Muszę się komuś wyżalić bo sama już sobie momentami nie radzę. Mam dość własnego dziecka i dzisiaj jestem juz w takim stanie, że gdybym mogła cofnąć czas i wiedziała co się stanie to w życiu nie zachodziłabym w ciąże. nie wiem, widocznie się nie nadaje na matkę. Nie potrafie się nią zająć, w tym sensie, zeby nie wyła całymi dniami. jest przewijana, zadbana itp. Jest mi już głupio ciągle podrzucać ją do dziadków (moich rodziców) a robię to już prawie codziennie i przyłapałam się już na tym że czekam aż mama wróci żeby tylko jak przełoży nogi za próg dzwonię że podrzucę małą. Mąż? mąż pracuje i przyznam uczciwie że dużo. momentami za dużo.wychodzi 6-7 a wraca koło 20 i jest na tyle padnięty że weźmie ją na pół godziny na ręce a potem mi ją spowrotem oddaje, ze płacze bo głodna. czasami mnie nie powiem co strzela....jak mu pare razy wyrzygałam że mam dość to usłyszałam że on z checią zostanie z małą a ja pójdę do pracy. Z miłą chęcią tylko że jak pracodawca dowiedział się o ciąży to nie przedłużył umowy no i nie mam dokąd wracać. a znalezienie pracy raczej nie bedzie należało do łatwych z tak małym dzieckiem karmionym piersią. już nawet teściowa zauwazyła że ciągle siedze sama a mała nie pozwala nawet na ugotowanie obiadu bo wyje. biorę ją już nawet ze soba do kuchni by mnie widziała..to zajmie się chwilę a potem wpada w takie szały że zaczyna się krztusić od płaczu. Raz mnie moja własna babcia dobiła mówiąc a właściwie nazywając mnie wyrodną matką. A i jeszcze te ciągłe uwagi do mojego pokarmu, że złe, za chude, za mało...wqrzyłam się i powiedziałam że jak nie pasuje to modyfikowane stoi w kartonie na półce......po prostu mam dość..nic mi się nie chce..a coraz mniej zajmować się nią..
bywa że chodzę cały dzień głodna bo jak tylko zacznę coś przygotowywac sobie do jedzenia to wyje. pewnie myślicie ze jak tylko zapłacze to ja do niej biegnę i biorę na rece..otóż nie. mam jej na tyle dosyć że potrafię ją zostawić w bujawce,w łóżeczku samą..owszem kontroluje co się z nią dzieje i czekam aż się uspokoi. wiem że z czasem może być gorzej i nie chcę się dać sterroryzować....czasem jakl zaczyna płakać to ja wychodze z pokoju i co? i cisza...tylko mnie zobaczy znowu ryk. Już nie jeden raz się poryczałam z bezsilności. i nawet nie ma się komu wygadać....
