gorzej... kochana moj P. w listopadzie 2018r dostal w nocy napadu padaczki. nigdy nie chorowal, nigdy nie mial problemow ze zdrowiem, nie pali, pije okazjonalnie, nie beirze narkotykow. wrocilismy w poniedzialek rano po dosc intensywnym weekendzie w Polsce ( urodziny mojego P., mojej mamy i brata) wiec imprez troche bylo a wiadomo, jak sie leci na 3 dni to czlowiek nie spi, miedzy naszymi rodzicami jest 200km wiec podroz w aucie tez robi swoje. ogolnie spalismy po 4 godziny na dobe. wrocilismy w poniedzialek, poszedl do pracy na popoludnie, przyszedl, zjadl kolacje, wykapal sie i powiedzial,z e jest tak zmeczony ze pada. o 1 w nocy zaczal sie atak. nie powiem, pogotowie bylo po 3 minutach, ba, nawet 2 przyjechaly. zabrali go do szpitala, ja autem za nimi. siedzielismy w szpitalu 13 godzin. na poczekalni. wszystko co zrobili to pobrali krew i zmierzyli cisnienie. zapytal czy moglby dostac papier ze do konca tygodnia zostalby w domu bo jednak oboje sie bardzo przestraszylismy to powiedzieli, ze napad padaczki to nic takiego. wzial urlop z pracy i poelcielismy do Pl zeby w Warszawie zrobic rezonans glowy, EEG, zeby wykluczyc padaczke od razu a takie badania naj;lepiej zrobic w ciagu 3 dni od napadu. neurolog na szczescie nic nie znalazl. powiedzial, ze prawdopodobnie doszlo do deprywacji snu czyli przez te kilka dni malo spiac doprowadzil do czegos tam z nerwami, ktore zareagowaly atakiem padaczki... w Uk rowniez wykonali mu to badanie. w kwietniu nastepnego roku, prawie pol roku po ataku...
brat moj trafil do szpitala z zapaleniem wyrostka robaczkowego o 22. siedzial 5 godzin na poczekalni zwijajac sie z bolu,. w koncu bratowa zrobila tam taki rozpie**l ze wzieli go na diagnoze. jak juz stwierdzili wyrostek to polozyli go 3 w nocy na lozku i czekal do 14 na nastepny dzien na operacje. przeciez w tym czasie gdyby doszlo do pekniecia, zapalenia odszewnej... nawet nie chce myslec co by bylo