reklama
truskawkaM
Zaangażowana w BB
- Dołączył(a)
- 4 Listopad 2010
- Postów
- 146
a jak przygotowanie do porodu ? co myślicie o szkole rodzenia, jesteście zapisane ? ja sama nie wiem czy sie zdecydowac....
futrzakowa
yea! to ja!
myślę że to nam powiedzą w szkole rodzenia... wiem tylko że jak odejdą wody płodowe albo jak skurcze sa regularne co 5min to należy jechać do szpitala:-) ale czy urodzi się w 5h czy w 10h czy szybciej to chyba nie ma reguły
No ja myslalam ze pojdzie szybko i sprawnie Opisze w wielkim skrocie
Spakowalam sie 3 mies przed (tak wrazie czego) ale nic a nic nie bylo slychac nadchodzacego porodu.
12 dni po terminie wkoncu zaczeli wywolywac. Wywolywanie kremem nic nie dalo wiec dostalam kroplowke a potem jeszcze jedna. Przyszla jakas madra pani lekarz by stwierdzic jak mi idzie okazalo sie ze szyjka cofnela sie z 3 cm na 2 cm i mam temperature. Bylo i tak jujz 20 godzin po przebiciu wod i dodatkowo bylam odwodniona dosc powaznie wiec zdecydowano sie na natychmiastowa cesarke po 54 godzinach porodu naturalnego ( bo jakby nie patrzec jak wywoluja to juz sie zaczyna akcja porodowa, boli tez) . Po cesarce okazalo sie ze mialam gronkowca typu B i dodtalam antybiotyk. Po 3 dniach maly dostal temp. i zabrano go na intensywny oddzial do inkubatora. Podlaczony byl do mnustwa urzadzen i pelno badan mu robiono w tym czasie. Leczony byl na sepse.
Naszczescie wszystko dobrze sie skonczylo .
Teraz dlatego mam nadzieje ze mnie to ominie i bede miala cesarke odrazu .
Spakowalam sie 3 mies przed (tak wrazie czego) ale nic a nic nie bylo slychac nadchodzacego porodu.
12 dni po terminie wkoncu zaczeli wywolywac. Wywolywanie kremem nic nie dalo wiec dostalam kroplowke a potem jeszcze jedna. Przyszla jakas madra pani lekarz by stwierdzic jak mi idzie okazalo sie ze szyjka cofnela sie z 3 cm na 2 cm i mam temperature. Bylo i tak jujz 20 godzin po przebiciu wod i dodatkowo bylam odwodniona dosc powaznie wiec zdecydowano sie na natychmiastowa cesarke po 54 godzinach porodu naturalnego ( bo jakby nie patrzec jak wywoluja to juz sie zaczyna akcja porodowa, boli tez) . Po cesarce okazalo sie ze mialam gronkowca typu B i dodtalam antybiotyk. Po 3 dniach maly dostal temp. i zabrano go na intensywny oddzial do inkubatora. Podlaczony byl do mnustwa urzadzen i pelno badan mu robiono w tym czasie. Leczony byl na sepse.
Naszczescie wszystko dobrze sie skonczylo .
Teraz dlatego mam nadzieje ze mnie to ominie i bede miala cesarke odrazu .
Olka ale ile wczesniej?? ))) No przecież możesz urodzić już 2-3 tygodnie wcześniej, albo 2 tygodnie później
Ja mam przeczucie ze raczej pozniej niz wczesniej,wezmie urlop od 7marca czyli od przewidywanego dnia porodu,ewentualnie moja psiapsioła sama sie zaoferowała ze jak cos to mnie zawiezie
H
Harsharani
Gość
Jeny, Dove, nie obraz sie, ale mialas niezla masakre... Trzymam kciuki, zeby teraz bylo dobrze
Nie no spoko ;-), bylo to w wielkim skrocie pisac i pisac , to przyklad ze kurcze nigdy nic nie wiadomo. Ciaza bez zazotow- zero problemow- spuchnietych nog czy takich tam tylko koniec mi jakos nie wyszedl
chciala bym normalnie rodzic tyko nie wiem czy defekt tego ze szyjaka nie roswierala sie byl defektem tamtej ciazy czy to moj defekt????? wiec pewnie nie pojde w niewiadoma i bedzie cc.
No ale swoja droga straszne jest uczucie widoku dziecka w inkubatorze z wielka niediadoma. Nie zycze temu nikomu.
chciala bym normalnie rodzic tyko nie wiem czy defekt tego ze szyjaka nie roswierala sie byl defektem tamtej ciazy czy to moj defekt????? wiec pewnie nie pojde w niewiadoma i bedzie cc.
No ale swoja droga straszne jest uczucie widoku dziecka w inkubatorze z wielka niediadoma. Nie zycze temu nikomu.
Ostatnia edycja:
dobra, to ja mam chwile wiec opisze jak bylo u mnie.
Przepraszam od razu, bo pewnie wyjdzie bez ladu i skladu
No wiec ja mialam termin na 7 lipca 2008, wczesniej mialam troche problemow ze skracajaca sie,miekka i lekko rozwarta szyjka, 8-my miesiac przelezalam a potem zastanawialam sie kiedy wreszcie urodze ;-);-)
dzien wczesniej mialam 3-4 skurcze (tak mnie tylko postraszylo ;-) ) i cisza. Dzien przed terminem ok. godz 20 (moze troche przed, juz nawet dokladnej godziny nie pamietam) zaczely sie skurcze, tzn. u mnie wygladalo to tak,ze bolal mnie caly brzuch non stop a co 3 lub 4 minuty bolal duuuzo bardziej (skurcz ;-) ) nie bylam pewna czy skurcze co 3 lub co 4 min (raz tak raz tak) to skurcze regularne ,ale zaczynalo bolec coraz bardziej wiec zaczelismy zbierac sie do szpitala. Dopakowalam torbe do konca i znajomy zawiozl mnie i mojego m. do szpitala (oj ciezko bylo w aucie wysiedziec). W szpitalu bylam cos kolo 22giej, weszlam do ER ,sprawdzili rozwarcie (chyba bylo juz kolo 4-5 cm) no i na gore na porodowke, do sali weszlismy o 23. Tam juz od razu pytalam o znieczulenie polozna powiedziala,ze jesli juz nie bede dawala rady to da mi na poczatek gaz. No i dala ;-) po gazie bylo smiesznie (serio ) ,zrobilam sie chwilowo senna i nawet pytalam mojego m. czy chce troche bo fajne hehe.No i z ta rurka od gazu spedzilam cala reszte porodu - gaz polecial raz,a potem lecialo samo powietrze, co sobie uswiadomilam dopiero po porodzie,ale wazne ,ze pomagalo przy skurczach ( tu juz chyba psychika zadzialala, wmowilam sobie,ze pomaga i pomagalo ;-) no a druga sprawa to to,ze latwiej sie oddychalo takim czystym powietrzem no i przy skurczach trzymalam rurke w buzi wiec nie dalo sie krzyczec ;-) ) Cos kolo 24 prosilam juz o zoo (znieczulenie zewnatrzoponowe) ale anestezjolog mial jeszcze kilka osob przede mna a mi w tym momencie odeszly wody (wiec jak widac wody nie musza odejsc na poczatku,wiec nie czekajcie do ich odejscia...) i polozna stwierdzila,ze na znieczulenie juz za pozno bo zaraz urodze.
chwile pozniej zaczely sie skurcze parte, bylo troche problemow, bo okazalo sie ze malemu spada tetno (choc polozna nic nie mowila ale sprawdzala tetno co rusz) ,maluch okrecony byl pepowina 2 razy wokol szyi,na szczescie polozna swietnie sobie poradzila (w momencie wychodzenia dziecka podlozyla palce miedzy szyje a pepowine) i tak o 00:48 7 lipca Bartus byl na swiecie. Na poczatku dostal 9ptk (ze wzgledu na to,ze byl siny od tej pepowiny) ale zaraz potem dostal 10.
Potem zszywanie- nie rozcinali mnie ale i tak musieli zalozyc 3 szwy. Dla mnie (panicznie bojacej sie igiel) to bylo okropne.
Potem dostalam tosta i herbate, moj m. kawe. Nastepnie mi kazali sie isc wykapac ,a mojemu m. ubrac synka (rozmowa z polozna : p: czy tatus ubieral kiedys dziecko? ja: nie ; p: no to bedzie ;-) )
W tym samym dniu o 18 wieczorem wyszlismy do domu.
Nie bede czarowac- cholernie bolalo,ale naprawde zapomina sie potem jak bardzo.
Mam nadzieje,ze opis w miare mozliwy, staralam sie nie straszyc :-)
Kazda z nas da rade choc napewno kazda sie tego boi... ja tez
choc czytajac moj opis od poczatku chyba udalo mi sie w miare pozytywnie to wszystko przedstawic ;-)
Przepraszam od razu, bo pewnie wyjdzie bez ladu i skladu
No wiec ja mialam termin na 7 lipca 2008, wczesniej mialam troche problemow ze skracajaca sie,miekka i lekko rozwarta szyjka, 8-my miesiac przelezalam a potem zastanawialam sie kiedy wreszcie urodze ;-);-)
dzien wczesniej mialam 3-4 skurcze (tak mnie tylko postraszylo ;-) ) i cisza. Dzien przed terminem ok. godz 20 (moze troche przed, juz nawet dokladnej godziny nie pamietam) zaczely sie skurcze, tzn. u mnie wygladalo to tak,ze bolal mnie caly brzuch non stop a co 3 lub 4 minuty bolal duuuzo bardziej (skurcz ;-) ) nie bylam pewna czy skurcze co 3 lub co 4 min (raz tak raz tak) to skurcze regularne ,ale zaczynalo bolec coraz bardziej wiec zaczelismy zbierac sie do szpitala. Dopakowalam torbe do konca i znajomy zawiozl mnie i mojego m. do szpitala (oj ciezko bylo w aucie wysiedziec). W szpitalu bylam cos kolo 22giej, weszlam do ER ,sprawdzili rozwarcie (chyba bylo juz kolo 4-5 cm) no i na gore na porodowke, do sali weszlismy o 23. Tam juz od razu pytalam o znieczulenie polozna powiedziala,ze jesli juz nie bede dawala rady to da mi na poczatek gaz. No i dala ;-) po gazie bylo smiesznie (serio ) ,zrobilam sie chwilowo senna i nawet pytalam mojego m. czy chce troche bo fajne hehe.No i z ta rurka od gazu spedzilam cala reszte porodu - gaz polecial raz,a potem lecialo samo powietrze, co sobie uswiadomilam dopiero po porodzie,ale wazne ,ze pomagalo przy skurczach ( tu juz chyba psychika zadzialala, wmowilam sobie,ze pomaga i pomagalo ;-) no a druga sprawa to to,ze latwiej sie oddychalo takim czystym powietrzem no i przy skurczach trzymalam rurke w buzi wiec nie dalo sie krzyczec ;-) ) Cos kolo 24 prosilam juz o zoo (znieczulenie zewnatrzoponowe) ale anestezjolog mial jeszcze kilka osob przede mna a mi w tym momencie odeszly wody (wiec jak widac wody nie musza odejsc na poczatku,wiec nie czekajcie do ich odejscia...) i polozna stwierdzila,ze na znieczulenie juz za pozno bo zaraz urodze.
chwile pozniej zaczely sie skurcze parte, bylo troche problemow, bo okazalo sie ze malemu spada tetno (choc polozna nic nie mowila ale sprawdzala tetno co rusz) ,maluch okrecony byl pepowina 2 razy wokol szyi,na szczescie polozna swietnie sobie poradzila (w momencie wychodzenia dziecka podlozyla palce miedzy szyje a pepowine) i tak o 00:48 7 lipca Bartus byl na swiecie. Na poczatku dostal 9ptk (ze wzgledu na to,ze byl siny od tej pepowiny) ale zaraz potem dostal 10.
Potem zszywanie- nie rozcinali mnie ale i tak musieli zalozyc 3 szwy. Dla mnie (panicznie bojacej sie igiel) to bylo okropne.
Potem dostalam tosta i herbate, moj m. kawe. Nastepnie mi kazali sie isc wykapac ,a mojemu m. ubrac synka (rozmowa z polozna : p: czy tatus ubieral kiedys dziecko? ja: nie ; p: no to bedzie ;-) )
W tym samym dniu o 18 wieczorem wyszlismy do domu.
Nie bede czarowac- cholernie bolalo,ale naprawde zapomina sie potem jak bardzo.
Mam nadzieje,ze opis w miare mozliwy, staralam sie nie straszyc :-)
Kazda z nas da rade choc napewno kazda sie tego boi... ja tez
choc czytajac moj opis od poczatku chyba udalo mi sie w miare pozytywnie to wszystko przedstawic ;-)
Ostatnia edycja:
reklama
Minesota
Fan(ka)
Aaaaa według mnie wszystko zaczęło się w niedziele - zaczęło się plamienie - w końcu szyjka sie wygładziła następnie dzięki temu w poniedziałek miałam próbę wywołania - która by sie udała - ale ja po tej oksytocynie zamiast próbować walczyć i urodzić to im usypiałam na łóżko - więc w związku z brakiem postępów - odczepiono Oksytocyne dali relanium i poszłam się położyć - po oksy - zaczęło się coś dziać - i po nocce skurczy rozwarcie doszło do 4 cm - ale skurcze powoli zaczęły się wyciszać - więc znów kroplówka... jak mi podłączyli kroplówkę - to już nic nie pamiętam... bolało odrobinkę - raz dostałam za dużą dawkę i miałam nieprzerwany skurcz przez 10 minut - za co miałam wrażenie że zjem tych lekarzy potem pojawił się M i już było z górki - wsiadłam na piłkę pobujałam się rozwarcie doszło do 7 cm potem przebito pęcherz
No może oprócz tego że im odpływałam... i już chcieli tych wszystkich strasznych rzeczy używać... ale zwiększyli kropelki oksy - dostałam mocniejszych skurczy - i jedyne co zapamiętałam to jak młody wyskoczył
I minę lekarz i położnych których nagle się dużo przy mnie zrobiło potym jak Miki wyskoczył z brzuszka
W sumie żałuje że nie widziałam miny M jak się dowiedział ile jego syn waży i mierzy Bo ponoć prawie zemdlał ;-D
A ja się śmiałam z tej kobiety co 5 kilowe dziecko urodziła ;-D
Pozdrawiam
No może oprócz tego że im odpływałam... i już chcieli tych wszystkich strasznych rzeczy używać... ale zwiększyli kropelki oksy - dostałam mocniejszych skurczy - i jedyne co zapamiętałam to jak młody wyskoczył
I minę lekarz i położnych których nagle się dużo przy mnie zrobiło potym jak Miki wyskoczył z brzuszka
W sumie żałuje że nie widziałam miny M jak się dowiedział ile jego syn waży i mierzy Bo ponoć prawie zemdlał ;-D
A ja się śmiałam z tej kobiety co 5 kilowe dziecko urodziła ;-D
Pozdrawiam
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 1
- Wyświetleń
- 715
- Odpowiedzi
- 11
- Wyświetleń
- 3 tys
- Odpowiedzi
- 6
- Wyświetleń
- 696
Podziel się: