Cześć,
zwracam się z nietypowym pytaniem o treści: czy to jeszcze normalne dla tego wieku czy już jest jakimś zaburzeniem?
A mianowicie: moja trzyletnia córka to niesamowity wulkan energii. Ciągle mówi, często krzyczy, stale w ruchu. Kiedy jest w domu z rodzicami potrafi być spokojna, skupić się na zabawie i zachowywać normalnie, wręcz spokojnie.
Kiedy jednak w jej otoczeniu pojawi się choć jedno dziecko, zmienia się nie do poznania. Zaczyna szaleć, biegać, wręcz zmuszać towarzysza zabaw do biegania i turlania się przez całe mieszkanie, krzyczy i wydaje z siebie dzikie dźwięki. Takie zachowanie nie wygląda już jak zabawa, tylko samonakręcanie się. Nigdy się nie tym nie zmęczyła i nie potrafiła sama uspokoić. Przy takich "napadach" nie mówi normalnie, nie słucha nas kompletnie, nie działają prośby, groźby. Czasami ( na szczęście rzadko) stwarza sytuacje niebezpieczne dla siebie, młodszej siostry lub innych dzieci. Żeby ją zatrzymać, trzeba by ją związać lub zamknąć w innym pomieszczeniu.
Takie zachowania powtarzają się również w przedszkolu, gdzie biega z kilkoma innymi dziećmi i panie nie mogą jej uspokoić. W takie dni wraca do domu wyczerpana i rozdrażniona. Zachowanie córki doprowadziło do tego, że siedzimy w domu i obawiamy się jakichkolwiek spotkań z rodziną czy znajomymi. Czy ktoś tak miał? jakie techniki pomagały poskromić te szaleństwa?
zwracam się z nietypowym pytaniem o treści: czy to jeszcze normalne dla tego wieku czy już jest jakimś zaburzeniem?
A mianowicie: moja trzyletnia córka to niesamowity wulkan energii. Ciągle mówi, często krzyczy, stale w ruchu. Kiedy jest w domu z rodzicami potrafi być spokojna, skupić się na zabawie i zachowywać normalnie, wręcz spokojnie.
Kiedy jednak w jej otoczeniu pojawi się choć jedno dziecko, zmienia się nie do poznania. Zaczyna szaleć, biegać, wręcz zmuszać towarzysza zabaw do biegania i turlania się przez całe mieszkanie, krzyczy i wydaje z siebie dzikie dźwięki. Takie zachowanie nie wygląda już jak zabawa, tylko samonakręcanie się. Nigdy się nie tym nie zmęczyła i nie potrafiła sama uspokoić. Przy takich "napadach" nie mówi normalnie, nie słucha nas kompletnie, nie działają prośby, groźby. Czasami ( na szczęście rzadko) stwarza sytuacje niebezpieczne dla siebie, młodszej siostry lub innych dzieci. Żeby ją zatrzymać, trzeba by ją związać lub zamknąć w innym pomieszczeniu.
Takie zachowania powtarzają się również w przedszkolu, gdzie biega z kilkoma innymi dziećmi i panie nie mogą jej uspokoić. W takie dni wraca do domu wyczerpana i rozdrażniona. Zachowanie córki doprowadziło do tego, że siedzimy w domu i obawiamy się jakichkolwiek spotkań z rodziną czy znajomymi. Czy ktoś tak miał? jakie techniki pomagały poskromić te szaleństwa?