hello,
pusto ale napisze co u nas
u nas noc dobra, nawet wyjątkowo dobra bo od 22 do 3 sen, potem od 4 do 8. Więc mama wyspana. Teraz tez Natalcia śpi juz od 13 na świeżym powietrzu.
Pisałam Wam, że szykuje mi się wesele w ten weekend ok 100 km od mojej miejscowości. To bliska mi osoba wychodziła za mąż i chciałam w tym dniu choc na chwilę byc tam i złożyć życzenia. Stres zwiazany z wyjazdem towarzyszył mi juz od ok mca, osiągając kulminacje w tym tygodniu. No ale tatus miał zostac z Natalką, dzielnie mówił ze da rade a ja odciągałam mleczko i szykowałam ich na wieczór we dwoje
No i wyjechalismy na ślub ze znajomymi o 16, małą zostawiłam nakarmiona i uspioną. Juz o 16.30 nie wytrzymałam i napisałam do małza czy mała spi- spała.Uff.....minęło jakies 40 min i dostaje tel od męża ze mała krzyczy juz jakis czas i nic nie chce jej uspokoić. No ja już pot na plecach i daje wskazówki co i jak. W między czasie telefon do dziadkow o wsparcie tatusia. Wyobraźcie sobie jak mogłam skupic się w kosciele wiedząc ze mała płacze. Juz samej mi sie płakac chciało i czułam ze zrobiłam zle zostawiając ich na taką odległość. Po pół h sms ze sytuacja opanowana i mała gaworzy z karuzelą.Uff...no to może zaliczę chociaż wejscie na salę młodych, pierwszy taniec i kolacje pierwszą. Za kolejne poł h małz dzwoni ze mała dalej płacze mimo ze zjadła, przewinał ją , zabawiał i uspic nijak nie moze jej- oczywiscie po raz kolejny słysze płacz w słuchawce.BRrr........W głowie juz 1000 mysli jak wydostać się z Płocka do Mławy (znajomi z którymi przyjechałam zostawali na weselu). Mysle sobie- nie wytrzymam tu ani minuty dłuzej- nie wiem- taxi, stopa, cokolwiek byle do małej...W miedzy czasie ten kolega który wiózł nas na slub dostał tel z pracy ze nie zgadza się cos w papierach na koniec dnia i natychmiast musi sie stawic, (O mamo! jakaz była moja radość) .Więc ja z nim w samochód i chodu do domu. Za jakies 50 min byłam w domu. Co za stres i jaka ulga- mąż zestresowany, mała co prawda uspokojona w łózeczku ale ze smokiem w buzi mymlanym jak nigdy dotad, oczy wielkie i spłakane, ja juz beczę, masakra. Normalnie poczułam sie jak wyrodna matka ze nie posłuchałam swojego instynktu i nie zostałam.....tak to jest z maluszkami karmionymi piersią- od razu czuła ze cos nie tak, ze inny rozkład "zajęć"...eh.Mąż po akcji poszedł po piwo na odstresowanie a ja golnęłam az dwa łyki wina.....never ever dopóki bedę karmić piersią nie ruszę się dalej niż 15 min od domu!!!!!!!!