Czarna_mała - ja też miałam poczucie, że cały świat jest przeciwko mnie. Jak po chemioterapii męża okazało się, że wszystko dobrze i nasienie się zregenerowało to okazało się, że ja nie mogę donosić ciąży. Musieliśmy odczekać 3 lata po Jego chorobie i jak zaczęliśmy starania to dramat za dramatem. Zupełnie wycofałam się z życia towarzyskiego, zamknęłam w sobie i skupiłam na walce. No i jutro zaczynamy 22 tc, a ja w końcu czuję, że moje życie jest takie, jakie powinno. Oczywiście w pełni "normalna" nigdy nie będę, tym bardziej, że początek tej ciąży był dramatyczny i ciągle się boję i łapię jakieś paranoje, ale jestem szczęśliwa i uśmiecham się widząc ciężarne na ulicy. Czasem jak się budzę i widzę mój brzuszek to potrafię się naprawdę wzruszyć, bo dalej nie mogę w to uwierzyć. Jestem pewna, że i Tobie się uda :*
No i poza moimi trzema mutacjami (jestem mistrzynią forum w tej kategorii
) to mam najwyższe możliwe miano p/c ANA. Jeszcze w drugiej ciąży zrobiłam badanie ANA1 i wyszły graniczne. Zarówno prof. Jerzak jak i lokalny immunolog twierdzili, że to granica błędu laboratoryjnego i pewnie w ogóle nie mam tych p/c, ale zleciły ANA2. No i wyszło...
wynik >1:2560, określane jest jako wynik wybitnie dodatni [+++] typ ziarnisty SSA/SSB. Myślałam, że padne. Im też szczeny poopadały no i wiadomo w ciąży steryd, ale za tym mogły iść różne inne choróbska, więc zrobiłam kolejne badanie ANA3 i na szczęście okazało się, że żadnej choroby nie mam i tak naprawdę nic nie muszę w tym kierunku robić.