Mam nadzieje, ze niedługo zacznę w to wierzyć.Z tymi kłodami to niestety zawsze tak jest... Wiem, że może to co napisze jest banalne, ale teraz wiem, że wszystko jest możliwe i, że nie można się poddawać! Nie ma rzeczy niemożliwych
Widziałam, że udalo Ci się wcisnąć do doc na marzec, super! Zostaw sobie tą majowa wizytę, najwyżej zrezygnujesz po pierwszej wizycie jak druga nie będzie Ci już potrzebna
Cieszę się, ze chodzę na terapię. Min. dzięki temu łatwiej jest mi się otrząsnąć.
Np. po wynikach mutacji prawie tydzień się zbieram z podłogi. Wydawało mi się, ze jest Ok, a na wizycie pęklam i przepłakałam prawie 30/50 minut.
Kolejne zle wyniki lepiej znoszę, tzn łatwiej jest mi samą siebie przekonać, ze lepiej wiedzieć teraz niż dowiedzieć się o problemach np. z immunologia dopiero po poronieniach czy nieudanych transferach.
Czekam jeszcze na kariotypy, a mąż mi opowiedział, ze jego babcia poroniła 3 chłopców, jedna dziewczynkę i później miała 3 dziewczyny jeszcze. Wiec w mojej głowie urosła teoria, ze pewnie kariotyp jest skopany ale staram się te myśli odpędzać i pocieszać się, ze jego mama ma 2 synów.
No i boje się, ze po kolejnych badaniach np. rozjechanych cytoklinach, będziemy musieli robić szczepienia, a z tego co widzę to one czasem działają/a czasem nie.
Słuchałam, podcastu z Pasnikiem, ze każdy transfer (nawet ten bez implementacji) powoduje, ze nasz organizm powoli uczy się ochrony zarodka. Jest to jakieś pocieszenie.
Rozpisałam się
aaa i dziewczyny, jak szukacie terminu do docenta to dołączajcie do grupy na fejsbuku.
Dziś był termin na teleporade na 31 marca