Jestem zalamana i przerażona, dla jasnosci sytuacji będzie to dosyć dlugi post. Moje cykle trwaja srednio 32-33 dni. Ostatnia @ byla 29 wrzesnia 2018. Z obserwacji wiem, ze owulacje moglam miec okolo 22 października 2018.
29 października test o wysokiej czułości pokazal mi bardzo slabiutka druga kreske.
Bhcg 29.10 - 24
9.11 - 933
14.11 - 2314, progesteron 4,71ng/ml (wg norm laboratorium w normie).
Ze względu na ten niski progesteron od razu udałam się do lekarza, ktory to stwierdzil 5 tydzien ciąży, pecherzyk 4mm, na progesteron nie kazal zwracac uwagi. 16 listopada wieczorem dostalam niewielkiego plamienia, bolal mnie brzuch. Udalam się na sor, gdzie pani doktor dyzurna stwierdzila we mnie niewiadomo jaki twor 5mm, dostalam luttagen kazano mi odpoczywać. Tam zrobiono mi bhcg, według szpitalnego lab wynik 2501,1.
Nastepnego dnia poszlam jednak na wizyte do swojego lekarza, gdzie pani doktor stwierdziła prawidlowh pecherzyk 6mm, bez widocznego zarodka wygladajacy tak na 4-5 tydzień i jajnik po owulacji z cialkiem krwotocznym. Na plamienia dostalam duphaston i luteine dopochwowo, na bol brzucha magnez, ewentualnie nospe i nakaz odpoczynku. Plamie nadal, dzis zauwazylam ze to juz nie brązowy sluz a niewielkie krwawienie, o wiele mniejsze niz miesiączka, okresowo z malutkimi skrzepikami krwi. Brzuch juz nie boli, nie biorę ani magnezu ani nospy. 21.11 ide na bhcg, gin kazala sprawdzić przyrost.
Martwi mnie bardzo to krwawienie, ostatni niewielki przyrosy bety(kwestia innych lab?) i roznica w tyg ciazy - z OM 7 tydzień, wg pani doktor 4-5 tydzień.
Czy byla ktoras z Was w podobnej sytuacji? Co się dzialo, jak się wszystko skonczylo? Moze to byc poronienie? Jest szansa na zdrową dzidzie? To moja pierwsza ciąża, bardzo sie wszystkiego boję
29 października test o wysokiej czułości pokazal mi bardzo slabiutka druga kreske.
Bhcg 29.10 - 24
9.11 - 933
14.11 - 2314, progesteron 4,71ng/ml (wg norm laboratorium w normie).
Ze względu na ten niski progesteron od razu udałam się do lekarza, ktory to stwierdzil 5 tydzien ciąży, pecherzyk 4mm, na progesteron nie kazal zwracac uwagi. 16 listopada wieczorem dostalam niewielkiego plamienia, bolal mnie brzuch. Udalam się na sor, gdzie pani doktor dyzurna stwierdzila we mnie niewiadomo jaki twor 5mm, dostalam luttagen kazano mi odpoczywać. Tam zrobiono mi bhcg, według szpitalnego lab wynik 2501,1.
Nastepnego dnia poszlam jednak na wizyte do swojego lekarza, gdzie pani doktor stwierdziła prawidlowh pecherzyk 6mm, bez widocznego zarodka wygladajacy tak na 4-5 tydzień i jajnik po owulacji z cialkiem krwotocznym. Na plamienia dostalam duphaston i luteine dopochwowo, na bol brzucha magnez, ewentualnie nospe i nakaz odpoczynku. Plamie nadal, dzis zauwazylam ze to juz nie brązowy sluz a niewielkie krwawienie, o wiele mniejsze niz miesiączka, okresowo z malutkimi skrzepikami krwi. Brzuch juz nie boli, nie biorę ani magnezu ani nospy. 21.11 ide na bhcg, gin kazala sprawdzić przyrost.
Martwi mnie bardzo to krwawienie, ostatni niewielki przyrosy bety(kwestia innych lab?) i roznica w tyg ciazy - z OM 7 tydzień, wg pani doktor 4-5 tydzień.
Czy byla ktoras z Was w podobnej sytuacji? Co się dzialo, jak się wszystko skonczylo? Moze to byc poronienie? Jest szansa na zdrową dzidzie? To moja pierwsza ciąża, bardzo sie wszystkiego boję