Dziękuję za wsparcie dziewczyny. Póki co czekam w domu. Jak narzeczony wróci z pracy to zdecydujemy co dalej. Nie wiem czy jest sens się wdawać w szczegóły, bo pewnie u każdego jakieś symptomy przebiegają inaczej. Mniej więcej postaram się opisać sytuację. Więc kiedy poroniłam pierwszą ciążę wstałam rano z jakimś dziwnym uczuciem na brzuchu. Innym niz codzień. (Jeśli macie wrażliwe żołądki to lepiej omińcie) Od razu po wejściu do pracy poszłam zrobić siku i zobaczyłam na papierze coś w stylu maleńkiego skrzepu. Lekko zabarwiony krwią, otoczony śluzem. Nie myśląc wiele rzuciłam wszystko i pojechałam do szpitala. Na oddziele powiedzieli mi, że to normalne nic się nie dzieje, a w macicy nic za bardzo nie widać, bo beta jeszcze jest poniżej 1000 więc ciężko stwierdzić. Zrobili mi badanie - tylko betę. Wyszedł zbyt mały przyrost i od razu to powiedziałam, ale oczywiście usłyszałam, że tak może być. Wypis i iść sobie do swojego lekarza. Wizyty już nie doczekałam bo po kilku godzinach dostałam mega obfitego krwawienia. Dziś sytuacja bardzo podobna... Oczywiście od razu spanikowałam, dodzwoniłam się do lekarza który mnie kiedyś przyjmował. Powiedział żeby się wstrzymać bo możliwe, że pękło mi jakieś naczynko stąd ten zabarwiony na różowo śluz. Byłam już gotowa jechać do szpitala ale przypomniałam sobie swoją ostatnią wizytę na tym oddziele. Wiem, że i tak mi nic nie zrobią. Poza tym byłam tam dwa tygodnie temu z podejrzeniem zapalenia wyrostka (mój wyrostek odzywa się co kilka miesięcy) i to co tam przeszłam to była jakaś Czeska komedia. Jeśli lubicie szpitalne opowieści to mogę przytoczyć kilka "zabawnych" sytuacji z tego dnia. Podsumowując.. Czekam. Jak odpukać nie zacznę krwawić to rano spróbuję gdzieś na cito umówić się do lekarza. To chyba lepsze niż szpital..