Na skali stresujących sytuacji moment gdy dowiedziałam się, że ciąża nie rozwija się prawidłowo i czeka mnie poronienie to był szczyt. Nigdy wcześniej i później nie czulam się tak jak wtedy. Jakby ktoś zamknął mnie w bańce. Słuchałam lekarza, mówiłam, że rozumiem ale wszystko działo się jakby obok. Nie uroniłam w gabinecie pół łzy. Nie byłam w stanie. Straszne uczucie. Nie było ze mną męża na wizycie, bo nie mógł wejść w związku z pandemią. Wyszłam z gabinetu, wsiadlam do auta, spojrzałam na męża i jakby czas znów ruszył. Wyłam jak zranione zwierzę. Nawet teraz gdy to pisze ciurkiem lecą łzy. Ten ból nigdy nie mija.
Bardzo mi przykro, że tak wiele z nas musi przez to przejść.
Ale dość smęcenia
na końcu tej drogi czeka na każda z nas szczescie! Większości się uda i urodzą piękne dzieciaczki, niektóre z dziewczyn zdecydują się na adopcję a inne spełnia się w jeszcze inny sposob.