Myszopingwin
Fanka BB :)
Historia jest klasyczna i pewnie wiele z Was zna takie lub podobne przypadki, ale może dzięki temu ktoś będzie miał jakieś sensowne uwagi lub spojrzenie z innej perspektywy na bagno, w którym siedzę i co gorsza zaczynam się w nim powoli urządzać...
Właściwie problem nie jest nowy, bo trwa co najmniej od 4 lat, a odkąd jestem w związku małżeńskim (prawie 3 lata) niestety tylko się nasila. Mój ojciec nie lubi, nie szanuje i nie chce tolerować mojego męża. Bardzo się różnią w poglądach i podejściu do życia. Gdybyśmy nie mieli dziecka, w zasadzie uznałabym, że skoro tak jest, to trudno, nie muszą się widywać a tym bardziej lubić, a spotkania rodzinne mogą być krótkie i sporadyczne, bo jestem daleka od ciśnięcia na rodzinne zjazdy tylko po to, żeby odfajkować wymuszony, wspólny czas. Problem jest jednak taki że nasz 2-letni syn jest oczkiem w głowie mojego ojca i absolutnie dziadka uwielbia. A my nie chcemy go pozbawiać relacji z dziadkami.
Tyle w teorii. W praktyce jednak cholernie ciężko jest mi pogodzić chęć zapewnienia dziecku czasu z dziadkiem a jednocześnie stać po stronie męża, który nie chce z moim ojcem spędzać czasu. Absolutnie się mężowi nie dziwię. Ostatnim razem gdy mąż podczas mojej kilkudniowej hospitalizacji zawiózł syna do dziadka został pogryziony w łydkę przez psa sąsiada. Mój ojciec nie tylko stanął po stronie sąsiada (mąż sam jest sobie winien bo na pewno tego psa sprowokował, a poza tym pies był mały, więc ugryzienie to nic takiego - jego słowa) ale nazwał przy naszym dziecku mojego męża 'nienormalnym' za chęć zgłoszenia tego zdarzenia na policję.
Od tego czasu minęły 3 tygodnie. Mój ojciec zachowuje się jakby nigdy nic, ale wysyła mi jakieś głodne kawałki o tym, jak to jesteśmy dla niego najważniejsi i pyta kiedy przyjadę z dzieckiem go odwiedzić. Dodam, że w międzyczasie 2 razy widział się z moim synem u nas w domu, gdy jechali coś załatwić i wpadli po drodze, więc nie uniemożliwiłam mu kontaktu, po prostu nie jeżdżę tam, gdzie mojego męża gryzą psy i gdzie być może też i ugryzą mi dziecko...
Jednak te smsy, że ojciec tęskni za wnuczkiem ryją mi beret, choć racjonalnie zdaje sobie sprawę z tego, że to szantaż emocjonalny.
Nie widzę opcji, żeby zostawiać syna u rodziców solo, bo mój ojciec nie ma zdolności umownej i w zasadzie jeśli poproszę, żeby np Mały nie miał puszczanych bajek na tablecie albo nie był napychany słodkimi przekąskami to pytaniem nie jest, czy ojciec tego nie zrobi, tylko kiedy zrobi dokładnie na opak i w jakiej intensywności. Nie wykluczam też, że jak zostaje z moim synem sam, to prawdopodobnie podminowuje nasz autorytet rodzicielski (przy mnie potrafi powiedzieć, że "mama się nie zna" albo "matka przesadza" gdy np synowi czegoś zabraniam). Z drugiej strony, jeśli będziemy tam z mężem, to wiem, że on będzie się męczył a ja de facto w ten sposób zignoruję to, że nie jest traktowany tak, jak powinien być w normalnej relacji traktowany zięć. Moja lojalność powinna być i jest po stronie męża, ale chyba nie do końca potrafię się przeciwstawić uczuciu, że w jakiś sposób krzywdzę też mojego ojca. Chyba nie do końca odcięłam pępowinę, albo problem leży w tym, że jestem podatna na emocjonalne naciski.
Mam tendencję do bycia people pleaserem i fizycznie boli mnie, gdy jest konflikt między członkami mojej rodziny. Czuję, że zawodzę obie strony, boję się zawieść moje dziecko i zepsuć mu relacje z dziadkiem.
Czy jest jakieś sensowne wyjście z tej sytuacji?
Właściwie problem nie jest nowy, bo trwa co najmniej od 4 lat, a odkąd jestem w związku małżeńskim (prawie 3 lata) niestety tylko się nasila. Mój ojciec nie lubi, nie szanuje i nie chce tolerować mojego męża. Bardzo się różnią w poglądach i podejściu do życia. Gdybyśmy nie mieli dziecka, w zasadzie uznałabym, że skoro tak jest, to trudno, nie muszą się widywać a tym bardziej lubić, a spotkania rodzinne mogą być krótkie i sporadyczne, bo jestem daleka od ciśnięcia na rodzinne zjazdy tylko po to, żeby odfajkować wymuszony, wspólny czas. Problem jest jednak taki że nasz 2-letni syn jest oczkiem w głowie mojego ojca i absolutnie dziadka uwielbia. A my nie chcemy go pozbawiać relacji z dziadkami.
Tyle w teorii. W praktyce jednak cholernie ciężko jest mi pogodzić chęć zapewnienia dziecku czasu z dziadkiem a jednocześnie stać po stronie męża, który nie chce z moim ojcem spędzać czasu. Absolutnie się mężowi nie dziwię. Ostatnim razem gdy mąż podczas mojej kilkudniowej hospitalizacji zawiózł syna do dziadka został pogryziony w łydkę przez psa sąsiada. Mój ojciec nie tylko stanął po stronie sąsiada (mąż sam jest sobie winien bo na pewno tego psa sprowokował, a poza tym pies był mały, więc ugryzienie to nic takiego - jego słowa) ale nazwał przy naszym dziecku mojego męża 'nienormalnym' za chęć zgłoszenia tego zdarzenia na policję.
Od tego czasu minęły 3 tygodnie. Mój ojciec zachowuje się jakby nigdy nic, ale wysyła mi jakieś głodne kawałki o tym, jak to jesteśmy dla niego najważniejsi i pyta kiedy przyjadę z dzieckiem go odwiedzić. Dodam, że w międzyczasie 2 razy widział się z moim synem u nas w domu, gdy jechali coś załatwić i wpadli po drodze, więc nie uniemożliwiłam mu kontaktu, po prostu nie jeżdżę tam, gdzie mojego męża gryzą psy i gdzie być może też i ugryzą mi dziecko...
Jednak te smsy, że ojciec tęskni za wnuczkiem ryją mi beret, choć racjonalnie zdaje sobie sprawę z tego, że to szantaż emocjonalny.
Nie widzę opcji, żeby zostawiać syna u rodziców solo, bo mój ojciec nie ma zdolności umownej i w zasadzie jeśli poproszę, żeby np Mały nie miał puszczanych bajek na tablecie albo nie był napychany słodkimi przekąskami to pytaniem nie jest, czy ojciec tego nie zrobi, tylko kiedy zrobi dokładnie na opak i w jakiej intensywności. Nie wykluczam też, że jak zostaje z moim synem sam, to prawdopodobnie podminowuje nasz autorytet rodzicielski (przy mnie potrafi powiedzieć, że "mama się nie zna" albo "matka przesadza" gdy np synowi czegoś zabraniam). Z drugiej strony, jeśli będziemy tam z mężem, to wiem, że on będzie się męczył a ja de facto w ten sposób zignoruję to, że nie jest traktowany tak, jak powinien być w normalnej relacji traktowany zięć. Moja lojalność powinna być i jest po stronie męża, ale chyba nie do końca potrafię się przeciwstawić uczuciu, że w jakiś sposób krzywdzę też mojego ojca. Chyba nie do końca odcięłam pępowinę, albo problem leży w tym, że jestem podatna na emocjonalne naciski.
Mam tendencję do bycia people pleaserem i fizycznie boli mnie, gdy jest konflikt między członkami mojej rodziny. Czuję, że zawodzę obie strony, boję się zawieść moje dziecko i zepsuć mu relacje z dziadkiem.
Czy jest jakieś sensowne wyjście z tej sytuacji?