowadzić kartę ruchów dziecka?
Shinead - jak zapewne zauważyłaś, ja też jestem z Dolnego Śląska, i to nawet z terenu byłego województwa jeleniogórskiego, hi hi. Może jesteśmy bliższymi sąsiadkami? Rodzić będę w naszym pięknym zgorzeleckim szpitalu, o ile znajdzie się miejsce na porodówce, bo według mojego doktora, to na wrzesień i październik rodzących będzie u nas zatrzęsienie. Może trzeba już bukować miejsce na konkretny dzień, a potem robić wszystko, żeby utrafić terminem? Sama nie wiem, co tam będzie się działo. Jak rodziłam Kubę, to był jeden, maksymalnie dwa porody na dobę, a na porodówce puchy, że aż miło. I dwóch lekarzy przy porodzie, i dwie położne i wszystko tak, że aż trudno było uwierzyć w opinie co poniektórych osób na temat opieki lekarskiej w naszym szpitalu.
Tak siedzę i czytam, i trudno uwierzyć - ale większość z nas przekroczyła już trzydziestkę, ha ha! Chodzi mi o trzydziesty tydzień ciąży, rzecz jasna. Mi jeszcze trochę brakuje, ale i tak świadomość wkroczenia w trzeci trymestr wywołała u mnie odczucie paniki. Odżyły niepokoje porodowe. Nie boję się samego porodu, przecież wiem, czego oczekiwać. Boję się raczej nieprzewidzianych sytuacji, jakiś komplikacji, złych wiadomości na temat stanu zdrowia Tymka... Sama nie wiem już czego. Ten strach nie jest mniejszy niż za pierwszym razem.
Jeśli chodzi o remonty i przygotowania na przyjście maluszka, to mój małżonek podczas nieobecności mojej i synka, odmalował trochę mieszkanie i na razie na tym się chyba skończy. Jak kupimy łóżeczko, to będziemy kombinować, jak to wszystko ustawić, żeby się pomieściło w naszym apartamencie. Ale czarno to widzę, hi hi.