kasiap3 widzę trochę wspólnych elementów w mojej historii.
Zgłosiłam się do szpitala 9 dni po terminie 19.06. Pojechaliśmy do szpitala, o którym nie miałam wcześniej pojęcia, bo w moim wybranym nie było dla mnie miejsca na patologii... Trochę się stresowałam, że nawet nie wiem jakie tam są warunki.
Przyjęli mnie natychmiast i w ciągu dosłownie pół godziny podjęli wszystkie decyzje, co dalej.
Koło południa założono mi cewnik foleya, bo rozwarcie miałam zerowe i w ogóle szyjka wysoko. Po cewniku zaczęły się skurcze nawet do 100 na ktg, ale potem ucichły koło 22 i zasnęłam. Koło 2 w nocy znów skurcze i to co 7 minut, ale na ktg prawie nic
, podobno to były bóle od tego cewnika. O 10 w piątek 20.06 podłączyli mi oxy i cały czas czułam te skurcze, po oxy jeszcze gorsze, ale na ktg nadal prawie nic... o 12 wyjęli mi cewnik i rozwarcie na opuszek... lekarz mówi, że dziś nie urodzę, mam leżeć do wieczora pod oxy, potem dzień przerwy i znów oxy. Wtedy się podłamałam...
A tu niespodzianka, o 16 odeszły mi wody. Hura, hura przewieźli mnie na porodówkę, zadzwoniłam po męża, jednak rodzę dziś!!!
Na piłce od pilatesu było mi najlepiej przy skurczach. Po 20 podali mi znieczulenie przy rozwarciu 4-5cm i wtedy to było luksusowo:-) nawet do rodziców zadzwoniłam w tym czasie, po 1,5h druga dawka i sobie poszłam spać. Po godzinie miałam już pełne rozwarcie. Faza parta 35min. Nie pamiętam bólu z tej części, skupiłam się na parciu, które jakoś tak przynosiło w pewnym sensie ulgę. Byłam w totalnym szoku jak wyciągnęli synka. Nie mogłam uwierzyć, że to już. Myślałam, że to trwa dłużej. Położyli go na brzuch i tu zaczęła się masakra...
Zaczęli mnie szyć... A szycia było mega dużo. Zostałam nacięta bardzo znacznie, synek nie był duży 3,2kg, ale główkę miał sporą 38cm i położna spodziewała się wielkoludka. Do tego popękałam też bardzo znacznie. Kilka pęknięć i niestety pęknięcie szyjki macicy, co spowodowało rzeźnię. Podobno krwi było dużo. Położna twierdziła, że synek się nie przekręcał i wyszedł barkami nie w tę stronę, co trzeba, stąd tyle ran bojowych.
No więc szycie, które trwało 1h wspominam jako traumę. Ból był gorszy niż porodowy, darłam się jak głupia, dobrze, że miałam synka przy sobie i męża, który mnie trzymał za głowę, bo bym nie wytrzymała...
No i potem połóg... nie byłam w stanie wstawać całą dobę z powodu utraty krwi, ból i obrzęk krocza okropny utrzymywał się przez kilka dni, potem obrzęk mniejszy, ale ból krocza, a zwłaszcza szwu po nacięciu pełne dwa tygodnie.
Teraz boli tylko przy dotyku i jak długo chodzę, ale niestety blizny czuje pod palcami i to chyba już tak zostanie...
Podsumowując poród wspominam dobrze, czas po porodzie to trauma i pewnie dużo czasu minie zanim znów się na to zdecyduję mimo, że kocham mojego synka ogromnie i warto dla niego było wszystko przetrwać.