- Dołączył(a)
- 16 Maj 2024
- Postów
- 11
Cześć.
Mam 27 lat, żywiołowego 3-latka i 2 miesięczna gwiazdę na pokladzie. Jestem w związku, choc tylko z nazwy, z osobą która dosłownie wysysa ze mnie życie. Pije, stosuje przemoc emocjonalną, flashlighting, umniejszanie, wyzwiska, skrzętnie i skutecznie się przy tym ukrywając przed ludźmi.
Onanizuje się do zdjęć swoich byłych partnerek, moich i swoich koleżanek o gwiazdach porno nie wspominając. To obrzydliwe i poniżające dla mnie. Choćby przez to i przez to jak mnie traktuje powinnam go zostawić. Jestem uzależniona emocjonalnie od tego człowieka. jestem w stanie mu wszystko wybaczyć, choć nawet nie przeprasza. Potrafi śmiać się w twarz a ja nadal jestem. Coraz bardziej siebie tracę, coraz większa mam nienawiść do samej siebie, brak szacunku do samej siebie. Nie mogę patrzeć w lustro. Żebram o szczątki uwagi, troski, w swoich oczach stając się obrzydliwym człowiekiem.
Kilka lat temu byłam odnoszącą sukcesy zawodowe kobietą, pewną siebie, zadbaną, a dziś boję się rozmawiać z ludźmi. Bardzo bałam się powrotu do pracy po pierwszym macierzyńskim, jednak z pomocą teściowej dałam radę wrócić do pracy i osiągnęłam duży progres … w związku jak myślałam było lepiej. miał być awans, była ciąża.
Pracowałam długo, do 8 miesiąca ciąży, pewnie tylko dlatego układało się między nami, bo się mijaliśmy. Działałam na wysokich obrotach, miałam czas dla siebie, dla syna, jednoczesnje spinając sprawy zawodowe na kierowniczym stanowisku w dużej firmie. Teraz wiem, że przy dwójce do pracy w takiej formie nie wrócę.
Chce go zostawić. Całym sercem chcę otworzyć się na innych ludzi, chcę cieszyć się życiem, a moim największym marzeniem jest poznanie człowieka, który będzie mnie po prostu kochał, przy którym nie poczuje się samotna, niechciana.
Tylko naprawdę syndrom gotowanej żaby doprowadził mnie do takiego momentu, w którym nie mam siły by wstać na nogi, a co dopiero obrócić swoje życie o 180* z noworodkiem i przedszkolakiem na barkach.
Proszę o radę, dobre slowo, chocby swoją historię.. być może ktoś z Was był w podobnej sytuacji? Wiem że to proces długoterminowy, ale jak go przetrwać? Zabija mnie to każdego dnia. Ja tracę już nadzieję na lepsze życie.
Mam 27 lat, żywiołowego 3-latka i 2 miesięczna gwiazdę na pokladzie. Jestem w związku, choc tylko z nazwy, z osobą która dosłownie wysysa ze mnie życie. Pije, stosuje przemoc emocjonalną, flashlighting, umniejszanie, wyzwiska, skrzętnie i skutecznie się przy tym ukrywając przed ludźmi.
Onanizuje się do zdjęć swoich byłych partnerek, moich i swoich koleżanek o gwiazdach porno nie wspominając. To obrzydliwe i poniżające dla mnie. Choćby przez to i przez to jak mnie traktuje powinnam go zostawić. Jestem uzależniona emocjonalnie od tego człowieka. jestem w stanie mu wszystko wybaczyć, choć nawet nie przeprasza. Potrafi śmiać się w twarz a ja nadal jestem. Coraz bardziej siebie tracę, coraz większa mam nienawiść do samej siebie, brak szacunku do samej siebie. Nie mogę patrzeć w lustro. Żebram o szczątki uwagi, troski, w swoich oczach stając się obrzydliwym człowiekiem.
Kilka lat temu byłam odnoszącą sukcesy zawodowe kobietą, pewną siebie, zadbaną, a dziś boję się rozmawiać z ludźmi. Bardzo bałam się powrotu do pracy po pierwszym macierzyńskim, jednak z pomocą teściowej dałam radę wrócić do pracy i osiągnęłam duży progres … w związku jak myślałam było lepiej. miał być awans, była ciąża.
Pracowałam długo, do 8 miesiąca ciąży, pewnie tylko dlatego układało się między nami, bo się mijaliśmy. Działałam na wysokich obrotach, miałam czas dla siebie, dla syna, jednoczesnje spinając sprawy zawodowe na kierowniczym stanowisku w dużej firmie. Teraz wiem, że przy dwójce do pracy w takiej formie nie wrócę.
Chce go zostawić. Całym sercem chcę otworzyć się na innych ludzi, chcę cieszyć się życiem, a moim największym marzeniem jest poznanie człowieka, który będzie mnie po prostu kochał, przy którym nie poczuje się samotna, niechciana.
Tylko naprawdę syndrom gotowanej żaby doprowadził mnie do takiego momentu, w którym nie mam siły by wstać na nogi, a co dopiero obrócić swoje życie o 180* z noworodkiem i przedszkolakiem na barkach.
Proszę o radę, dobre slowo, chocby swoją historię.. być może ktoś z Was był w podobnej sytuacji? Wiem że to proces długoterminowy, ale jak go przetrwać? Zabija mnie to każdego dnia. Ja tracę już nadzieję na lepsze życie.