A w kwestii mniej miłego tematu, bo poronień - też niestety nie mam dobrych wspomnień ze szpitala. Lekarz podczas przyjęcia przy pierwszym poronieniu powiedział, że jestem jeszcze młoda i będę miała dużo dzieci (2 lata starań, 29 lat, amh 0,4).
Przy drugim chcieli położyć mnie na sali z trzema innymi paniami - jedna, za chwile rodząca, podpięta pod ktg (moja siostra powiedziała im, że albo mają mnie położyć na innej sali albo zabrać tamtą panią, bo to niepoważne i nieludzkie - zabrali ją nim ją tuż po tym jak ja przyszłam na salę), druga na poczatku ciazy z krwawieniami i polozna uznała, że mamy taka sama sytuacje (jej beta rosła, a moja już dawno malała i wiedziałam, że jestem tam po to, żeby wywołać poronienie). Miałam wówczas laparoskopię (podejrzenie cp), a na sali wybudzeń położna na mnie krzyczała, bo co chwile piszczała cała aparatura (standardowo mam niskie ciśnienie, a po narkozie było jeszcze niższe) - miałam zrobione paznokcie (jednego spiłowanego przed zabiegiem) i ona uznała, że pewnie w domu wszystko za mnie mąż lub mama robi i to mąż na moje utrzymanie zarabia, bo ja taka młoda jestem. Później spojrzała w kartę i powiedziała „a to pani wcale nie jest taka młoda” (miałam niecałe 30 lat) wiec dodałam tylko, że również sama na siebie zarabiam i prowadzę dwie firmy.
Dlatego przy trzecim poronieniu robiłam wszystko, żeby do szpitala nie trafić