@basiawol Popieram, że również moim zdaniem musicie obrać z mężem wspólny front. Samej się nic nie zdziała w tym temacie. A jak będziecie razem to zawsze jest łatwiej. Ja pierwszą ciąże i wszystkie badania przechodziłam sama. Mąż robił oczywiście badania na które go wysłałam, ale nie interesował się więcej. A ja ciągle latałam po lekarzach walcząc z czasem, aby nie uciekła owulacja, obliczałam, liczyłam, siedziałam godzinami nad moimi wynikami i przez to pierwsza strata była ta duża. Bo mąż niby rozumiał, ale nie uczestniczył w mojej walce. Nie czuje ile poświęciłam. Dlatego przez drugą ciążą wszystko mu opowiedziałam, wyliczyłam ile mnie to kosztowało czasu i sił. Zrozumiał i chociaż druga strata bolała, to czułam, że bardziej wie o co mi chodzi
Także wiem, że czasem jest ciężko. Ale trudne chwile czasem daja możliwośc do odnalezienia intymności z mężem i bliskości. Spróbuj porozmawiać :*
@Porzeczka1234 Doskonale rozumiem o czym mówisz. U mnie w rodzinie co miesiąc rodziło się dziecko. Moja miało się urodzić na dniach. Właśnie pod koniec lipca. I jestem z siebie dumna, bo myślałam, że będę przezywać ten dzień, a jednak widać, że poukładałam to sobie w głowie. W sierpniu ma rodzić ostatnia kuzynka
Było ich łącznie 5. Plus dwie koleżanki. Nawet będąc w drugiej ciąży i wiedząc i czując, że coś będzie nie tak, poszłam bawić noworodka. Nie było to łatwe, ale Mała nie była winna niczego, więc nie mogłam jej nie poprzytulać. U mnie też wycieczki pomagają. Też jesteśmy z mężem od tego uzależnieni. Nie ważne czy na jedną noc, czy dwie czy tylko na cały dzień. Jeżdzimy wszędzie. Nam to też pomaga.
Dziewczyny, żebym nie była źle zrozumiana. Nie namawiam Was na nie myślenie o dzieciach i o swoim celu zyciowym. Absolutnie. Bo on dla mnie też jej priorytetem. Raczej staram się ukazać, że tzw "Zafiksowanie" jest męczące. Staram się po prostu myśleć pozytywnie i czekać. Po prosty czekać. Normalnie już bym leciała na monitoring cyklu, szukała innych ginekologów aby mi sprawdzili cykl, a teraz po prostu mówię sobie, że zaczniemy w przyszłym miesiącu. Musiałam zacząć żyć. Bo przez ostatnie 9 miesięcy to wegetowałam. Byłam rozdrazniona, niechętna, frystrująca, odbijało to się na stosunkach z rodziną i znajomymi i na dzieci z którymi pracowałam. Nie chciałam taka być i nie powiem, że to była łatwa droga, ale opłacało się. Co się napłakałam to moje i było to potrzebne. Teraz po prostu idę przez życie i wierzę, że dla każdej z nas będzie ono prędzej czy później w towarzystwie dzieci
Bo wszystkie jesteście dzielne i niezwykle zdeterniowane. Ale czasem dajcie sobie czas na poukładanie w głowie wszystkiego. Bo głowa jest odpowiedzialna za wszystko.
Dla przykładu, moja szwagierka stara się o dziecko z mężem od ponad 5 lat. Wszystkie badania, wszystko. Winda trochę pod stronie męża, coś z żylakami. Ale zaczęła chodzić na terapię i już drugi specjalista jej powiedział, że ma blokadę w głowie. Okazuje sie, ze ma jakiś problem z więzią z matką za dziecka. I podświadomie nie chce dziecka bo to zagraża jej poczuciu wolności. A z drugiej chce bo już ma swoje lata. WIęc nie ma co też nie doceniać tej storny medycyny. Mnie tez ginekolog ostatnio powiedział, że te przerwy od 3 do 6 misiący są po to aby kobieta wszystko sobie przemyślała, zdązyła ochłonąć i nabrać nowej siły. Tyle ode mnie
Trzymajcie się !