Zjola, ja wiem i masz racje, ale - cholera jasna - trudno mi przejsc do radosnego belkotu jakby nigdy nic, przejsc do zwyklych, codziennych tekstow i ploteczek. Po prostu jestem teraz rozdarta miedzy smutek a moje wlasne oczekiwanie i zwiazane z nim emocje. Wiesz? Wczoraj bylismy u znajomych i bylo wesolo... Dalam Rajmundowi na rece 2,5 miesieczne dziecko i lalismy doslownie ze smiechu bo to nie dziecko bylo przerazone sytuacja - moj ukochany facet siedzial sztywno jak wieszak, az w koncu wyszeptal ze chyba mu to dziecko spada... No, spadalo - zamist podlozyc ramie pod kraczek malego, podlozyl pod glowke i malemu pupcia zaczela sie zapadac. Zabawne, prawda? Tylko ze wydaje mi sie, ze takie opowiesci sa tu teraz wybitnie nie na miejscu - to *******y zupelnie niewazne, a moga dotknac bolesnych ran. Stad moje milczenie - boje sie dotknac, wsadzic palec w rane.
A_gala, nie panikuj, porod to wcale nie rzeznia. O ile wiem, duzo sie zmienilo w tym wzgledzie na przestrzeni lat i jest calkiem po ludzku. I nie da sie przezyc. A jak mi ktos mowi, ze da nam popalic, odpowiadam ze juz nie moge sie doczekac. I luz!
Ssabrinaa, spokojnie - mlody sobie sam date wybierze.;-)