Witam, mam problem i to spory.
Niunio ma dwa miesiące, karmiony jest butelką (mimo wcześniejszych starań).
Karmimy go najpierw sciągniętym pokatrmem (jakieś 30 - 40 ml.), potem dokarmiamy mlekiem modyfikowanym, które stanowi większość diety naszego brzdąca.
Problem jest tej treści, że niuniek łyka powietrze jak opentany. Przerabialiśmy już wszystkie butelki antykolkowe i inne tematy.
Robi się z tego straszna mordęga bo mały zaczyna jeść i czuje powietrze w brzuchu. Zjada trochę i nie chce ssać. TRzeba do odbić, a to trwa nawet i 15 -20 minut, po jakiejś małej ilości mleka. Trochę się rozbudzi i już biorąc smoka do buzi słychać jak łyka powietrze. Takie karmienie na raty potrafi trwać ponad godzine. Potem jest druga godzina noszenia i kombinowania z odbijaniem. Potem chwila snu (niespokojnego oczywiście bo mały "odlatuje" nie do końca odbity, po czym zareaz się budzi bo już w sumie jest głodny.
Żona już nie ma siły. Cały czas w domu spędza na karmieniu, odbijaniu, sciąganiu pokarmu, myciu butelek itd. Nie ma nawet czasu zjeść do momentu do kiedy nie wrócę z pracy.
To jest jakaś makabra, przez którą dwie najbliższe mi osoby męczą się niemiłosiernie. Mały sprawia wrażenie wiecznie niedojedzonego i niewyspanego, a Żona jest non stop zmęczona i zaryczana.
Nie wiem kiedy to się skończy i jak, ale to zabiera całą radość z posiadania tak kochanego dziecka.
Rzeź.
Pomocy!!!
Niunio ma dwa miesiące, karmiony jest butelką (mimo wcześniejszych starań).
Karmimy go najpierw sciągniętym pokatrmem (jakieś 30 - 40 ml.), potem dokarmiamy mlekiem modyfikowanym, które stanowi większość diety naszego brzdąca.
Problem jest tej treści, że niuniek łyka powietrze jak opentany. Przerabialiśmy już wszystkie butelki antykolkowe i inne tematy.
Robi się z tego straszna mordęga bo mały zaczyna jeść i czuje powietrze w brzuchu. Zjada trochę i nie chce ssać. TRzeba do odbić, a to trwa nawet i 15 -20 minut, po jakiejś małej ilości mleka. Trochę się rozbudzi i już biorąc smoka do buzi słychać jak łyka powietrze. Takie karmienie na raty potrafi trwać ponad godzine. Potem jest druga godzina noszenia i kombinowania z odbijaniem. Potem chwila snu (niespokojnego oczywiście bo mały "odlatuje" nie do końca odbity, po czym zareaz się budzi bo już w sumie jest głodny.
Żona już nie ma siły. Cały czas w domu spędza na karmieniu, odbijaniu, sciąganiu pokarmu, myciu butelek itd. Nie ma nawet czasu zjeść do momentu do kiedy nie wrócę z pracy.
To jest jakaś makabra, przez którą dwie najbliższe mi osoby męczą się niemiłosiernie. Mały sprawia wrażenie wiecznie niedojedzonego i niewyspanego, a Żona jest non stop zmęczona i zaryczana.
Nie wiem kiedy to się skończy i jak, ale to zabiera całą radość z posiadania tak kochanego dziecka.
Rzeź.
Pomocy!!!