Wiem, że masz racje. U nas na początku to było tak, że on dziecka absolutnie nie chciał.
Właściwie nie wiem dlaczego zmienił zdanie. Potem żadnych badań, bo za wcześnie, żadnego seksu na gwizdek. Stopniowo zaczęło się to zmieniać, wiem, że na pewno nigdy nie będzie tak zaangażowany jak ja, ale i tak jest dzień do nocy w stosunku do tego co było na początku.
Nasza droga też była kręta, ale ostatecznie jest to człowiek, z którym lubię być, wiem, że on lubi być ze mną, jesteśmy dla siebie w stanie z wielu rzeczy zrezygnować i po prostu się kochamy, chociaż wiem, że do idealnej relacji nam daleko(są takie?).
Reasumując- wiem, że w staraniach będzie dyskomfort, ale nadal chcę w to brnąć, nie próbuję na siłę zmieniać jego podejścia.
Mam też znajomych, którzy byli wspaniałą relacją zawsze, w ciąże udało się zajść po dwóch latach od rozpoczęcia starań, były one bardzo trudne, ale naprawdę popieprzyło się jak mały skończył dwa lata i wiecie co usłyszała? Powiedział, że to wina jej parcia na dziecko, a potem maksymalnego skoncentrowania na nim. Po części miał racje, ale sam też bardzo chciał dziecka, ale swojej winy w rozpadzie związku nie widział. Także różnie bywa. Podałam ten przykład, bo dla mnie to był przykład związku co do, którego miałam pewność, że nic ich nie złamie, a jednak.