Jak tak wspominacie porody, to ja wam powiem, ze nad drugim to sie nawet zastanawiam nad domowym... Chociaz w sumie wzielam zzo w szpitalu, wiec nie wiem, jak by bez tego byłosam poród byl oki i te chwile po tez, spalismy sobie razem z maluszkiem razem jakies 2 godziny, dopiero potem go wzieli na badania i mierzenia. Ale dla mnie kolejne 3 doby to byla masakraspuchlam jak balon (szczególnie nogi), marzylam o wlasnej łazience (a musialam latac przez długasny korytarz do niej) no i jeszcze w nocy sama, a musialam co 3 h sie do laktatora podłączac...co konczylam odciągac to mlody sie budzil na karmienie, potem przewijanie, utulanie i usypianie, potem mnie wołali na jakies badania z nim (bo przez rozszczep mielismy dodatkowo USG i 2 raz ybadanie słuchu), potem znowu laktator i w ogóle nie moglam poleżec... I bylam cholernie głodna, jak widziałam szpitalną lodówkę, to powaznie rozwazalam złodziejski występek nad ranem jak mąż mi przywiózł jedzenie, to się po prostu na nie rzuciłam
chociaz chyba przed porodem domowym stchórzę. no i jeszcze sie obawiam , jak potem, bo jednak zółtaczke w szpitalu kontrolują, a w domu jak?
chociaz chyba przed porodem domowym stchórzę. no i jeszcze sie obawiam , jak potem, bo jednak zółtaczke w szpitalu kontrolują, a w domu jak?