A ja mówiąc szczerze w ogóle się nie zastanawiam nad tym czy mnie natną czy pęknę, (o ile będę rodziła siłami natury), co ma być to będzie. W pierwszej ciąży ćwiczyłam oddychanie, (to stanowczo polecam, pomaga przy rozwarciu) i mięsnie krocza, a skończyło się cesarką przy 10cm rozwarciu, bo tętno zanikło, (dzidzia poowijana pępowiną). Teraz po prostu psychicznie nastawiam się na różną wersję wydarzeń. Wtedy byłam tylko nastawiona na poród rodzinny w 100% naturalny... ach jaka byłam zawiedziona, nie mówiąc o tym, że czułam,że nie sprawdziłam się jako kobieta... trochę czasu minęło żebym przestała tak myśleć..
Może za dużo filmów się naoglądałam, ksiązek naczytałam... ale tak sobie wyobrażałam, że to takie piękne dzidzia się rodzi, kładą na brzuchu, płacz ze szczęścia, tatuś przecina pępowinę, pstryka zdjęcia- wizja jeszcze umocniona przez szkołę rodzenia...- wiadomo,że tak bywa, nawet często, ale nie zawsze... dlatego teraz już za dużo o tym nie myślę...
Sorry,że tak przynudziłam,ale mnie jakoś naszło...
mrowa-skąd wiesz,że teraz będziesz też miała cesarkę, masz wskazania, czy dlatego, że pierwsza ciąża była w ten sposób rozwiązana?