Cześć. Ja tylko na chwilę. Dla tych co mnie nie kojarzą udzielałam się tutaj od jakiegoś czasu, niestety/stety nie starałam się nigdy zbyt długo. Za pierwszym razem rok temu puste jajo, a w lutym za drugim podejściem ciąża biochemiczna. Coś mi w tym nie grało, obie ciąże od początku były bardzo dziwne. Zrobiłam sobie badania immunologiczne. Wynik to komórki NK ~ 26% (do starań powinno być max 10-12%) oraz brak głównego receptoru odpowiadającego za zagnieżdżenie zarodka. Niedawno na wizycie u lekarza dowiedziałam się, że z takimi wynikami nie jestem w stanie zajść w ciążę. A nawet gdyby się udało, to w momencie gdybym się o ciąży dowiedziała to ona już dawno będzie martwa, zabita przez mój układ odpornościowy. Da się to leczyć, leczenie jest szybkie i przynosi skutki. Piszę tego posta dlatego, że wiele ginekologów nawet w klinikach niepłodności albo uważa immunologię za czary-mary, albo bada naprawdę w ostatecznej ostateczności jak już nie ma nic innego do badania. Na forach widzę, że dopiero kiedy niepłodne kobiety poddają się i podchodzą do in vitro i zarodki się nie przyjmują, to dopiero wtedy są wysyłane na badania
im więcej czytam tym bardziej dowiaduję się, że problem jest naprawdę powszechny (nawet do 15% niepłodnych par), a wszyscy go olewają. Więc chyba po prostu zachęcam do badania, u mnie to był strzał w 10.