reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Mój poród

Poród u mnie w sumie wspominam dobrze. O godzinie 17 dostałam pierwszych skurczy - co 20 minut. Aler nie były zbyt intensywne. Gdy miałam co 2-4 minuty postanowiłam jechać. Czekałam długo bo nie chciałam kolejnego falstartu. :) W szpitalu byłam około 2 w nocy po badaniu okazało się że co prawda ujśćie nie jest rewelacyjnie otwarte - 3 cm ale pęcherz płodowy widać i szyjka zgładzona i nisko osadzona. Więc nie był to falstart. Ponieważ w moim szpitalu wszystko powinno odbywać się drogą naturalną męcczyłam sie do około 9 gdy skurcze ustały całkpowicie ale ujście było otwarte na 4 cm tylko. poczekaliśmy do 12:15 gdy lekarz zadecydował o podaniu oksytocyny i od tego momentu się zaczęło. o 12:45 dostałam skurczy bardzo bolesnych no ale cóż i tak przez chyba 1,5 godziny bo potem parte . Problem polegał na tym że w tym samym czasie co ja rodziła inna kobieta i położne latały raz tu raz tam. Jak miałam parte nie mogłam przec bo nikogo nie było ale wytrzymałam. Za 3 bólem partym mały był na świecie - nie taki mały :) jak myśleli wszyscy. Nie pamiętam bóli kurczowych - parte tak. Jedyne co bolało to szycie - chyba nie do końca podziałało znieczulenie ale miałam to gdzieś - mały był ze mną.
 
reklama
mam pytanko czy ktoras z was podczas parcia,wysuilku miala "wylew oka" ja w jednym mam cale zalane krewka bialko i wygladam jak wampir-pytam czy sa jakies metody zeby to szybciej zeszlo
 
teraz ja się pochwalę... JESTEŚMY RODZICAMI!!!


uffff... ciężko było.... gdyby nie Mariusz to uciekłabym chyba ze szpitala,
od rana 20 marca 2006 skurcze, coraz częstsze i silniejsze..
o 17 w szpitalu, cała noc skurczy... byłam jakby w innym wymiarze,
na granicy jawy i snu... następnego dnia o godz. 9.00 na porodówkę,
Mariusz cały czas przy mnie... cały czas mnie mobilizował do oddechu
masował krzyż, był po prostu wspaniały, jego obecność bardzo mi pomogła,
tym bardziej że brakło już mi sił po nieprzespanej nocy, jestem mało odporna na ból,
nad ranem przyszedł taki kryzys że prosiłam o cesarkę,
położne powiedziały że o tym może zadecydować Pani ordynator,
a ona przyjdzie o godzinie 9.00,
ale Mariuszowi powiedziały że lepiej ma mnie przekonać bym rodziła naturalnie,
zwłaszcza że skoro tyle się już namęczyłam, to szkoda było by robić cesarkę,
bo to jednak operacja... dłużej się goi, dłużej byłabym w szpitalu,
dłużej dochodziłabym do siebie,
a że Mariusz ma duży dar przekonywania więc urodziłam siłami natury,
choć jak leżałam na tym łóżku... to sobie pomyślałam...
że teraz już wiem jak się musieli czuć na średniowiecznych torturach Świętej inkwizycji,

darłam się okrutnie... jakby mnie zarzynali...
(teraz mnie gardło boli jakby po meczu piłkarskim hihihi)
ale urodziłam... o godzinie 11.00 21.03.2006r małego Tymoteuszka,

słabo parłam i dzidzia była troszkę podduszona, był cały siny,
nie chciał ssać cyca, nie krzyczał tylko kwilił,
chwilkę potrzymałam go na brzuszku i mi go zabrali,
prosiłam Mariusz by poszedł z dzidzią, by pilnował żeby mu krzywdy nie zrobili,
to chyba instynkt matki… ja pocięta… obolała, pokrwawiona,
ale myśli się wyłącznie o dziecku…

na szczęście dzidzia poleżała w inkubatorze około godzinki
i już się zaróżowił zaczął oddychać jak należy…
dostał cyca… i już był tylko mój…. znaczy się nasz…

Przy okazji … rodziłam w szpitalu w Szubinie w Kujawsko - Pomorskim,
pomimo tego że myślałam że umieram, to położne umrzeć mi nie dały…
szpital nastawiony by wszystko przebiegało jak najbardziej w zgodzie z naturą,
dałam im się pewnie mocno we znaki, bo jestem straszna panikara,
położne super, bardzo zaangażowane, póżniej jak tylko dzidzia zapłakała
ktos się pojawiał by sprawdzić czy trzeba pomóc,
jeżeli chodzi o szpital to jestem bardzo zadowolona, dokonałam prawidłowego wyboru,
będę go polecać znajomym, a kilka jeszcze będzie rodziło w najbliższym czasie,

mają tam dwa pokoje rodzinne gdzie cały czas może być jakaś osoba bliska rodzącej,
opłata 100zł za cały pobyt w szpitalu,
jak w dwójkę weszliśmy do szpitala to w trójkę wyszliśmy,
Mariusz był z nami cały czas, oprócz łóżka szpitalnego i łóżeczka dla dzidzi,
była sofka na której Mariusz mógł się przespać,
ten pokój to ogromna wygoda,
po pierwsze – intymność, nie musiałam się drzeć z bólu przy skurczach przy innych pacjentkach,
po drugie - obecność męża przez cały pobyt w szpitalu,
już pisałam jak mi pomógł w czasie skurczy, ale jak już dzidzia była na świecie,
to same wiecie jak trudno jest się poruszać, a tu jeszcze dzidzią się zając,
więc Mariusz znów był bardzo pomocny, podawał mi dzidzię, przewijał,
uczył się od pielęgniarek jak kąpać, jak pielęgnować, o wszystko się pytał,
choć chodziliśmy do szkoły rodzenia, to jednak to nie to samo,
wtedy nie wiedzieliśmy nawet o co się pytać,

i wiecie… jesteśmy razem 12 lat z tego 2,5 roku po ślubie,
wiedziałam że Mariusz jest dobrym mężem,
ale nie przypuszczałam że będzie aż takim wspaniałym i odpowiedzialnym tatusiem,

mówi się że wspólny poród cementuje związek… to nie banał… to szczera prawda
naprawdę ten poród, przeżycia z nim związane, postawa męża
sprawiły że doceniłam jak wielkie mam szczęście,

i warto było się pomęczyć… by się o tym przekonać

 
i którego Ci teraz bardziej gratulować synka, czy męża?? ;) fajnie, że zostałaś tak dobrze "obsłużona" w szpitalu, mam nadzieje, że również będe mieć tyle szczęścia :)
 
Sylwia 532 ja też wyglądam jak wampir. Jestem juz dwa tygodnie po porodzie i dalej mam w oku rozlaną krew, fakt że nic na to nie stosuje i nie stosowałam ale myslałam, że szybciej mi to zejdzie a tu ciagle widać i widać, wyglądam okropnie i tylko czekam aż sie zagoi. Wiem tylko, że jest to wina niskiej płytkowości, a na to podono pomagają buraczki gotowane, ja buraczków nie lubie więc nie stosowałam. Jak cos wymyślisz to mi tu zaraz pisz :laugh: A może pomogą zimne okłady na oczko??
 
Gorzatka- gratulacje!!!
Bardzo pięknie to opisałaś. Musze przyznać, ze się wzruszyłam.

Kobietki- wampirki z czerwonym okiem- zejdzie samo ;D
Cierpliwości...
 
Gorzatko, mam identyczne odczucia co do wspólnego rodzenia. To naprawdę cementuje i wzmacnia :)
 
teraz to sie przerazilam kiedy to zejdzie mam jeszcze 3 tyg i musi mi to zniknac w swieta chrzcimy kacpra

co do rodzenia razem z partnerem to zgadzam sie z wami,ta chwila jest jedna z najpiekniejszych kiedy razem widzi sie lokatora,ktory przez 9 m-cy zamieszkiwal brzuszek
a tak sie wachalam co do wspolnego porodu-nie zaluje ze byl przy mnie
 
witam po przerwie jakzswykle mój komp był zdechły

a więc po krótce 6 marca o 6 .45 odeszło mi wiadro wody w szpitalu byłam po 8 o 9 zaczęly mi się skurcze na maksa cholernie bolesne i co 2-3 minuty za to rozwarcie na pól palca dostałam jakieś czopki na rozwarcie no i nic po 5-6 ghodzinach powiedziałam ze chce cc i mój lekarz stwierdził ze oki i nie będzie mnie dłużej męczył skoro nie ma postępu w rozwieraaniu trafiłam na salę tam jakiś palant wbijał mi się do kręgosłupa 6 razy aż w końcu mu sie udała - bałąm się normalnie że przez jego cudne wkłucia trafię na wózek później wszystko poszło szybko
ale ból był po okropny do czawrtku byłam jak zdjęta z krzyża a potem coraz lepiej
 
reklama
jesli chodzi o moj porod to poszalm do szpitala juz dwa dni przed terminem. mialam strasznie opuchniete nogi i gin zdecydowala ze chyba dzidzia po dobroci nie wyjdzie wiec trzeba dzialac.nastapilo 5 dni zastrzykow (do niedzieli 26.03).strasznie frustrujace bylo ze po kolei wszystkie kobiety z mojej sali sie sypaly a ja ciagle bylam 2 w 1. potem ordynator zdecydowal sie na kroplowke.leze pod kroplowka i nic czekam na bole!!!nie nadeszly...dzien przerwy.23.03 w nocy zaczelo sie cos dziac-bole krzyzowe!!! (tylko takie mialam) chwycily mnie gdzies wieczorem juz.na ten dzien miala byc kolejna kroplowka. w nocy okazalo sie sie ze szyjka sie zgladzila ale rozwarcie nie powiekszylo. o 7.30 podpieli mnie do oksytocyny. myslalam ze bede gryzc sciany-bolalo jak diabli. gdyby nie moj maz masujacy mi plecy i wspieracjacy to chybabym nie dala rady...i o 8.35 urodzila sie Malenka. potem juz tylko dosc bolesne szycie.

pierwszej i drugiej doby po urodzeniu mala nie chciala sie chwytac piersi (defekt mamusi-plaskie brodawki).plakalam razem z nia...potem problem rozwiazaly kapturki.to strasznie nie moc nakarmic swojego dziecka. a teraz juz tylko mamy rock'n'rollowe noce :)
 
Do góry