- Dołączył(a)
- 5 Maj 2012
- Postów
- 2
Dzień dobry,
Mam 21 lat i półtoraroczną córkę. Od 6. roku życia jestem w rodzinie zastępczej (ciotka jest siostrą zmarłej matki). Rodzice zginęli w wypadku. Od tamtego czasu zajmuje się mną wujostwo. Pierwszych lat, które tam spędziłam nie pamiętam. Chodzi jednak o to co działo się później. „Ojciec” założył przeciw mnie sprawę o odebranie praw do dziecka. Za dowód chce mieć słowa psychologa który opiekuje się mną od czasu śmierci rodziców. Ostatnio jestem bardzo znerwicowana, ale to właśnie za sprawą ojca. W domu nie dopuszczał mnie do słowa, nie mogę mieć własnego zdania. Zdarzało się, że za wyrażenie własnego zdania potrafił mnie uderzyć. Chciałam nawet zgłosić to na policję, lub iść na obdukcję jednak „matka”, jego żona zawsze przekonywała mnie że nie powinnam, bo nie powinnam „ojcu” robić problemów, albo jak to stwierdziła „co ludzie powiedzą”. Znosiłam to bardzo długo, jednak prawdziwe problemy zaczęły się około 2 lat temu. Po śmierci dziadków (rodziców moich rodziców) dostałam od nich spadek. Myślę, że tego „ojciec” nie może znieść. Jeszcze przed otrzymaniem spadku wielokrotnie mówił mi, że nie chciał mnie brać, ale jego żona się uparła i już tak zostałam. Po otrzymaniu spadku niemiłe sytuacje się nasiliły. Mogę wprost powiedzieć, że znęca się nade mną psychicznie, bije mnie, nie mogę się nawet odezwać. Bardzo często mówi mi, że muszę go słuchać, bo wszystko stracę, ubliża, poniża, wytyka to że od samego początku mnie nie chciał. Wymawia to, że nie mam rodziców. O tym samym mówi mi względem mojej córki (ojciec dziecka nie żyje). Po otrzymaniu spadku wypowiedział nawet słowa „że jestem najmłodsza w rodzinie, a dostałam najwięcej”, a to mu się nie spodobało. Dodam, ze dziadkowie spadek podzielili między dzieci za życia. Każde z dzieci dostało swoją część, więc on także, a jedynie część, która była przeznaczona dla moich rodziców była w ich posiadaniu. Te prawa dostałam ja po śmierci dziadków. Kolejną sprawą jest to, że część spadku (ziemia) sprzedałam. „Ojciec” chcąc być pomocny powiedział, że pomoże mi przy lokatach. Jak się potem okazało nie mogłam nawet nic się dowiadywać o tym co się dzieje z moimi pieniędzmi. Dopiero po kilku miesiącach po zakończeniu lokaty z wielkim bólem oddał mi te pieniądze. Kupiłam sobie samochód, ale znowu „chciał pomóc” i samochód jest zapisany na niego. Kolejna sprawą jest to, że zabronił mi opuszczać dom. Moje wyjścia ograniczają się do wyjść na uczelnie i na zakupy. Nie mogę iść nigdzie bez jego wiedzy. Jestem po prostu śledzona, tak mi się wydaje, gdyż po powrocie do domu on od razu wie gdzie ja była, nawet jeśli nie mówiłam nikomu gdzie wychodzę. Za pobyt u opiekunów płacę im co miesiąc. To nie są opłaty za wodę, gaz, czy inne środki, które zużywam. Po prostu jest to opłata za mieszkanie. Przestalam płacić dopiero miesiąc temu kiedy się pokłóciliśmy dość mocno. Wcześniej zabronił mi spędzać czas ze „swoją rodziną”. Zabronił mi być z nimi, czy nawet spożywać wspólnie posiłki. Dla siebie i córki kupuję oddzielnie wszystkie produkty. Dodatkowo byłam tam służącą. Zawsze miało być posprzątane, pozmywane, ugotowane. Potrafił przyjść po pracy, nawrzeszczeć na mnie, a wszystko co ugotowałam wyrzucić do kosza, bo stwierdzał, że zjadłby co innego. Nawet jego sześcioletnim synem zajmuję się ja, nie on. Na zakupy np. ubrań dla jego dziecka chodzę ja, na wywiadówki w szkole chodzę ja. Ja nie mogę w domu niczego zrobić bez jego zgody, ani o niczym decydować, nawet o sobie czy o córce. Gdy mu się sprzeciwiłam, to uderzył nawet moją sześciomiesięczną wtedy córkę. Oczywiście nie poszłam na policję bo ubłagała mnie o to „matka”, czyli jego żona. Innym razem, po wyrażeniu swojego zdania zabrał mi telefon. To miała być kara, bym nie mogła kontaktować się ze swoim partnerem. On stwierdził, że ma dla mnie odpowiedniego chłopaka (jego rodzice są jego wspólnikami w pracy). Telefonu bardzo długo nie mogłam odzyskać. To wszystko sprawiło, że jestem bardzo nerwowa, że się go bardzo boje. Ostatnio postanowiłam wszystko powiedzieć przy rodzinie, bo myślałam, że to coś zmieni. Jego karą w tym przypadku było zabranie mi dowodu osobistego, dowodu rejestracyjnego i dowodów od spadku, który dostałam. Za każdym razem stwierdzał, że nie pilnuje swoich dokumentów i na pewno je zgubiłam, ale „matka” pisała z moim partnerem i napisała mu, ze on ma te dokumenty. Gdy chciałam zgłosić to na policję to musiałam długo czekać, a policjantem, który zapisywał sprawę był znajomy „ojca”. „Ojciec” zachowuje się tak tylko gdy jesteśmy sami. Sąsiedzi nie powiedzą na niego złego słowa. Zawsze dla nich miły, tak jak i dla innych w rodzinie. Przy znajomych udaje cudownego ojca, jednak gdy nikogo nie ma w domu dla mnie zaczyna się piekło. Po jednym z takich ataków bałam się tak bardzo, że wezwali psychologa, który wpisał mi w akta, że mam problemy z nerwami. Teraz na tej podstawie on chce odebrać mi prawa do córki. Nawet nei mogę spotykać się z moim partnerem. Wiem, że „matka” nie pomoże mi bo ją także bił i ona na pewno nie będzie chciała nic na niego mówić. Pewnego razu sprowokował mnie do tego byśmy się pokłócili i bardzo byłam wobec niego niemiła, a on to wszystko nagrał. Wtedy w złości powiedziałam mu, że go zabiję. Mam teraz w związku z tym co napisałam pytania:
Bardzo proszę o możliwie szybką odpowiedź.
Mam 21 lat i półtoraroczną córkę. Od 6. roku życia jestem w rodzinie zastępczej (ciotka jest siostrą zmarłej matki). Rodzice zginęli w wypadku. Od tamtego czasu zajmuje się mną wujostwo. Pierwszych lat, które tam spędziłam nie pamiętam. Chodzi jednak o to co działo się później. „Ojciec” założył przeciw mnie sprawę o odebranie praw do dziecka. Za dowód chce mieć słowa psychologa który opiekuje się mną od czasu śmierci rodziców. Ostatnio jestem bardzo znerwicowana, ale to właśnie za sprawą ojca. W domu nie dopuszczał mnie do słowa, nie mogę mieć własnego zdania. Zdarzało się, że za wyrażenie własnego zdania potrafił mnie uderzyć. Chciałam nawet zgłosić to na policję, lub iść na obdukcję jednak „matka”, jego żona zawsze przekonywała mnie że nie powinnam, bo nie powinnam „ojcu” robić problemów, albo jak to stwierdziła „co ludzie powiedzą”. Znosiłam to bardzo długo, jednak prawdziwe problemy zaczęły się około 2 lat temu. Po śmierci dziadków (rodziców moich rodziców) dostałam od nich spadek. Myślę, że tego „ojciec” nie może znieść. Jeszcze przed otrzymaniem spadku wielokrotnie mówił mi, że nie chciał mnie brać, ale jego żona się uparła i już tak zostałam. Po otrzymaniu spadku niemiłe sytuacje się nasiliły. Mogę wprost powiedzieć, że znęca się nade mną psychicznie, bije mnie, nie mogę się nawet odezwać. Bardzo często mówi mi, że muszę go słuchać, bo wszystko stracę, ubliża, poniża, wytyka to że od samego początku mnie nie chciał. Wymawia to, że nie mam rodziców. O tym samym mówi mi względem mojej córki (ojciec dziecka nie żyje). Po otrzymaniu spadku wypowiedział nawet słowa „że jestem najmłodsza w rodzinie, a dostałam najwięcej”, a to mu się nie spodobało. Dodam, ze dziadkowie spadek podzielili między dzieci za życia. Każde z dzieci dostało swoją część, więc on także, a jedynie część, która była przeznaczona dla moich rodziców była w ich posiadaniu. Te prawa dostałam ja po śmierci dziadków. Kolejną sprawą jest to, że część spadku (ziemia) sprzedałam. „Ojciec” chcąc być pomocny powiedział, że pomoże mi przy lokatach. Jak się potem okazało nie mogłam nawet nic się dowiadywać o tym co się dzieje z moimi pieniędzmi. Dopiero po kilku miesiącach po zakończeniu lokaty z wielkim bólem oddał mi te pieniądze. Kupiłam sobie samochód, ale znowu „chciał pomóc” i samochód jest zapisany na niego. Kolejna sprawą jest to, że zabronił mi opuszczać dom. Moje wyjścia ograniczają się do wyjść na uczelnie i na zakupy. Nie mogę iść nigdzie bez jego wiedzy. Jestem po prostu śledzona, tak mi się wydaje, gdyż po powrocie do domu on od razu wie gdzie ja była, nawet jeśli nie mówiłam nikomu gdzie wychodzę. Za pobyt u opiekunów płacę im co miesiąc. To nie są opłaty za wodę, gaz, czy inne środki, które zużywam. Po prostu jest to opłata za mieszkanie. Przestalam płacić dopiero miesiąc temu kiedy się pokłóciliśmy dość mocno. Wcześniej zabronił mi spędzać czas ze „swoją rodziną”. Zabronił mi być z nimi, czy nawet spożywać wspólnie posiłki. Dla siebie i córki kupuję oddzielnie wszystkie produkty. Dodatkowo byłam tam służącą. Zawsze miało być posprzątane, pozmywane, ugotowane. Potrafił przyjść po pracy, nawrzeszczeć na mnie, a wszystko co ugotowałam wyrzucić do kosza, bo stwierdzał, że zjadłby co innego. Nawet jego sześcioletnim synem zajmuję się ja, nie on. Na zakupy np. ubrań dla jego dziecka chodzę ja, na wywiadówki w szkole chodzę ja. Ja nie mogę w domu niczego zrobić bez jego zgody, ani o niczym decydować, nawet o sobie czy o córce. Gdy mu się sprzeciwiłam, to uderzył nawet moją sześciomiesięczną wtedy córkę. Oczywiście nie poszłam na policję bo ubłagała mnie o to „matka”, czyli jego żona. Innym razem, po wyrażeniu swojego zdania zabrał mi telefon. To miała być kara, bym nie mogła kontaktować się ze swoim partnerem. On stwierdził, że ma dla mnie odpowiedniego chłopaka (jego rodzice są jego wspólnikami w pracy). Telefonu bardzo długo nie mogłam odzyskać. To wszystko sprawiło, że jestem bardzo nerwowa, że się go bardzo boje. Ostatnio postanowiłam wszystko powiedzieć przy rodzinie, bo myślałam, że to coś zmieni. Jego karą w tym przypadku było zabranie mi dowodu osobistego, dowodu rejestracyjnego i dowodów od spadku, który dostałam. Za każdym razem stwierdzał, że nie pilnuje swoich dokumentów i na pewno je zgubiłam, ale „matka” pisała z moim partnerem i napisała mu, ze on ma te dokumenty. Gdy chciałam zgłosić to na policję to musiałam długo czekać, a policjantem, który zapisywał sprawę był znajomy „ojca”. „Ojciec” zachowuje się tak tylko gdy jesteśmy sami. Sąsiedzi nie powiedzą na niego złego słowa. Zawsze dla nich miły, tak jak i dla innych w rodzinie. Przy znajomych udaje cudownego ojca, jednak gdy nikogo nie ma w domu dla mnie zaczyna się piekło. Po jednym z takich ataków bałam się tak bardzo, że wezwali psychologa, który wpisał mi w akta, że mam problemy z nerwami. Teraz na tej podstawie on chce odebrać mi prawa do córki. Nawet nei mogę spotykać się z moim partnerem. Wiem, że „matka” nie pomoże mi bo ją także bił i ona na pewno nie będzie chciała nic na niego mówić. Pewnego razu sprowokował mnie do tego byśmy się pokłócili i bardzo byłam wobec niego niemiła, a on to wszystko nagrał. Wtedy w złości powiedziałam mu, że go zabiję. Mam teraz w związku z tym co napisałam pytania:
- Czy mogą mi odebrać prawa do dziecka? (lekarz zapisał że mam nerwice i mogę być agresywna, a opiekę nad dzieckiem będą pełnili dziadkowie. Z tym, że oni nie są dziadkami, tylko moimi opiekunami)
- Czy jest możliwość, np. w testamencie, albo notarialnie napisać, że w razie mojej niedyspozycji, pozbawienia praw do dziecka, moją córka ma się zajmować partner mimo, że nie mamy formalnego związku?
- Czy mogę udowodnić jakoś, ze to przez „ojca” się tak zachowuję? W końcu nigdy nie poszłam na policję, ani do lekarza. Matka także nic nie powie
- Czy jeśli będzie mógł mi odebrać prawa do córki to jest możliwość, by przyznać jej kuratora, a bym ja się z domu wyprowadziła. Córka byłaby ze mną, przychodziłby jakiś urzędnik i mogliby wtedy być moi „opiekunowie”?
- Czy mogę np. w ośrodku pomocy rodzinie prosić o zmianę osoby wydającej mi opinię w usamodzielnianiu? Wpisany jest właśnie „ojciec” a on nie wyda mi dobrej opinii?
- Czy można zmienić wpis, ze muszę z nim mieszkać, aż do ukończenia nauki, czyli do 23 roku życia? Powiedziano mi ze jak się wyprowadzę przed 23 rokiem życia stracę wszystko, tylko nie wiem co mieli na myśli.
- Czy sprawa o odebranie praw do córki może się odbyć zaocznie? Bo to powiedzieli mi opiekunowie.
- Czy jest możliwość, aby przydzielić mi i córce urzędnika, kuratora, albo kogokolwiek i abyśmy mogły mieszkać razem z moim obecnym partnerem? Przy nim jestem spokojna i czuję się bardzo bezpiecznie.
Bardzo proszę o możliwie szybką odpowiedź.
Ostatnia edycja: