Cześć dziewczyny .
Piszę tutaj do Was z zapytaniem i z nadzieją że udzielicie mi odpowiedzi jak jest u Was. Krótko nakreślę o co chodzi. Otóż miałam już jedna stratę za sobą, 2 lata starań i sie udało w końcu ale w 19 tc zaczęła skracać mi się szyjka która miała 2,1. Obecnie 27 tc i jej długość 1,7. Nie mieszkam w Polsce a za granica nie ma tak dobrej opieki i nie wiem jak mam postępować do końca. Trafiłam w 25 +4 do szpitala z ryzykiem porodu gdzie została mi podana kroplówka i zastrzyk na rozwój płuc. Biorę luteinę 100mg na wieczór i prócz tego nic. W razie boli mam brać paracetamol - magiczny środek przeciwbólowy Szwedów zawarty w leku Alvedon. Od lekarza z Polski z którym mam kontakt i chodzę od zawsze zalecił mi branie nospy podczas boli podbrzusza , magnez i leżenie. Nie może mi w inny sposób pomóc bo bazuje tylko na informacjach i wynikach które przesyłam więc bez USG nie powie mi jakie mam szansę na utrzymanie ciazy jak najdłużej. Tutaj lekarze prócz luteiny nic jie mówią i w razie regularnych skurczu mam przyjechać na porodówkę. Tyle.
Jak jest u Was ? Czy któraś z Was miała kiedyś taki problem ? Czy udało wam się donosić ciążę? Czy faktycznie odpoczywanie pomaga ? Czy jednak trzeba leżeć plackiem cały czas ? Czy można wstawać, chodzić, siedzieć? Będę wdzięczna za odpowiedzi.
Nie wiem co mam myśleć, czuje się jakbym siedziała na minie nie wiedząc kiedy wybuchnie a chciałabym żeby maleństwo posiedziało jak najdłużej. Nie mam jak dopytać lekarza bo oni tutaj mają całkiem inne podejście do wszystkiego i nie reagują na to by pomóc utrzymać ciążę jak najdłużej.
Piszę tutaj do Was z zapytaniem i z nadzieją że udzielicie mi odpowiedzi jak jest u Was. Krótko nakreślę o co chodzi. Otóż miałam już jedna stratę za sobą, 2 lata starań i sie udało w końcu ale w 19 tc zaczęła skracać mi się szyjka która miała 2,1. Obecnie 27 tc i jej długość 1,7. Nie mieszkam w Polsce a za granica nie ma tak dobrej opieki i nie wiem jak mam postępować do końca. Trafiłam w 25 +4 do szpitala z ryzykiem porodu gdzie została mi podana kroplówka i zastrzyk na rozwój płuc. Biorę luteinę 100mg na wieczór i prócz tego nic. W razie boli mam brać paracetamol - magiczny środek przeciwbólowy Szwedów zawarty w leku Alvedon. Od lekarza z Polski z którym mam kontakt i chodzę od zawsze zalecił mi branie nospy podczas boli podbrzusza , magnez i leżenie. Nie może mi w inny sposób pomóc bo bazuje tylko na informacjach i wynikach które przesyłam więc bez USG nie powie mi jakie mam szansę na utrzymanie ciazy jak najdłużej. Tutaj lekarze prócz luteiny nic jie mówią i w razie regularnych skurczu mam przyjechać na porodówkę. Tyle.
Jak jest u Was ? Czy któraś z Was miała kiedyś taki problem ? Czy udało wam się donosić ciążę? Czy faktycznie odpoczywanie pomaga ? Czy jednak trzeba leżeć plackiem cały czas ? Czy można wstawać, chodzić, siedzieć? Będę wdzięczna za odpowiedzi.
Nie wiem co mam myśleć, czuje się jakbym siedziała na minie nie wiedząc kiedy wybuchnie a chciałabym żeby maleństwo posiedziało jak najdłużej. Nie mam jak dopytać lekarza bo oni tutaj mają całkiem inne podejście do wszystkiego i nie reagują na to by pomóc utrzymać ciążę jak najdłużej.