Witajcie, powodzenia na wizytach!
U mnie straszny spadek formy. O 5 rano obudziły mnie jakieś wyjące syreny, potem strasznie mnie kłuło w brzuchu, a poza tym - mój M ma takie stresy w pracy, że samo słuchanie o tym mnie osłabia.
Dziś spóźniłam się całą godzinę do pracy, bo wstać nie mogłam.
Czuję się zdechła jak dętka, mam doła, ryczeć mi się chce. Musieliśmy odwołać nasz urlop namiotowy ze względu na pracę M.
A on jest już cieniem siebie i codzień rano budzi się bardziej siwy. Na szczęście wyjeżdża w przyszłym tygodniu na kilka dni z kumplami. Mam nadzieję, że nabierze sił, bo pocieszanie go mi słabo wychodzi - wczoraj walczyłam ze sobą żeby płaczem nie wybuchnąć.
Nie mam siły na to wszystko, chciałam się cieszyć ciążą, ale jakoś mi teraz ciężej z życiem niż kiedykolwiek.
Myśl jak dam radę jak pojawi się dziecko jest trochę przerażająca.
Sorry za te smęty, ale komuś musiałam się wyżalić...