reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Mój błędnik oszalał :( emetofobia, choroba lokomocyjna a mdłości

Andromedaa

Fanka BB :)
Dołączył(a)
14 Wrzesień 2021
Postów
1 554
Cześć, przyszłam się pożalić i zapytać o rady :( jestem w 10t3d, od początku nie wymiotuję, ale męczą mnie mdłości.
Dwie sprawy, które może w miarę ułatwią zrozumienie mojego problemu :
1) Od dzieciaka cierpię na chorobę lokomocyjną, z perspektywy czasu wyciszyła się do epizodów, że mnie mdli, ale nie wymiotowałam. Spokojnie znosiłam trasy po mieście, te dłuższe z przerwami również, od wielkiego dzwonu musiałam brać aviomarin.

2) Od 12 lat cierpię na emetofobię, czyli paniczny lęk przed wymiotami. Jest to forma fobii społecznej, częściowo mnie na jakiś czas zamknęła w domu i nauczyła "rytuałów" - wszystko musi być świeże, w dobrej dacie, umyte, ze sprawdzonego źródła i tak dalej i tak dalej. Realnie nauczyłam się z tym żyć i nie miewam już ataków paniki co wieczór, w miarę nad tym panuję, umiem zracjonalizować. Poniekąd dzięki tej chorobie nie wymiotowałam od 12 lat.

Do brzegu - obecnie czuję się tragicznie. Fizycznie jest wszystko ok, ale mój błędnik dostaje ostry wpierdziel. Moja droga do pracy to autobus 40 min, nie mam innej opcji. Wystarczy, że w nim stopę postawię to mam murowane mdłości. Żeby one jeszcze trwały chwilę... Ech, godzinę temu wróciłam do domu i nadal się męczę. Samochodem nie jest wcale lepiej, ale szybciej z tym, że nie mam prawka a mąż nie ma jak mnie wozić. Ponieważ mam swoje lęki, nudności to dla mnie dodatkowe źródło stresu :( a pić co chwilę miętę na przemian z rumiankiem to też robota głupiego,bo to już nawet nie działa :( co wam pomaga? Czy komuś jeszcze błędnik oszalał?
 
Do góry