Wczoraj znalazłam się na zakręcie mojego małżeństwa. Wczoraj mój mąż urządził mi z samego rana awanturę, że wzięłam swoj telefon, który wcześniej schowal. Absurdalna sytuacja, zaczął na mnie wrzeszczeć, że telefon jest ważniejszy od niego. Nie dam się obrażać, tym bardziej bez powodu i powiedziałam mu, że w przeciwieństwie do niego nie spędzam każdej wolnej chwili obserwując jakieś kobiety na Facebooku. Od słowa do słowa, wykrzyczał, że mam 10 minut na spakowanie się i ,,get the fuck out of my house". Teraz to jego dom, to że przez ostatnie miesiące to ja dbałam o to, żeby go karaluchy nie zjadły to nieistotne. Zaczęłam się pakować, w międzyczasie zadzwoniłam do mojej mamy, bo naprawdę wpadłam w panikę, nikogo tutaj nie znam, a mój mąż wywalił mnie z domu. On oczywiście nie miał odwagi rozmawiać z moją mamą schował się w samochodzie, wrócił po czasie, wtedy wcisnęłam mu telefon do ręki i powiedziałam, żeby powiedział to samo mojej matce co mi. Trochę spanikował, bo mojej mamie zaczął mówić zupełnie inne rzeczy. Zrobił z siebie ofiarę, że mu czasu nie poświęcam, że ma depresję, że to że tamto. A ten brak czasu wygląda tak: nasz syn wstaje rano, oczywiście ja się nim zajmuję, bo jasniepan musi sobie pospać. Nie zostawię dziecka samego w pokoju na całe godziny, bo mój mąż ma akurat ochote ze mną poleżeć. Ostatnio poświęca dziecku zbyt mało uwagi, siedzi całymi dniami przed komputerem, do mnie ma pretensje kiedy sobie coś w telefonie sprawdzam. Zarzuca mi, że sobie z kimś pisze, wszystko w sytuacji kiedy widzę, że regularnie sprawdza profile kilku dziewczyn. Nie wiem kim one są, nie chce mi powiedzieć, zaraz zaczyna stękać, że się go czepiam. mam wrażenie, że rozwija się u niego jakiś stan paranoiczny, bo to co wczoraj wykrzykiwał to totalna bzdura. Ja natomiast nie wiem co robić, naprawdę mam ochotę zabrać dziecko i wyjechać. Żeby było śmieszniej okłamał mnie, że już mi kupił bilet na samolot, a później powiedział, że jak wyjdę z domu to jest pozamiatane. W nocy miał huśtawki nastroju od ,,nasze drogi się rozchodzą" do ,,zawsze będę Cię kochać". Wiercił się strasznie w nocy, łaził między pokojami, w końcu obudził nasze dziecko, więc zwróciłam mu uwagę, żeby usiadł w jednym miejscu, bo ja nie będę co godzinę wstawać. W końcu zasnął w naszym łóżku i tak do rana. Kiedy wstał nadal był nadąsany, ja nie wiedziałam czy się schować czy podejść czy jak... Dałam mu chwilę (oczywiście przed komputerem), przyszłam do niego zapytać co właściwie mam zrobić, bo rzeczy uzbierało się dużo, muszę to wysłać do Polski, a on ,,jak tak zadecydowalas", lol serio, ja zadecydowałam. Jednak nie chce żebym się zabierała, ale ja czuję niesmak i dystans. Z nim naprawdę jest źle, zapytał czy chce się przytulić to niemal głowę schował w moim brzuchu. Stałam tak w bezruchu przez jakieś 10 min. W końcu wstał i powiedział, że musi jechać do szpitala (poradnia psychiatryczna jest w szpitalu miejskim). Tak się boję, że znowu wpadnie w paranoję, nie mam pojęcia jak mam się zachowywać. Z jednej strony jestem wściekła, bo na litość ile można żyć przeszłością, a z drugiej ślubowałam być z nim w zdrowiu i chorobie. Na to wszystko nakładają się problemy naszego dziecka, muszę jechać do Polski na jakiś czas aby został tam przebadany, ale nie wiem czy będę miała do czego wracać. Ta sytuacja mnie niszczy psychicznie, nie mam się komu zwierzyć (moja mama zawsze mi pomoże, ale uważa, że mój mąż tovni jest właściwy człowiek).