Może to nie jest odpowiednie miejsce na tego typu zwierzenia, ale potrzeba podzielenia się z kimś tym, co zajmuje mi głowę, jest ogromna... Otóż w skrócie: dwa lata temu urwał mi się kontakt z mężczyzną, z którym połączyła mnie sytuacja zawodowa, a podczas wspólnej pracy odkryliśmy, że fajnie nam się rozmawia nie tylko na tematy służbowe. On miał już ułożone życie prywatne, ja też miałam plan jak to życie ułożyć. Wiedzieliśmy oboje (tak mi się wydaje), że okoliczności poznania są takie a nie inne i że nie ma szans na nic poza jakimś rodzajem znajomości. Choć bywała napięta atmosfera, choć czasem padło o jedno slowo za dużo to udało nam się utrzymać tę znajomość w wymiarze platonicznym. Wiedzieliśmy, że kiedyś nasze drogi się rozejdą, on nawet mówił, że jest mu przykro, bo wie, że to nie będzie trwać wiecznie. Nie spodziewaliśmy się jednak takiego nagłego ucięcia kontaktu. To wyszło z mojej strony. Zaszłam w ciążę, pogratulował mi i pierwszy raz w życiu mnie przytulił i pocałował... Ja wspominam to jak przez mgłę, to wszystko się działo w najgorszym momencie mojego życia. Powiedziałam mu o ciąży, dlatego, że zastał mnie zapłakaną nad wynikami badań, które wskazywały na zagrożenie poronieniem. Skupiłam się wtedy tylko na tym, żeby tą ciążę utrzymać. Kontakt się urwał. On zmienił pracę, ja byłam na zwolnieniu, potem urlopy itd. W międzyczasie wysyłaliśmy sobie tylko życzenia świąteczne, urodzinowe. Nic ponad to. Poukładałam sobie wszystko, wróciłam do pracy, awansowałam, trochę zapomniałam o nim, choć w święta mysli krążyły wokół tego, czy wyśle chociaz smsa. Bylo mi ok, az nagle tydzień temu się spotkaliśmy. Przez przypadek, w miejscu, w którym kiedyś bywaliśmy codziennie, w którym ja czasem się teraz pojawiam, ale jego nie miałam prawa tam spotkać. Powiedział, że pięknie wyglądam, zapytał co u mnie, a ja wtedy zrozumiałam, że absolutnie wszystko co robiłam, robiłam myśląc o tym, że kiedyś mu to opowiem. Serce waliło mi jak głupie, gdy powiedział, że chciał zadzwonić.. wtedy ktoś go wezwał a on zdążył rzucić tylko, że zadzwoni. Szybko zakończyłam sprawy, które załatwiałam w tym miejscu i wyszłam. Z jednej strony podświadomie czekałam na to spotkanie, z drugiej byłam przekonana, że nie ma szans na takie przypadkowe spotkanie a znając nasza zachowawczość żadne z nas nie zaproponuje chociażby wyjścia na kawę bez jakiegoś bardzo wiarygodnego pretekstu. Teraz nie wiem co się wydarzy...I nie wiem jak na to zareaguję. Nie wiem dlaczego do mojego uporządkowanego życia znowu wprowadziło się to splątanie myśli, przyśpieszone bicie serca i oczekiwanie niewiadomo na co. Zaczęłam się zastanawiać czy wiele jest takich przypadków, w których ludzie świadomie rezygnują z dania sobie szansy, bo mają już ułożone życie... musiałam to komuś powiedzieć, padło na was. Gdybyście chcieli dodać mi otuchy, udzielić jakichś rad albo podzielić się swoją historią to zapraszam...