Witam wszystkich!
Po trzech latach straszliwego cierpienia umiera moja córcia,zostawiając 4-letnie dzieckpieka nad chorą córcią i wnusią a także zajmowanie się całym domem zięcia, było dla mnie heroicznym wysiłkiem,ponieważ byłam w tym wszystkim sama,bez żadnego wsparcia.Spanie po dwie godz.na dobę, wielogodzinne modlitwy po nocach,bo w dzień nie było czasu,kredyty,pożyczki na coraz to nowe specyfiki,które dawały złudną nadzieję,do tego jeszcze niezrozumiała pogarda i nienawiść zięcia,wyniszczyły mnie zupełnie.Najgorsze jednak było jeszcze przede mną.Po pogrzebie zięć zakazał mi kontaktów z wnusią.Jej rozpacz i tęsknota za mną odbierała mi niemal zmysły.Zrobiłam wszystko co możliwe,by dotrzeć do zięcia.Bez skutku.Był agresywny i bezwzględny. Byłam jego wrogiem a z wrogiem się nie rozmawia.Uczucia dziecka do mnie odczytywał jako zdradę przeciwko sobie i zagrożenie.Ma poważny problem z sobą.Nie ufa sobie,więc nie ufa nikomu.Jest podejrzliwy i we wszystkim widzi podstęp.Nie potrafi oddzielić miłości babci od rodzicielskiej.Nie zna relacji rodzinnych i społecznych. Wyniósł to z domu.Nie pracował zawodowo,nie był w wojsku.Żyje w/g swoich praw i zasad.Od początku założeniem zięcia było zniszczenie więzi dziecka ze mną,gdyż utrudniało mu to kontrolę.Nie odczuwał cierpienia dziecka i potrzeb jego.To on czuł się jedyny skrzywdzony i dążył do tego,by cała uwaga dziecka skupiona była na nim.Powodował konflikty,którymi mnie oskarżał.Nie czuł żadnej winy,choć swoimi działaniami moje życie i zdrowie doprowadził do kompletnej ruiny.Zniszczył relacje z moją rodziną.W najbliższym środowisku zrobił ze mnie bezdusznego potwora.Wykpił moje uczucia do zmarłej córci.Oszukiwał,groził,kłamał,wyśmiewał.Nic sobie z tego nie robił,gdy ewidentnie sam gubił się w swoich wymysłach.Na poczekaniu zastępowal je innymi.Nie miałam wyjścia,wystąpiłam do sądu o pomoc.Nie brałam adwokata,bo sprawa była prosta i oczywista.Nic nie zawiniłam a zięć nie miał żadnych argumentów.Do dziś jestem w szoku jak łatwo zięć te argumenty wymyślił i nimi się posłużył,by mnie pogrążyć.Była to projekcja jego zachowań na mnie,łącznie z oskarżeniem,że jestem psychicznie chora.Moje relacje z wnusią zostały zlekceważone i pominięte.Dano wiarę zięciowi,nie mi.Łatwiej uwierzyć w złośliwość teściowej,wymyśla,bo zięcia nie lubi.Tak rozpowiadał i tym zdobywał przychylność.To przecież pasuje do utartej opinii o teściowych.A że samotny,z pozoru spokojny ojciec, mógłby tak krzywdzić swoje dziecko?W to się nie bardzo chce wierzyć.Nie zabezpieczono mi powództwa.A zięć zyskał czas,by zniszczyć w dziecku uczucia i wszystkie jej nadzieje na kontakt ze mną.To 4-letnie osierocone przez matkę dziecko zostało obarczone odpowiedzialnością za dobry nastrój i samopoczucie ojca.Metody,jakimi zięć się posługuje, nie zostawiają widocznych dowodów.To działanie w stylu"psychopaty w białych rękawiczkach".Dziecka nie bije a nawet nie krzyczy. Działa z pozorowanym spokojem,wielogodzinnie wpajając dziecku zafałszowane informacje.Utwierdza je,że to dla jego dobra.Dziecko jest ufne i z racji zależnosci od jedynego rodzica,który ma nad nim przewagę,jest winne za to temu rodzicowi posłuszeństwo i miłość.Przyszłam do sądu po pomoc a ciągle musiałam coś udowadniać i wyjaśniać.Przeszłam badania w RODK-a oraz przez biegłych sądowych psychologów i psychiatrów.Wszystkie opinie są dla mnie pomyślne.Trwało to jednak ponad rok.O wiele za długo jak dla tak malutkiego dziecka.Otrzymałam dwa widzenia z wnusią w m-cu.,które nie są realizowane zgodnie z postanowieniem.Zięć utrzymuje cały czas stan niepewności,by pokazać swoją władzę.Uzyskane spotkania z wnusią,bardzo mnie cieszą, ale chciałabym widywać ją częściej i regularnie. Jestem zatroskana jej przyszłością i tym co mówi.Wnusia zatraciła spójność świata,jest ciągle stawiana przed wyborem,nie ma z kim dzielić radości ze spotkania ze mną.Ta radość sprawia przykrość jej ojcu, ma więc poczucie winy.Jestem coraz starsza,chciałabym dać wnusi jak najwięcej miłości i ciepła.Chcę się nacieszyć wnusią a ona mną.Dlaczego chora zazdrość jej ojca ma obedrzeć to dziecko z tych emocjonalnych wartości? Ono i tak już jest dość skrzywdzone przez los.Proponowałam zięciowi terapię,widziałam w tym jedyną nadzieję.Odmówił i zagroził ucieczką za granicę.Kocham wnusię i walczyłam dla niej,bo ona jest tego warta,ale ja nie mam nadludzkich sił..... i nie udźwignę już nic więcej.
Po trzech latach straszliwego cierpienia umiera moja córcia,zostawiając 4-letnie dzieckpieka nad chorą córcią i wnusią a także zajmowanie się całym domem zięcia, było dla mnie heroicznym wysiłkiem,ponieważ byłam w tym wszystkim sama,bez żadnego wsparcia.Spanie po dwie godz.na dobę, wielogodzinne modlitwy po nocach,bo w dzień nie było czasu,kredyty,pożyczki na coraz to nowe specyfiki,które dawały złudną nadzieję,do tego jeszcze niezrozumiała pogarda i nienawiść zięcia,wyniszczyły mnie zupełnie.Najgorsze jednak było jeszcze przede mną.Po pogrzebie zięć zakazał mi kontaktów z wnusią.Jej rozpacz i tęsknota za mną odbierała mi niemal zmysły.Zrobiłam wszystko co możliwe,by dotrzeć do zięcia.Bez skutku.Był agresywny i bezwzględny. Byłam jego wrogiem a z wrogiem się nie rozmawia.Uczucia dziecka do mnie odczytywał jako zdradę przeciwko sobie i zagrożenie.Ma poważny problem z sobą.Nie ufa sobie,więc nie ufa nikomu.Jest podejrzliwy i we wszystkim widzi podstęp.Nie potrafi oddzielić miłości babci od rodzicielskiej.Nie zna relacji rodzinnych i społecznych. Wyniósł to z domu.Nie pracował zawodowo,nie był w wojsku.Żyje w/g swoich praw i zasad.Od początku założeniem zięcia było zniszczenie więzi dziecka ze mną,gdyż utrudniało mu to kontrolę.Nie odczuwał cierpienia dziecka i potrzeb jego.To on czuł się jedyny skrzywdzony i dążył do tego,by cała uwaga dziecka skupiona była na nim.Powodował konflikty,którymi mnie oskarżał.Nie czuł żadnej winy,choć swoimi działaniami moje życie i zdrowie doprowadził do kompletnej ruiny.Zniszczył relacje z moją rodziną.W najbliższym środowisku zrobił ze mnie bezdusznego potwora.Wykpił moje uczucia do zmarłej córci.Oszukiwał,groził,kłamał,wyśmiewał.Nic sobie z tego nie robił,gdy ewidentnie sam gubił się w swoich wymysłach.Na poczekaniu zastępowal je innymi.Nie miałam wyjścia,wystąpiłam do sądu o pomoc.Nie brałam adwokata,bo sprawa była prosta i oczywista.Nic nie zawiniłam a zięć nie miał żadnych argumentów.Do dziś jestem w szoku jak łatwo zięć te argumenty wymyślił i nimi się posłużył,by mnie pogrążyć.Była to projekcja jego zachowań na mnie,łącznie z oskarżeniem,że jestem psychicznie chora.Moje relacje z wnusią zostały zlekceważone i pominięte.Dano wiarę zięciowi,nie mi.Łatwiej uwierzyć w złośliwość teściowej,wymyśla,bo zięcia nie lubi.Tak rozpowiadał i tym zdobywał przychylność.To przecież pasuje do utartej opinii o teściowych.A że samotny,z pozoru spokojny ojciec, mógłby tak krzywdzić swoje dziecko?W to się nie bardzo chce wierzyć.Nie zabezpieczono mi powództwa.A zięć zyskał czas,by zniszczyć w dziecku uczucia i wszystkie jej nadzieje na kontakt ze mną.To 4-letnie osierocone przez matkę dziecko zostało obarczone odpowiedzialnością za dobry nastrój i samopoczucie ojca.Metody,jakimi zięć się posługuje, nie zostawiają widocznych dowodów.To działanie w stylu"psychopaty w białych rękawiczkach".Dziecka nie bije a nawet nie krzyczy. Działa z pozorowanym spokojem,wielogodzinnie wpajając dziecku zafałszowane informacje.Utwierdza je,że to dla jego dobra.Dziecko jest ufne i z racji zależnosci od jedynego rodzica,który ma nad nim przewagę,jest winne za to temu rodzicowi posłuszeństwo i miłość.Przyszłam do sądu po pomoc a ciągle musiałam coś udowadniać i wyjaśniać.Przeszłam badania w RODK-a oraz przez biegłych sądowych psychologów i psychiatrów.Wszystkie opinie są dla mnie pomyślne.Trwało to jednak ponad rok.O wiele za długo jak dla tak malutkiego dziecka.Otrzymałam dwa widzenia z wnusią w m-cu.,które nie są realizowane zgodnie z postanowieniem.Zięć utrzymuje cały czas stan niepewności,by pokazać swoją władzę.Uzyskane spotkania z wnusią,bardzo mnie cieszą, ale chciałabym widywać ją częściej i regularnie. Jestem zatroskana jej przyszłością i tym co mówi.Wnusia zatraciła spójność świata,jest ciągle stawiana przed wyborem,nie ma z kim dzielić radości ze spotkania ze mną.Ta radość sprawia przykrość jej ojcu, ma więc poczucie winy.Jestem coraz starsza,chciałabym dać wnusi jak najwięcej miłości i ciepła.Chcę się nacieszyć wnusią a ona mną.Dlaczego chora zazdrość jej ojca ma obedrzeć to dziecko z tych emocjonalnych wartości? Ono i tak już jest dość skrzywdzone przez los.Proponowałam zięciowi terapię,widziałam w tym jedyną nadzieję.Odmówił i zagroził ucieczką za granicę.Kocham wnusię i walczyłam dla niej,bo ona jest tego warta,ale ja nie mam nadludzkich sił..... i nie udźwignę już nic więcej.