sylwiac dzieki troche mnie uspokoilas poprostu im wiecej mysle czytam analizuje wyniki tym bardziej wariuje i boje sie nastepnej porazki
((
Wiem, wiem. Też tak miałam. A ostatnim razem to już całkowicie odpuściłam. Byłam przekonana że to nic z tego, a tutaj niespodzianka. Może tak to jest, kiedy człowiek się poddaje wtedy nie ma tej presji i się udaje ;-).
Sylwia1985 nie miałam doczynienia z tym szpitalem bo wiadomo jak Cię traktują państwowo ale zadzwonić zawsze można bo nigdy nie wiadomo na kogo trafisz. Miałam przypadek że raz zadzwoniłam na numer państwowego Falcu i bardzo mądrze mi doradzili na spokojnie itd, ale masz rację przeważnie trafia się na chamstwo i brak współpracy. Jednak w takiej sytuacji trzeba chwytac się wszystkiego jak nie ma opcji skontaktowania się ze swoim lekarzem. Rozumiem że tez jesteś pacjętką Novum w W-wie więc sama widzisz my mamy komórki do naszych lekarzy jakby co. Chyba Cię jeszcze nie pytałam dzięki komu Ty i Twoja siostra jesteście teraz tak mega szczęśliwe ??? Przy okazji ogromne gratulacje dla Was obu.
Wierz mi, są różnice. Byłam pacjentką w szpitalu św. Zofii, moja siostra też tam rodziła, jak straciła drugą ciążę to tam wykonywali jej łyżeczkowanie. I tam spotkałam się tylko z życzliwością i zrozumieniem. Leżałam też na Karowej, 2 razy i też stosunek był poprawny.
Szpital MSWiA jest totalnym dnem. Byłam 2 razy - raz na histeroskopii, raz na ostrym dyżurze z podejrzeniem zapalenie wyrostka robaczkowego. Jak zostałam tam potraktowana to nie znajduję słów. Opieszałość personelu, zero empatii. Wyobraź sobie że pierwszym razem jak byłam wyszłam z gabinetu z płaczem, bo dr potraktowała mnie chyba jak brudasa, polała mnie środkiem dezynfekującym po kroczu kiedy ja jeszcze miałam zapalenie pęcherza i cewki. Ból niemiłosierny. Badała mnie co najmniej jakbym była workiem ziemniaków, komentarze przy badaniu też zostawiały wiele do życzenia. Mój mąż jak mnie zobaczył to zrobił awanturę taką, że mało skarga nie poszła do dyrektora. Drugi raz był podobny...Lekarze są tam nienormalni, za to pielęgniarki są miłe i kompetentne, ale niestety one nie leczą. Rozmawiałam przy histeroskopii z lekarzami, mieli nikłe pojęcie o in vitro.Nawet nie mieli pojęcia jak się liczy ciążę, leki do zabiegu też były dla nich czarną magią.
Znam wiele osób które tam rodziły. Nikt nie miał pozytywnej opinii. Moja znajoma miała tam cesarkę, zakazili ją bakterią i miała sepsę. Potem leżała 2 miesiące w innym szpitalu zanim doszła do siebie.
Sądzę że pomoc w takich przypadkach da każdy szpital taką samą. Każdy każe przejść na lutkę podjęzykową, zwiększyć dawkę o 2 tabletki, do tego nospa i magnez przeciwskurczowo. Nikt innych rad nie da, bo tylko takie środki są dawane na początku ciąży na podtrzymanie. Zapomniałam, dodadzą jeszcze żeby wypoczywać jak najwięcej.
Chyba każdy ma numer do swojego lekarza, ale nie zawsze jest kontakt z nimi. Wiadomo praca, życie.. człowiek nie siedzi tylko przy fonie.
Ja po wielu zmianach trafiłam w końcu na lekarza co zależy mu na pacjencie. Potem ściągnęłam siostrę do tego lekarza - chodzi mi o dr. Obuchowską. Ona potrafiła nawet moje wyniki progesteronu na pamięć znać. Walczyła o moje endometrium metodami nawet eksperymentalnymi. Wcześniej byłam prowadzona przez kilku lekarzy, którzy podchodzi tak schematycznie że aż mi się płakać chciało. Siostra dzięki dr. I.S. straciła ciążę w 18 tygodniu.
Dr Lewandowski też zostawia wiele do życzenia. Człowiek kiedyś może bardziej ludzki, teraz bardziej medialny, zadufany w sobie. Mimo dużych dawek leków nie reagowałam na stymulację. Dr stwierdził że po prostu nie biorę leków. Bosko - wiedział że sama jestem lekarzem i nie mam 18 lat a potraktował mnie jak gówniarę. Po czym jak moja siostra podchodziła do transferu przedostatniego to Lewandowski podszedł do niej i zapytał co u mnie. Jak siostra powiedziała, że już 4 raz podchodzę, to usłyszała że "mam słabe jajniki i pewnie dlatego"
. Ciekawe.
Dlatego jak pójdę na kolejne in vitro, to w żadnym przypadku stymulacja nie będzie u Lewandowskiego. Raczej pójdę do Wojewódzkiego, ale na wybór jeszcze mam czas.
Także ja mam mieszane uczucia co do novum i pewnie w każdej klinice jest podobnie. Smutne to trochę, bo mnie in vitro ze wszystkimi transferami i badaniami kosztowało koło 40 tys. To spora suma, a postępowanie lekarzy jedynie schematyczne.