Hej, piszę do Was by zyskać szerszą perspektywę w sprawie, która mnie męczy już od dłuższego czasu. Nie wiem, czy to ja jestem egoistyczna/przesadzam, czy może nie. Dlatego chciałabym poczytać, co Wy o tym myślicie.
Tło w skrócie: Z partnerem mamy 2 dzieci: 2 lata i 4 miesiące. Od ubiegłorocznych wakacji, które spędziliśmy wspólnie z rodziną partnera, mam kosę z jego ojcem, gdyż śmiałam skrytykować to, że nie chciał nam pomóc. Ogólnie jest zimny, skąpy i niepomocny. Jeszcze raz spotkaliśmy się na wszystkich świętych, gdyż partner jakoś złagodził sytuację. Nasz wyjazd skrócił się o pół dnia (mieszkają 300km od Nas) gdyż w mieszkaniu zaczęły grasować kleszcze. Mi jeden prawie się wbił, drugi chodził obok wtedy ponad rocznego dziecka. Spanikowałam (mam silna awersję do wielu owadopodobnych itd) i wróciliśmy do domu tego samego dnia wieczorem, zamiast rano dzień później. Wieczorem tego samego dnia ojciec partnera zaczął po pijaku wypisywać do niego, że jestem psychiczna histeryczka, że wchodzę partnerowi na głowę, że nie chce mnie widzieć itd. Ogólnie ostatnio byli u Nas zobaczyć młodszego i ojciec zaznaczył w smsie, że przyjeżdżają zobaczyć partnera i dzieci. (Heh) partner odpisał mu broniąc mnie, że powinien mnie przeprosić za tamto i że mną porozmawiać, ale tak się nie stało. Ja stwierdzilamm, że nie pojadę tam, dopóki mnie nie przeprosi o ile w ogóle pojadę, bo mnie zmieszał z gównem (ale on chyba nie wie, że ja czytałam te smsy). Ogólnie nie lubi kobiet, jest alkoholikiem (nieszkodliwym, oprócz smsow) i ma problem z tym, że jego syn wyprowadził się do innego miasta że mną, bo już były wiadomości, żeby partner pokazał kto nosi spodnie coś tam coś tam i czy zamierza tu siedzieć całe życie. (cała rodzina jest w innym mieście.l, a syn że mną i z dziećmi)
Sedno sprawy: Partner jest zżyty z rodziną, jeździł tam sam na Wielkanoc i sylwestra. Ja siedziałam z dzieckiem i moja rodzina, ale było to za moją zgodą. Ostatnio wziął starszego do nich na 4 dni. Z bólem serca jakoś to przeżyłam, bo pomijając poród to była pierwsza nasza rozłąka. Aczkolwiek średnio mi się podoba to że spędza czas z toksycznym dziadkiem, który zmieszał mnie z gownem. Reszta rodziny jest w porządku i chyba nie powinnam robić problemów z tymi wyjazdami że względu na moją niechęć do jednej osoby. Tylko teraz partner mówi o kolejnych wyjazdach na długie weekendy. I wzdycha że już 3 rok nie będzie w domu na święta Bożego Narodzenia. Mieliśmy spędzać jedne święta tu z moją rodziną i jedne tam, z jego, ale raz mieliśmy covida i siedzieliśmy sami, następne z moją rodziną, a na te mamy kosę, heh. I właśnie nie wiem, czy tylko ja mam z tym problem, z tymi wyjazdami na weekend/święta. Bo ja każdy długi weekend, sylwestra czy święta chciałabym spędzić razem z moją najbliższą rodziną (my+dzieci, jakiś dzień może być z dziadkami), a nie jak rozwiedzeni, czy jak, że jedno dziecko że mną tu, a drugie z partnerem 300km dalej. Partner przyznał, że faktycznie trochę to 'smieszne'.
Tylko właśnie nie wiem, czy to ja mam jakiś problem i wyolbrzymiam to, że partner chce sobie zabrać starszaka na kilka dni, gdy wypadają jakieś święta, czy de facto ma jakąś nie odcięta pępowinę, bo nie chce spędzić tego czasu z nami we czwórkę.
Co Wy o tym sądzicie? Unoszę się dumą czy nie?
Dziękuję za odpowiedzi
Tło w skrócie: Z partnerem mamy 2 dzieci: 2 lata i 4 miesiące. Od ubiegłorocznych wakacji, które spędziliśmy wspólnie z rodziną partnera, mam kosę z jego ojcem, gdyż śmiałam skrytykować to, że nie chciał nam pomóc. Ogólnie jest zimny, skąpy i niepomocny. Jeszcze raz spotkaliśmy się na wszystkich świętych, gdyż partner jakoś złagodził sytuację. Nasz wyjazd skrócił się o pół dnia (mieszkają 300km od Nas) gdyż w mieszkaniu zaczęły grasować kleszcze. Mi jeden prawie się wbił, drugi chodził obok wtedy ponad rocznego dziecka. Spanikowałam (mam silna awersję do wielu owadopodobnych itd) i wróciliśmy do domu tego samego dnia wieczorem, zamiast rano dzień później. Wieczorem tego samego dnia ojciec partnera zaczął po pijaku wypisywać do niego, że jestem psychiczna histeryczka, że wchodzę partnerowi na głowę, że nie chce mnie widzieć itd. Ogólnie ostatnio byli u Nas zobaczyć młodszego i ojciec zaznaczył w smsie, że przyjeżdżają zobaczyć partnera i dzieci. (Heh) partner odpisał mu broniąc mnie, że powinien mnie przeprosić za tamto i że mną porozmawiać, ale tak się nie stało. Ja stwierdzilamm, że nie pojadę tam, dopóki mnie nie przeprosi o ile w ogóle pojadę, bo mnie zmieszał z gównem (ale on chyba nie wie, że ja czytałam te smsy). Ogólnie nie lubi kobiet, jest alkoholikiem (nieszkodliwym, oprócz smsow) i ma problem z tym, że jego syn wyprowadził się do innego miasta że mną, bo już były wiadomości, żeby partner pokazał kto nosi spodnie coś tam coś tam i czy zamierza tu siedzieć całe życie. (cała rodzina jest w innym mieście.l, a syn że mną i z dziećmi)
Sedno sprawy: Partner jest zżyty z rodziną, jeździł tam sam na Wielkanoc i sylwestra. Ja siedziałam z dzieckiem i moja rodzina, ale było to za moją zgodą. Ostatnio wziął starszego do nich na 4 dni. Z bólem serca jakoś to przeżyłam, bo pomijając poród to była pierwsza nasza rozłąka. Aczkolwiek średnio mi się podoba to że spędza czas z toksycznym dziadkiem, który zmieszał mnie z gownem. Reszta rodziny jest w porządku i chyba nie powinnam robić problemów z tymi wyjazdami że względu na moją niechęć do jednej osoby. Tylko teraz partner mówi o kolejnych wyjazdach na długie weekendy. I wzdycha że już 3 rok nie będzie w domu na święta Bożego Narodzenia. Mieliśmy spędzać jedne święta tu z moją rodziną i jedne tam, z jego, ale raz mieliśmy covida i siedzieliśmy sami, następne z moją rodziną, a na te mamy kosę, heh. I właśnie nie wiem, czy tylko ja mam z tym problem, z tymi wyjazdami na weekend/święta. Bo ja każdy długi weekend, sylwestra czy święta chciałabym spędzić razem z moją najbliższą rodziną (my+dzieci, jakiś dzień może być z dziadkami), a nie jak rozwiedzeni, czy jak, że jedno dziecko że mną tu, a drugie z partnerem 300km dalej. Partner przyznał, że faktycznie trochę to 'smieszne'.
Tylko właśnie nie wiem, czy to ja mam jakiś problem i wyolbrzymiam to, że partner chce sobie zabrać starszaka na kilka dni, gdy wypadają jakieś święta, czy de facto ma jakąś nie odcięta pępowinę, bo nie chce spędzić tego czasu z nami we czwórkę.
Co Wy o tym sądzicie? Unoszę się dumą czy nie?
Dziękuję za odpowiedzi