Pytia - moja siostra rodziłą w Londynie jakieś 2,5 miesiaca temu, w Birth Center i była wniebowzięta, poród zaczął się w środku nocy, pojechali tam całą rodziną (razem z 4,5 rocznym synem), tata i syn byli z nią do skórczy partych, potem poszli do pokoju specjalnie przygotowanego dla dzieci - tam były zabawki i włączyli im bajkę. A siostra rodzią do wody i jeszcze położna ją pytała, czy chce sama dziecko złapać (szok!!), sama przecinała pępowinę!! Potem jeszcze w wannie leżałą z synkiem na rękach 15 min, poprosili tatę i synka - przez pół godziny oni się zajmowali się maleństwem, a ona wylegiwałą w wannie i odpoczywała... Mam nadieję, że mój poród będzie równie miły...
Co do porodu rodzinnego - nasz poród był z góry zaplanowany i oboje byliśmy zdecydowani, to chyba jednak bardzo ważne, bo nie warto na nikim wymuszać takiej decyzji, każdy powinien sam tego chcieć. Jeśli kobieta chce towarzystwa, a mężczyzna nie jest gotowy to uważam, że powinna poprosić kogoś bliskiego swojemu sercu (mamę, siostrę, przyjaciółkę), bo nie ma nic gorszego niż przerażony facet, który nie umie się odnaleźć w sytuacji.
Mój mąż był oczywiście sparaliżowany strachem, ale i bardzo przejęty, bardzo mi pomagał, jak było mi słabo, wiedziałąm, że jest ktoś kto zawołą położną w razie problemów, podawał mi wodę jak chciałam pić, pomagał wchodzić do wanny, wychodzić, masował mi krzyż, podtrzymywał, rozmawiał ze mną i cierpliwie wysłuchiwał moich narzekań, hehehehe. Czułam się bezpieczniej z nim. Najzabawniejsze było to, że mi mówił kiedy mam skurcze, cały czas powtarzał za położną "O idzie skurcz, idzie skurcz..." w końcu nie wytrzymałam i mu powiedziałam, że dziękuję za informację, ale ja go do cholery czuję i może sobie darować, hahaha. Już jak Misia wychodziła, to położna go wołała i pokazywała główkę w kanale rodnym i on wtedy strasznie się emocjonował, przychodził i mi mówił np. "Kochanie ona ma włoski!!" albo "Widziałem ucho!!" To mi dawało strasznie dużego powera i jakoś tak pozytywnie ładowało mi akumulatory. Potem jak już Misia była na zewnątrz to był taki zajarany, że jak wołali go "Prosimy tatusia, prosimy tatusia do pępowiny!!" to w ogóle ich nie słyszał, dopiero ja mu musiałam krzyknąć, żeby przeciął, bo stał jak słup soli ze szklanymi oczami!! No i przeciął pępowinę, potem był z Misią przy ważeniu, mierzeniu, badaniach, mnie w tym czasie szyli. Jak już leżałam te dwie godziny na obserwacji to przyszedł i mi opowiadał o maleńkiej, a ja się tak strasznie cieszyłam, że był z nią cały czas i może mi to teraz opowiedzieć, zwłaszcza, że Misia trafiła do inkubatora i były problemy. Pokazywał mi zdjęcia z tych chwil kiedy ją myli i badali, mógł iść się wszystkiego dowiedzieć, więc nie musiałam czekać aż ktoś łaskawie do mnie przyjdzie z informacjami. Uważam, że bez niego byłoby mi trudniej i byłabym pozostawiona bardziej samej sobie. Poza tym nik t nie trzymał go za nogawkę, jak by się poczuł niekomfortowo to mógł zawsze wyjść. Jedno jest pewne, do dziś jest szczęśliwy, że mógł być z nami w tych pierwszych chwilach naszej córci na świecie i nikt mu tych przeżyć nie odbierze...
Ja myślę, że powinnyście porozmawiać szczerze ze swoimi facetami i dać im szanse, bo oni też mają prawo być ze swoim dzieckiem w tych chwilach... Sądzę, że intymność wtedy nie gra roli, to nie o to chodzi w tym czasie, zupełnie inaczej się do tego podchodzi... To jest moment przyjścia na świat waszego dziecka, a nie jakieś intymne doznania, poza tym sądzę, że łątwiej mu wtedy zrozumieć te obawy przed pierwszym stosunkiem po porodzie, ma świadomość tego co przeszłyście i bardziej to ceni, no i czuje się też bardziej zaangażowany w cały proces, a nie odsunięty na bok... Tak czy inaczej ja was bardzo zachęcam, ale to już indywidualna decyzje każdej z was i partnera. Ja ze swojej strony mogę wam tylko życzyć dobrej decyzji, jakakolwiek by nie była.