Cześć,
wiem, że może zaczynam kolejny nudny wątek o jedzeniu i rodzice, którzy nie mają z nim problemu pomyślą "znowu..po prostu wyluzuj a dziecko zje ile chce". problem w tym, że moja córka nie reguluje sobie sama uczucia sytości i głodu. problem z jedzeniem, a raczej niejedzeniem był od zawsze. Mleko tylko z butelki, po porodzie dwa tyg w szpitalu, bo Mała traci na wadze i zasypia przy jedzeniu, sonda żołądkowa, obowiązkowe ważenie raz na tydzień do końca 3go miesiąca..to tylko część, nie chcę opisywać koszmaru przez który przeszliśmy. Karmienie łyżeczką poszło gładko do póki nie próbowałam podawać czegoś niepapkowatego. Od wtedy zaczął się bunt pokarmów stałych i trwa do dziś. Obecnie mamy 2 problemy:
1. z gryzieniem (przejdą jedynie miękkie rzeczy jak pulpet w sosie albo rozgotowane kawałeczki marchewki, kawałki chleba i makaron. Resztę przetrzymuje w buzi, chociaż mnie się wydaje, że jest miękkie, np. ryby. Okazało się, że ma skrócone wędzidełko, a w tym wieku już się go nie podcina.)
2. z jedzeniem bez odwracania uwagi od jedzenia, wg zasady: rodzic decyduje co, a dziecko ile zje.
Chodzimy do logopedy, bo córka do tej pory (prawie 19 miesięcy) nie umie gryźć,
Niestety porady logopedy nie działają w naszym domu, stąd pytanie czy któraś z Was również ma za sobą wizyty u logopedy lub naukę prawidłowego jedzenia i jak u Was to przebiegało?
Nasze wytyczne:
5 posiłków dziennie,
3 do syta w formie papki,
2 - trening gryzienia, gdzie zjada ile chce.
Podczas 3 papkowatych najpierw córka zjada ile chce (najczęściej karmiona przeze mnie, chyba że wyjątkowo garnie się do trzymania łyżki) potem zabawiam ją, podaję jej książeczki lub rozmawiam z nią, zagaduję i zjada. Podczas 2 pozostałych kładę przed nią talerzyk z rzeczami do wyboru, żeby sama jadła ile chce. Są rzeczy które lubi, czyli np.parę świderków czy pestki dyni a do tego owoce i kanapka. Zjada to co lubi, np.3 świderki lub 2 nerkowce i koniec. Nie tknie żadnego owocu, banan przejdzie jeśli się ją zagada. Chleb - kilka gryzów, a resztę rozwala. Jeśli na deser nie dostanie rzeczy które lubi, nie zjada nic. Bierze do buzi i wypluwa lub w ogóle nie je. Nawet jeśli poprzedni posiłek był 3-4h temu. Logopeda twierdzi, że dziecko nauczy się samo jeść ile chce i gryźć, kiedy damy mu święty spokój, ale jak widać, tak się nie dzieje. Kiedy robi się głodna, zaczyna się marudzenie lub od razu wrzask o wszystko i wtedy tym bardziej nie chce jeść z własnej woli. ostatnio zaczęły się problemy w nocy, Mała popłakuje często, raz daliśmy jej mleko i przeszło, więc widać, że chodzi o jedzenie, ale nie chcemy wrócić do nocnych karmień w tym wieku.
Co robimy nie tak? Dziecko ma decydować ile chce zjeść, więc jej na to pozwalamy podczas tych 2 posiłków. Jeśli podczas śniadania, papkowatej zupy lub kolacji widzę, że ewidentnie nie chce jeść, odpuszczam i nie zabawiam dalej. Staramy się, aby atmosfera podczas posiłków była przyjazna, nie karzemy, nie krytykujemy. Rozumiem, że dziecko ma mały żołądek, więc nie pcham niewiadomo jakich ilości na talerz. próbuję się z nią po ludzku dogadać w kwestii jedzenia, ale nie idzie, Nie i koniec. Zabawiana zje, a jeśli nie ma nic do odwrócenia jej uwagi od jedzenia, zaczyna się wykręcanie, wstawanie z krzesełka, Bóg wie co jeszcze.
Tak strasznie zazdroszczę rodzinom, w których dzieci same sięgają po jedzenie, posiłki są bez stresu, bo przecież każdy zje na ile ma ochotę.. Wokół nas w rodzinie i wśród znajomych są same dzieci, które pożerają jedzenie wzrokiem. Biegają po domu z 5tym bananem albo same machają łyżką i widelcem w wieku roku oblizując się po każdym kęsie..
Jestem w drugiej ciąży i czuję, że jeśli drugie dziecko też będzie takim niejadkiem to szpital psychiatryczny mnie szybko powita:/ próbuję z całych sił wyluzować i nie denerwować się w środku kiedy wyrzucam kolejny raz jedzenie i patrzę, jak córka bawi się jedzeniem 30 minut i nic nie bierze do buzi, ale po prostu się nie da...
wiem, że może zaczynam kolejny nudny wątek o jedzeniu i rodzice, którzy nie mają z nim problemu pomyślą "znowu..po prostu wyluzuj a dziecko zje ile chce". problem w tym, że moja córka nie reguluje sobie sama uczucia sytości i głodu. problem z jedzeniem, a raczej niejedzeniem był od zawsze. Mleko tylko z butelki, po porodzie dwa tyg w szpitalu, bo Mała traci na wadze i zasypia przy jedzeniu, sonda żołądkowa, obowiązkowe ważenie raz na tydzień do końca 3go miesiąca..to tylko część, nie chcę opisywać koszmaru przez który przeszliśmy. Karmienie łyżeczką poszło gładko do póki nie próbowałam podawać czegoś niepapkowatego. Od wtedy zaczął się bunt pokarmów stałych i trwa do dziś. Obecnie mamy 2 problemy:
1. z gryzieniem (przejdą jedynie miękkie rzeczy jak pulpet w sosie albo rozgotowane kawałeczki marchewki, kawałki chleba i makaron. Resztę przetrzymuje w buzi, chociaż mnie się wydaje, że jest miękkie, np. ryby. Okazało się, że ma skrócone wędzidełko, a w tym wieku już się go nie podcina.)
2. z jedzeniem bez odwracania uwagi od jedzenia, wg zasady: rodzic decyduje co, a dziecko ile zje.
Chodzimy do logopedy, bo córka do tej pory (prawie 19 miesięcy) nie umie gryźć,
Niestety porady logopedy nie działają w naszym domu, stąd pytanie czy któraś z Was również ma za sobą wizyty u logopedy lub naukę prawidłowego jedzenia i jak u Was to przebiegało?
Nasze wytyczne:
5 posiłków dziennie,
3 do syta w formie papki,
2 - trening gryzienia, gdzie zjada ile chce.
Podczas 3 papkowatych najpierw córka zjada ile chce (najczęściej karmiona przeze mnie, chyba że wyjątkowo garnie się do trzymania łyżki) potem zabawiam ją, podaję jej książeczki lub rozmawiam z nią, zagaduję i zjada. Podczas 2 pozostałych kładę przed nią talerzyk z rzeczami do wyboru, żeby sama jadła ile chce. Są rzeczy które lubi, czyli np.parę świderków czy pestki dyni a do tego owoce i kanapka. Zjada to co lubi, np.3 świderki lub 2 nerkowce i koniec. Nie tknie żadnego owocu, banan przejdzie jeśli się ją zagada. Chleb - kilka gryzów, a resztę rozwala. Jeśli na deser nie dostanie rzeczy które lubi, nie zjada nic. Bierze do buzi i wypluwa lub w ogóle nie je. Nawet jeśli poprzedni posiłek był 3-4h temu. Logopeda twierdzi, że dziecko nauczy się samo jeść ile chce i gryźć, kiedy damy mu święty spokój, ale jak widać, tak się nie dzieje. Kiedy robi się głodna, zaczyna się marudzenie lub od razu wrzask o wszystko i wtedy tym bardziej nie chce jeść z własnej woli. ostatnio zaczęły się problemy w nocy, Mała popłakuje często, raz daliśmy jej mleko i przeszło, więc widać, że chodzi o jedzenie, ale nie chcemy wrócić do nocnych karmień w tym wieku.
Co robimy nie tak? Dziecko ma decydować ile chce zjeść, więc jej na to pozwalamy podczas tych 2 posiłków. Jeśli podczas śniadania, papkowatej zupy lub kolacji widzę, że ewidentnie nie chce jeść, odpuszczam i nie zabawiam dalej. Staramy się, aby atmosfera podczas posiłków była przyjazna, nie karzemy, nie krytykujemy. Rozumiem, że dziecko ma mały żołądek, więc nie pcham niewiadomo jakich ilości na talerz. próbuję się z nią po ludzku dogadać w kwestii jedzenia, ale nie idzie, Nie i koniec. Zabawiana zje, a jeśli nie ma nic do odwrócenia jej uwagi od jedzenia, zaczyna się wykręcanie, wstawanie z krzesełka, Bóg wie co jeszcze.
Tak strasznie zazdroszczę rodzinom, w których dzieci same sięgają po jedzenie, posiłki są bez stresu, bo przecież każdy zje na ile ma ochotę.. Wokół nas w rodzinie i wśród znajomych są same dzieci, które pożerają jedzenie wzrokiem. Biegają po domu z 5tym bananem albo same machają łyżką i widelcem w wieku roku oblizując się po każdym kęsie..
Jestem w drugiej ciąży i czuję, że jeśli drugie dziecko też będzie takim niejadkiem to szpital psychiatryczny mnie szybko powita:/ próbuję z całych sił wyluzować i nie denerwować się w środku kiedy wyrzucam kolejny raz jedzenie i patrzę, jak córka bawi się jedzeniem 30 minut i nic nie bierze do buzi, ale po prostu się nie da...