Wierze w koronawirusa- był, jest i bedzie tak jak inne choroby zakazne, bakterie, które nieraz tez sieja spustoszenie. Nie wierze w pandemie. W srodkach masowego przekazu informacje sa przekazywane fragmentarycznie, nie ma punktu odniesienia do innych chorób zakaźnych, innych sytuacji, informacje sa przekazywane w sposób nierzetelny obojetnie czy to tvp czy tvn czy cokolwiek innego. Czy ktoś słyszał ile ostatnio osób zmarlo np na osobę lub zarazilo się innymi chorobami, bakteriami itd. ? A u ilu zdiagnozowano raka (choć to choroba nie zakaźna), i nie ma możliwości podjęcia leczenia przez tzw. Pandemie lub ile osób w ogóle umarło czekając na pomoc? Ile ludzi stracilo prace przez ograniczenia np na weselach( tam też pracują ludzie), chcą żyć i pracować, pewnie nie jedna osoba ma chorego bliskiego i w zwiazku z tym zamieszaniem maja uszczuplony budzet na jej dobrostan i tak się to wszystko kręci.. Dlatego sądzę, że te wszystkie obostrzenia i nasza panika dlugofalowo robią więcej szkody niż pozytku. Tylko nikt o tym nie mysli.... jedynie co widac, to potege mediow jako skuteczne narzędzie podziału społeczeństwa na tych co wierzą w koronawirusa i na tych co nie wierzą, bo snują teorie spiskowe. A na wesela powinno sie chodzic i radosci nie odmawiac i przykrości mlodej parze nie robić.
reklama
*ospęWierze w koronawirusa- był, jest i bedzie tak jak inne choroby zakazne, bakterie, które nieraz tez sieja spustoszenie. Nie wierze w pandemie. W srodkach masowego przekazu informacje sa przekazywane fragmentarycznie, nie ma punktu odniesienia do innych chorób zakaźnych, innych sytuacji, informacje sa przekazywane w sposób nierzetelny obojetnie czy to tvp czy tvn czy cokolwiek innego. Czy ktoś słyszał ile ostatnio osób zmarlo np na osobę lub zarazilo się innymi chorobami, bakteriami itd. ? A u ilu zdiagnozowano raka (choć to choroba nie zakaźna), i nie ma możliwości podjęcia leczenia przez tzw. Pandemie lub ile osób w ogóle umarło czekając na pomoc? Ile ludzi stracilo prace przez ograniczenia np na weselach( tam też pracują ludzie), chcą żyć i pracować, pewnie nie jedna osoba ma chorego bliskiego i w zwiazku z tym zamieszaniem maja uszczuplony budzet na jej dobrostan i tak się to wszystko kręci.. Dlatego sądzę, że te wszystkie obostrzenia i nasza panika dlugofalowo robią więcej szkody niż pozytku. Tylko nikt o tym nie mysli.... jedynie co widac, to potege mediow jako skuteczne narzędzie podziału społeczeństwa na tych co wierzą w koronawirusa i na tych co nie wierzą, bo snują teorie spiskowe. A na wesela powinno sie chodzic i radosci nie odmawiac i przykrości mlodej parze nie robić.
Niezła dyskusja się rozwinęła Niestety koronawirus bywa paskudny. Znam osoby, którym odebrał bliskich i takie, które ponoszą dalej konsekwencje choroby. Mam znajomych lekarzy na kwarantannie i wiem jak się martwią o swoich pacjentów, którym nie mogą pomagać, bo ktoś zbagatelizował sytuację.
A jeśli chodzi o wesela - prawdą jest, że nie wszystkie wesela kończą się chorobą, prawdą jest, że niektóre i owszem. Dla niektórych osób choroba może być drobnym epizodem, dla innych np. końcem ich firmy, np. dla mnie. I tak na końcu każdy z nas podejmuje decyzję. A ja życzę braku konsekwencji.
Wkleję wam co napisała moja siostrzenica, która niestety się zakaziła:
miałam covid, bardzo nie polecam, doświadczenie izolacji 3/10.
Halko, to będzie bardzo długi wpis. Będzie historia o chorowaniu bez objawów, o słusznie restrykcyjnych procedurach Sanepidu i o tym, że są kompletnie nietransparentne i to źle. Opiszę te procedury, których doświadczyłam, bo myślę, że każdy powinien je znać. Szczególnie te osoby – które tak, jak ja przed chorobą – myślały, że cała ta zabawa to po prostu 2 tygodnie siedzenia w domu. Hahaha. No nie.
---
Mogliście nie wiedzieć, że wciąż odkażam zakupy, które zrobię, że mój lockdown trwał 60 dni, w trakcie których wyszłam dosłownie 7 razy z domu – po zakupy i do parku. Że Wielkanoc spędziłam sama w domu, na wszelki wypadek, żeby w razie czego nie zarazić rodziców. Że pewnie już straciłam linie papilarne od odkażania rąk.
Ok. 2 miesiące temu podjęłam decyzję, żeby powolutku wrócić do życia społecznego, spotykać się z rodziną i przyjaciółmi. Strasznie jest to miłe, bo ja uwielbiam być między ludźmi. No i przede wszystkim – nic się nie stało, nikt nie zachorował, czym tu się martwić, 200-300 osób dziennie choruje (wtedy), a ja mieszkam w Warszawie razem z milionami. Mi to nie grozi. Żeby nie było – cały czas byłam ostrożna (jestem nadal).
2 godziny temu otrzymałam oficjalną zgodę od Sanepidu na opuszczenie izolacji. Przysięgam, że wyjście do warzywniaka po ponad 3 tygodniach w domu jest wyjątkowo podniecającym doświadczeniem. Jak to się wszystko zaczęło?
Miesiąc temu poszłam na imprezę. Nie chcę mówić, co to za wydarzenie, ale było dla mnie na tyle ważne, że postanowiłam zachować tyle możliwych środków ostrożności, ile mogę, ale zdecydowanie iść i się bawić. Było mniej, niż 20 osób, stosunkowo duże pomieszczenie, co jakiś czas wychodziłam na świeże powietrze, używałam tylko swojego kubeczka, spędziliśmy razem kilka godzin.
4 dni później dowiedziałam się, że jedna osoba, z którą się bawiłam ma wynik pozytywny na Sars-CoV2. Zaraz zacznę opis procedur, więc uwaga.
W tym miejscu nadmienię też o czymś, co przez 3 tygodnie miażdżyło mnie psychicznie. Otóż, jak wspomniałam na początku długo izolowałam się od rodziców, żeby nie zrobić im krzywdy, gdybym była chora. Niestety 3 dni przed imprezą zaczęłam remontować swoje mieszkanie i przeprowadziłam się właśnie do Mamy i Taty. Czym spełniłam swoje własne koszmary.
Jak wygląda warszawska procedura Sanepidu (myślę, że może się różnić w innych miastach)
Początek procedury,
krok 1: Osoba zakażona zgłasza osoby, z którymi miała kontakt do Sanepidu. To Sanepid skontaktuje się z tobą, nie ty z sanepidem.
W czwartek – kiedy dowiedziałam się, że miałam bezpośredni kontakt z osobą zakażoną 4 dni wcześniej - sama poddałam się kwarantannie. Dowiedziałam się, że muszę czekać na telefon z Sanepidu, po którym dowiem się, co dalej. Jeżeli próbujecie się sami dodzwonić, good luck with that – wydaje mi się, że to raczej niemożliwe, linie są bardzo obciążone.
Krok 2: Sanepid nakłada kwarantannę (od dnia kontaktu z osobą zakażoną! Więc jakby wstecznie) i umawia na pobranie wymazu.
W piątek zadzwoniła do mnie pani z Sanepidu, która opiekowała się mną i innymi osobami z imprezy do samego końca. Ja – i rodzice z którymi aktualnie mieszkam – zostaliśmy poddani kwarantannie. Oznacza to, że od momentu otrzymania telefonu z Sanepidu nie mogliśmy opuścić mieszkania, zrobić zakupów osobiście, wyrzucić śmieci, wyjść z psami (psy dość szybko przekazaliśmy pod opiekę naszych kochanych bliskich). Musieliśmy ściągnąć aplikację, dla której 2 razy dziennie trzeba robić selfie na dowód, że jesteś w domu. Większość osób jest też wyrywkowo odwiedzana przez policję, żeby potwierdzić, że są w domu. Poczucie inwigilacji na maksa, nie żartuję.
Badania. Badana jest TYLKO osoba, która miała bezpośredni kontakt z osobą dodatnią – czyli w moim wypadku tylko ja, rodzice nie. Badanie można zrobić dopiero po 7 dobie od kontaktu z osobą chorą, więc faktycznie nie opłaca się w panice robić wcześniej badań prywatnie, bo mogą być niemiarodajne.
Krok 3: Przyjazd karetki i zrobienie badań.
Już wiemy, że nie ma opcji na wychodzenie z domu, więc przyjeżdża karetka z lekarzem lub ratownikiem medycznym, którzy robią wymaz. Tak, przychodzą w tej turbo zbroi antyepidemicznej. Tak, badanie jest nieprzyjemne i pierwszy wymaz robią z gardła i z nosa, nie polecam 2/10.
Krok 4: Wynik dodatni
Przy pierwszym badaniu na wynik czekałam 24-48h (w rzeczywistości 1,5 dnia). Przy kolejnych już 24-72h. Teraz nie wiem, ile się czeka, natomiast jak wiemy notowany jest wzrost zachorowań, więc być może dłużej.
O wyniku informuje Sanepid. Po otrzymaniu info o wyniku dodatnim, automatycznie zostałam umówiona na dwa kolejne badania – 10 dni później oraz 12 dni później (tylko podwójny negatywny wynik oznacza wyzdrowienie). W momencie otrzymania wyniku zakończyłam kwarantannę, a rozpoczęłam izolację.
Jako osoba chora musiałam się zgłosić do lekarza, aby go poinformować o swojej chorobie. Lekarz jest bardzo istotnym ogniwem w tym łańcuszku, ale o tym później. Moi rodzice cały czas pozostawali w kwarantannie i jako, że stali się osobami, które miały bezpośredni kontakt z zakażoną, zostali umówieni na badania 7 dni później.
Krok 5: Badania rodziców
7 dni od mojego wyniku dodatniego, zrobiono wymazy moim rodzicom. W ciągu tych 7 dni trzymaliśmy dość ostry reżim sanitarny (bardzo ostry, jak na mieszkanie na 68 m2) i nie wiem, czy to jego wynik, czy na szczęście słaby ze mnie zarażacz, ale rodzice mieli wyniki ujemne.
Krok 6: Powtórne badania moje. Wynik podwójnie ujemny.
30.07 i 1.08 miałam zrobione wymazy. Jak wspomniałam wcześniej oba wymazy muszą mieć wynik ujemny, żeby być oficjalnie zdrowym. WAŻNE!!! Jeśli mieszkamy z kimś, to aby zakończyć kwarantannę tej osoby i swoją izolację ta osoba MUSI mieć wykonany jeszcze jeden test na 7 dni od daty pobrania pierwszego testu z wynikiem ujemnym. Czyli: 2.08 dowiedziałam się, że oba moje testy są ujemne, więc moi rodzice automatycznie zostali umówieni na badania w 7 dni od 30.07, kiedy to miałam pierwszy wymaz.
Przy okazji – byłam osobą ZUPEŁNIE bezobjawową i to podobno cud, że wyzdrowiałam tak szybko, bo zazwyczaj bezobjawowi chorują jednak dłużej.
Krok 7: Wizyta lekarska po uzyskaniu moich wyników.
Po przesłaniu przez sanepid wyników ujemnych musiałam umówić się z lekarzem, aby mu je przedstawić i uzyskać od niego oświadczenie o tym, że jestem zdrowa i mogę opuścić izolację. WAŻNE: z kwarantanny zwalnia sanepid, ale do zwolnienia z izolacji niezbędny jest udział lekarza. Uzyskane zaświadczenie należy przesłać do Sanepidu.
Krok 8: Powtórne badania rodziców.
Krok 9: Wyniki ujemne tych badań.
Dzisiaj otrzymaliśmy info o ujemnych wynikach badań rodziców. Zauważcie, że wiem, że jestem zdrowa od zeszłej niedzieli, od czwartku posiadam oficjalne oświadczenie od lekarza, ale opuścić miejsce zamieszkania mogę dopiero, kiedy wiemy, że wszyscy jesteśmy zdrowi.
Przy okazji: ja już mogę wychodzić, rodzice dopiero jutro, bo ściągnięcie kwarantanny oficjalnie trwa dobę.
Szybko podsumowując: przeszłam najszybszy i najlżejszy (bezobjawowy) możliwy tryb chorowania. Mimo tego siedziałam w domu przez 24 (25) dni, także jeżeli sądziliście że chorowanko na covid to 2 tygodnie, to jesteście w błędzie. Byłam również jedyną osobą z grupy, która nie miała żadnych objawów, reszta „przynajmniej” straciła węch lub smak.
Najgorsze rzeczy:
Byłam absolutnie przerażona i miałam turbo wyrzuty sumienia (wiem, że to nie moja wina, ale…), kiedy musiałam poinformować osoby, z którymi się spotkałam o tym, że mogłam je zarazić. I że muszę przekazać ich dane do sanepidu.
Tak naprawdę dopiero dziś się uspokoiłam, że nie zaraziłam rodziców. Poza tym to „oczekiwanie na wyrok” i nowe punkty procedury, o których dowiadujesz się w trakcie… no nikomu nie życzę, naprawdę nie jest to miłe doświadczenie. Dodatkowo cały czas towarzyszyło mi poczucie inwigilacji lub bycia obserwowaną albo poczucie, że w każdej chwili mogą mnie odwiedzić panowie i panie w mundurach.
Co pomaga:
Dbanie o dobrostan psychiczny. Oczywiście to rada na każdy dzień, ale kiedy jest się zamkniętym to polecam wszystkie zabiegi pomagające w osiągnięciu wewnętrznej harmonii. No i rada od lekarza – jeśli zaczyna się kaszel i duszenie od razu dzwonić na pogotowie, a nie liczyć, że minie i będzie lepiej. Nie wstydźcie się.
Z rzeczy super fajnych:
Za każdym razem trafiłam na bardzo miłych i kompetentnych ludzi. Dotyczy to zarówno mojej opiekunki z Sanepidu, ratowników medycznych, lekarzy oraz pani z ośrodka pomocy społecznej, która co jakiś czas dzwoniła i upewniała się, czy na pewno niczego nam nie potrzeba – co istotne, pani zaproponowała nam również kontakt do psychologa, co uważam za rzecz wspaniałą i bardzo dojrzałe podejście do sprawy.
Nigdy nie wątpiłam, że otaczają mnie wspaniali ludzie. Właściwie to wierzę, że mam do ludzi ogromne szczęście. Dlatego chciałabym podziękować każdej osobie, która zrobiła dla nas zakupy, wyrzuciła śmieci, wychodziła z pieskami, opiekowała się pieskami, każdej osobie, która do nas dzwoniła i pisała, jak się czujemy. I każdej osobie, która o nas ciepło myślała i wysyłała nam dobrą energię – zadziałało!
Poznałam też grupę wspaniałych osób, z którą łączy nas to wspólne doświadczenie. Byliście i jesteście dla mnie ogromnym wsparciem i dzięki Wam wszystko było łatwiejsze. Buziaki!
A jeśli chodzi o wesela - prawdą jest, że nie wszystkie wesela kończą się chorobą, prawdą jest, że niektóre i owszem. Dla niektórych osób choroba może być drobnym epizodem, dla innych np. końcem ich firmy, np. dla mnie. I tak na końcu każdy z nas podejmuje decyzję. A ja życzę braku konsekwencji.
Wkleję wam co napisała moja siostrzenica, która niestety się zakaziła:
miałam covid, bardzo nie polecam, doświadczenie izolacji 3/10.
Halko, to będzie bardzo długi wpis. Będzie historia o chorowaniu bez objawów, o słusznie restrykcyjnych procedurach Sanepidu i o tym, że są kompletnie nietransparentne i to źle. Opiszę te procedury, których doświadczyłam, bo myślę, że każdy powinien je znać. Szczególnie te osoby – które tak, jak ja przed chorobą – myślały, że cała ta zabawa to po prostu 2 tygodnie siedzenia w domu. Hahaha. No nie.
---
Mogliście nie wiedzieć, że wciąż odkażam zakupy, które zrobię, że mój lockdown trwał 60 dni, w trakcie których wyszłam dosłownie 7 razy z domu – po zakupy i do parku. Że Wielkanoc spędziłam sama w domu, na wszelki wypadek, żeby w razie czego nie zarazić rodziców. Że pewnie już straciłam linie papilarne od odkażania rąk.
Ok. 2 miesiące temu podjęłam decyzję, żeby powolutku wrócić do życia społecznego, spotykać się z rodziną i przyjaciółmi. Strasznie jest to miłe, bo ja uwielbiam być między ludźmi. No i przede wszystkim – nic się nie stało, nikt nie zachorował, czym tu się martwić, 200-300 osób dziennie choruje (wtedy), a ja mieszkam w Warszawie razem z milionami. Mi to nie grozi. Żeby nie było – cały czas byłam ostrożna (jestem nadal).
2 godziny temu otrzymałam oficjalną zgodę od Sanepidu na opuszczenie izolacji. Przysięgam, że wyjście do warzywniaka po ponad 3 tygodniach w domu jest wyjątkowo podniecającym doświadczeniem. Jak to się wszystko zaczęło?
Miesiąc temu poszłam na imprezę. Nie chcę mówić, co to za wydarzenie, ale było dla mnie na tyle ważne, że postanowiłam zachować tyle możliwych środków ostrożności, ile mogę, ale zdecydowanie iść i się bawić. Było mniej, niż 20 osób, stosunkowo duże pomieszczenie, co jakiś czas wychodziłam na świeże powietrze, używałam tylko swojego kubeczka, spędziliśmy razem kilka godzin.
4 dni później dowiedziałam się, że jedna osoba, z którą się bawiłam ma wynik pozytywny na Sars-CoV2. Zaraz zacznę opis procedur, więc uwaga.
Jak wygląda warszawska procedura Sanepidu (myślę, że może się różnić w innych miastach)
Początek procedury,
krok 1: Osoba zakażona zgłasza osoby, z którymi miała kontakt do Sanepidu. To Sanepid skontaktuje się z tobą, nie ty z sanepidem.
W czwartek – kiedy dowiedziałam się, że miałam bezpośredni kontakt z osobą zakażoną 4 dni wcześniej - sama poddałam się kwarantannie. Dowiedziałam się, że muszę czekać na telefon z Sanepidu, po którym dowiem się, co dalej. Jeżeli próbujecie się sami dodzwonić, good luck with that – wydaje mi się, że to raczej niemożliwe, linie są bardzo obciążone.
Krok 2: Sanepid nakłada kwarantannę (od dnia kontaktu z osobą zakażoną! Więc jakby wstecznie) i umawia na pobranie wymazu.
W piątek zadzwoniła do mnie pani z Sanepidu, która opiekowała się mną i innymi osobami z imprezy do samego końca. Ja – i rodzice z którymi aktualnie mieszkam – zostaliśmy poddani kwarantannie. Oznacza to, że od momentu otrzymania telefonu z Sanepidu nie mogliśmy opuścić mieszkania, zrobić zakupów osobiście, wyrzucić śmieci, wyjść z psami (psy dość szybko przekazaliśmy pod opiekę naszych kochanych bliskich). Musieliśmy ściągnąć aplikację, dla której 2 razy dziennie trzeba robić selfie na dowód, że jesteś w domu. Większość osób jest też wyrywkowo odwiedzana przez policję, żeby potwierdzić, że są w domu. Poczucie inwigilacji na maksa, nie żartuję.
Badania. Badana jest TYLKO osoba, która miała bezpośredni kontakt z osobą dodatnią – czyli w moim wypadku tylko ja, rodzice nie. Badanie można zrobić dopiero po 7 dobie od kontaktu z osobą chorą, więc faktycznie nie opłaca się w panice robić wcześniej badań prywatnie, bo mogą być niemiarodajne.
Krok 3: Przyjazd karetki i zrobienie badań.
Już wiemy, że nie ma opcji na wychodzenie z domu, więc przyjeżdża karetka z lekarzem lub ratownikiem medycznym, którzy robią wymaz. Tak, przychodzą w tej turbo zbroi antyepidemicznej. Tak, badanie jest nieprzyjemne i pierwszy wymaz robią z gardła i z nosa, nie polecam 2/10.
Krok 4: Wynik dodatni
Przy pierwszym badaniu na wynik czekałam 24-48h (w rzeczywistości 1,5 dnia). Przy kolejnych już 24-72h. Teraz nie wiem, ile się czeka, natomiast jak wiemy notowany jest wzrost zachorowań, więc być może dłużej.
O wyniku informuje Sanepid. Po otrzymaniu info o wyniku dodatnim, automatycznie zostałam umówiona na dwa kolejne badania – 10 dni później oraz 12 dni później (tylko podwójny negatywny wynik oznacza wyzdrowienie). W momencie otrzymania wyniku zakończyłam kwarantannę, a rozpoczęłam izolację.
Jako osoba chora musiałam się zgłosić do lekarza, aby go poinformować o swojej chorobie. Lekarz jest bardzo istotnym ogniwem w tym łańcuszku, ale o tym później. Moi rodzice cały czas pozostawali w kwarantannie i jako, że stali się osobami, które miały bezpośredni kontakt z zakażoną, zostali umówieni na badania 7 dni później.
Krok 5: Badania rodziców
7 dni od mojego wyniku dodatniego, zrobiono wymazy moim rodzicom. W ciągu tych 7 dni trzymaliśmy dość ostry reżim sanitarny (bardzo ostry, jak na mieszkanie na 68 m2) i nie wiem, czy to jego wynik, czy na szczęście słaby ze mnie zarażacz, ale rodzice mieli wyniki ujemne.
Krok 6: Powtórne badania moje. Wynik podwójnie ujemny.
30.07 i 1.08 miałam zrobione wymazy. Jak wspomniałam wcześniej oba wymazy muszą mieć wynik ujemny, żeby być oficjalnie zdrowym. WAŻNE!!! Jeśli mieszkamy z kimś, to aby zakończyć kwarantannę tej osoby i swoją izolację ta osoba MUSI mieć wykonany jeszcze jeden test na 7 dni od daty pobrania pierwszego testu z wynikiem ujemnym. Czyli: 2.08 dowiedziałam się, że oba moje testy są ujemne, więc moi rodzice automatycznie zostali umówieni na badania w 7 dni od 30.07, kiedy to miałam pierwszy wymaz.
Przy okazji – byłam osobą ZUPEŁNIE bezobjawową i to podobno cud, że wyzdrowiałam tak szybko, bo zazwyczaj bezobjawowi chorują jednak dłużej.
Krok 7: Wizyta lekarska po uzyskaniu moich wyników.
Po przesłaniu przez sanepid wyników ujemnych musiałam umówić się z lekarzem, aby mu je przedstawić i uzyskać od niego oświadczenie o tym, że jestem zdrowa i mogę opuścić izolację. WAŻNE: z kwarantanny zwalnia sanepid, ale do zwolnienia z izolacji niezbędny jest udział lekarza. Uzyskane zaświadczenie należy przesłać do Sanepidu.
Krok 8: Powtórne badania rodziców.
Krok 9: Wyniki ujemne tych badań.
Dzisiaj otrzymaliśmy info o ujemnych wynikach badań rodziców. Zauważcie, że wiem, że jestem zdrowa od zeszłej niedzieli, od czwartku posiadam oficjalne oświadczenie od lekarza, ale opuścić miejsce zamieszkania mogę dopiero, kiedy wiemy, że wszyscy jesteśmy zdrowi.
Przy okazji: ja już mogę wychodzić, rodzice dopiero jutro, bo ściągnięcie kwarantanny oficjalnie trwa dobę.
Szybko podsumowując: przeszłam najszybszy i najlżejszy (bezobjawowy) możliwy tryb chorowania. Mimo tego siedziałam w domu przez 24 (25) dni, także jeżeli sądziliście że chorowanko na covid to 2 tygodnie, to jesteście w błędzie. Byłam również jedyną osobą z grupy, która nie miała żadnych objawów, reszta „przynajmniej” straciła węch lub smak.
Najgorsze rzeczy:
Byłam absolutnie przerażona i miałam turbo wyrzuty sumienia (wiem, że to nie moja wina, ale…), kiedy musiałam poinformować osoby, z którymi się spotkałam o tym, że mogłam je zarazić. I że muszę przekazać ich dane do sanepidu.
Tak naprawdę dopiero dziś się uspokoiłam, że nie zaraziłam rodziców. Poza tym to „oczekiwanie na wyrok” i nowe punkty procedury, o których dowiadujesz się w trakcie… no nikomu nie życzę, naprawdę nie jest to miłe doświadczenie. Dodatkowo cały czas towarzyszyło mi poczucie inwigilacji lub bycia obserwowaną albo poczucie, że w każdej chwili mogą mnie odwiedzić panowie i panie w mundurach.
Co pomaga:
Dbanie o dobrostan psychiczny. Oczywiście to rada na każdy dzień, ale kiedy jest się zamkniętym to polecam wszystkie zabiegi pomagające w osiągnięciu wewnętrznej harmonii. No i rada od lekarza – jeśli zaczyna się kaszel i duszenie od razu dzwonić na pogotowie, a nie liczyć, że minie i będzie lepiej. Nie wstydźcie się.
Z rzeczy super fajnych:
Za każdym razem trafiłam na bardzo miłych i kompetentnych ludzi. Dotyczy to zarówno mojej opiekunki z Sanepidu, ratowników medycznych, lekarzy oraz pani z ośrodka pomocy społecznej, która co jakiś czas dzwoniła i upewniała się, czy na pewno niczego nam nie potrzeba – co istotne, pani zaproponowała nam również kontakt do psychologa, co uważam za rzecz wspaniałą i bardzo dojrzałe podejście do sprawy.
Nigdy nie wątpiłam, że otaczają mnie wspaniali ludzie. Właściwie to wierzę, że mam do ludzi ogromne szczęście. Dlatego chciałabym podziękować każdej osobie, która zrobiła dla nas zakupy, wyrzuciła śmieci, wychodziła z pieskami, opiekowała się pieskami, każdej osobie, która do nas dzwoniła i pisała, jak się czujemy. I każdej osobie, która o nas ciepło myślała i wysyłała nam dobrą energię – zadziałało!
Poznałam też grupę wspaniałych osób, z którą łączy nas to wspólne doświadczenie. Byliście i jesteście dla mnie ogromnym wsparciem i dzięki Wam wszystko było łatwiejsze. Buziaki!
Marynia88
Moderator
Aniu dziękuję za wpis. Jak zwykle w punkt. Ja dla własnego dobra ostatnio staram się nie dyskutować na temat koronawirusa, szczepionek i lgbt bo stres jest teraz dla mnie nie wskazany a tak w ogóle to odechciało mi się niektórych przekonywać, nie widzę w tym sensu. Tak jak tu wcześniej ktoś napisał niech każdy sobie wierzy w co chce i tak jak Ty napisałaś to do Nas należy decyzja. Tylko ja nie umiem życzyć komuś braku konsekwencji swoich decyzji, no chyba że jest dzieckiem lub ma fachowo stwierdzone upośledzenie w postrzeganiu świata. Nie ponoszenie konsekwencji swoich czynów wcale nie jest dobre,świadczy o braku odpowiedzialności i dojrzałości ale to moje zdanie, więc nie podpisuje się pod Twoimi życzeniami. Fakty są takie że są wprowadzone większe lub mniejsze restrykcje i musimy się temu podporządkować i tyle. Ja nie rozumiem jeżdżenia w letni słoneczny dzień na włączonych światłach ale jeżdżę tak, bo tak jest w przepisach. A jako odpowiedzialna dorosła osoba to okres pod tytułem "przepisy są po to żeby je łamać" mam już dawno za sobą.Niezła dyskusja się rozwinęła Niestety koronawirus bywa paskudny. Znam osoby, którym odebrał bliskich i takie, które ponoszą dalej konsekwencje choroby. Mam znajomych lekarzy na kwarantannie i wiem jak się martwią o swoich pacjentów, którym nie mogą pomagać, bo ktoś zbagatelizował sytuację.
A jeśli chodzi o wesela - prawdą jest, że nie wszystkie wesela kończą się chorobą, prawdą jest, że niektóre i owszem. Dla niektórych osób choroba może być drobnym epizodem, dla innych np. końcem ich firmy, np. dla mnie. I tak na końcu każdy z nas podejmuje decyzję. A ja życzę braku konsekwencji.
Wkleję wam co napisała moja siostrzenica, która niestety się zakaziła:
miałam covid, bardzo nie polecam, doświadczenie izolacji 3/10.
Halko, to będzie bardzo długi wpis. Będzie historia o chorowaniu bez objawów, o słusznie restrykcyjnych procedurach Sanepidu i o tym, że są kompletnie nietransparentne i to źle. Opiszę te procedury, których doświadczyłam, bo myślę, że każdy powinien je znać. Szczególnie te osoby – które tak, jak ja przed chorobą – myślały, że cała ta zabawa to po prostu 2 tygodnie siedzenia w domu. Hahaha. No nie.
---
Mogliście nie wiedzieć, że wciąż odkażam zakupy, które zrobię, że mój lockdown trwał 60 dni, w trakcie których wyszłam dosłownie 7 razy z domu – po zakupy i do parku. Że Wielkanoc spędziłam sama w domu, na wszelki wypadek, żeby w razie czego nie zarazić rodziców. Że pewnie już straciłam linie papilarne od odkażania rąk.
Ok. 2 miesiące temu podjęłam decyzję, żeby powolutku wrócić do życia społecznego, spotykać się z rodziną i przyjaciółmi. Strasznie jest to miłe, bo ja uwielbiam być między ludźmi. No i przede wszystkim – nic się nie stało, nikt nie zachorował, czym tu się martwić, 200-300 osób dziennie choruje (wtedy), a ja mieszkam w Warszawie razem z milionami. Mi to nie grozi. Żeby nie było – cały czas byłam ostrożna (jestem nadal).
2 godziny temu otrzymałam oficjalną zgodę od Sanepidu na opuszczenie izolacji. Przysięgam, że wyjście do warzywniaka po ponad 3 tygodniach w domu jest wyjątkowo podniecającym doświadczeniem. Jak to się wszystko zaczęło?
Miesiąc temu poszłam na imprezę. Nie chcę mówić, co to za wydarzenie, ale było dla mnie na tyle ważne, że postanowiłam zachować tyle możliwych środków ostrożności, ile mogę, ale zdecydowanie iść i się bawić. Było mniej, niż 20 osób, stosunkowo duże pomieszczenie, co jakiś czas wychodziłam na świeże powietrze, używałam tylko swojego kubeczka, spędziliśmy razem kilka godzin.
4 dni później dowiedziałam się, że jedna osoba, z którą się bawiłam ma wynik pozytywny na Sars-CoV2. Zaraz zacznę opis procedur, więc uwaga.W tym miejscu nadmienię też o czymś, co przez 3 tygodnie miażdżyło mnie psychicznie. Otóż, jak wspomniałam na początku długo izolowałam się od rodziców, żeby nie zrobić im krzywdy, gdybym była chora. Niestety 3 dni przed imprezą zaczęłam remontować swoje mieszkanie i przeprowadziłam się właśnie do Mamy i Taty. Czym spełniłam swoje własne koszmary.
Jak wygląda warszawska procedura Sanepidu (myślę, że może się różnić w innych miastach)
Początek procedury,
krok 1: Osoba zakażona zgłasza osoby, z którymi miała kontakt do Sanepidu. To Sanepid skontaktuje się z tobą, nie ty z sanepidem.
W czwartek – kiedy dowiedziałam się, że miałam bezpośredni kontakt z osobą zakażoną 4 dni wcześniej - sama poddałam się kwarantannie. Dowiedziałam się, że muszę czekać na telefon z Sanepidu, po którym dowiem się, co dalej. Jeżeli próbujecie się sami dodzwonić, good luck with that – wydaje mi się, że to raczej niemożliwe, linie są bardzo obciążone.
Krok 2: Sanepid nakłada kwarantannę (od dnia kontaktu z osobą zakażoną! Więc jakby wstecznie) i umawia na pobranie wymazu.
W piątek zadzwoniła do mnie pani z Sanepidu, która opiekowała się mną i innymi osobami z imprezy do samego końca. Ja – i rodzice z którymi aktualnie mieszkam – zostaliśmy poddani kwarantannie. Oznacza to, że od momentu otrzymania telefonu z Sanepidu nie mogliśmy opuścić mieszkania, zrobić zakupów osobiście, wyrzucić śmieci, wyjść z psami (psy dość szybko przekazaliśmy pod opiekę naszych kochanych bliskich). Musieliśmy ściągnąć aplikację, dla której 2 razy dziennie trzeba robić selfie na dowód, że jesteś w domu. Większość osób jest też wyrywkowo odwiedzana przez policję, żeby potwierdzić, że są w domu. Poczucie inwigilacji na maksa, nie żartuję.
Badania. Badana jest TYLKO osoba, która miała bezpośredni kontakt z osobą dodatnią – czyli w moim wypadku tylko ja, rodzice nie. Badanie można zrobić dopiero po 7 dobie od kontaktu z osobą chorą, więc faktycznie nie opłaca się w panice robić wcześniej badań prywatnie, bo mogą być niemiarodajne.
Krok 3: Przyjazd karetki i zrobienie badań.
Już wiemy, że nie ma opcji na wychodzenie z domu, więc przyjeżdża karetka z lekarzem lub ratownikiem medycznym, którzy robią wymaz. Tak, przychodzą w tej turbo zbroi antyepidemicznej. Tak, badanie jest nieprzyjemne i pierwszy wymaz robią z gardła i z nosa, nie polecam 2/10.
Krok 4: Wynik dodatni
Przy pierwszym badaniu na wynik czekałam 24-48h (w rzeczywistości 1,5 dnia). Przy kolejnych już 24-72h. Teraz nie wiem, ile się czeka, natomiast jak wiemy notowany jest wzrost zachorowań, więc być może dłużej.
O wyniku informuje Sanepid. Po otrzymaniu info o wyniku dodatnim, automatycznie zostałam umówiona na dwa kolejne badania – 10 dni później oraz 12 dni później (tylko podwójny negatywny wynik oznacza wyzdrowienie). W momencie otrzymania wyniku zakończyłam kwarantannę, a rozpoczęłam izolację.
Jako osoba chora musiałam się zgłosić do lekarza, aby go poinformować o swojej chorobie. Lekarz jest bardzo istotnym ogniwem w tym łańcuszku, ale o tym później. Moi rodzice cały czas pozostawali w kwarantannie i jako, że stali się osobami, które miały bezpośredni kontakt z zakażoną, zostali umówieni na badania 7 dni później.
Krok 5: Badania rodziców
7 dni od mojego wyniku dodatniego, zrobiono wymazy moim rodzicom. W ciągu tych 7 dni trzymaliśmy dość ostry reżim sanitarny (bardzo ostry, jak na mieszkanie na 68 m2) i nie wiem, czy to jego wynik, czy na szczęście słaby ze mnie zarażacz, ale rodzice mieli wyniki ujemne.
Krok 6: Powtórne badania moje. Wynik podwójnie ujemny.
30.07 i 1.08 miałam zrobione wymazy. Jak wspomniałam wcześniej oba wymazy muszą mieć wynik ujemny, żeby być oficjalnie zdrowym. WAŻNE!!! Jeśli mieszkamy z kimś, to aby zakończyć kwarantannę tej osoby i swoją izolację ta osoba MUSI mieć wykonany jeszcze jeden test na 7 dni od daty pobrania pierwszego testu z wynikiem ujemnym. Czyli: 2.08 dowiedziałam się, że oba moje testy są ujemne, więc moi rodzice automatycznie zostali umówieni na badania w 7 dni od 30.07, kiedy to miałam pierwszy wymaz.
Przy okazji – byłam osobą ZUPEŁNIE bezobjawową i to podobno cud, że wyzdrowiałam tak szybko, bo zazwyczaj bezobjawowi chorują jednak dłużej.
Krok 7: Wizyta lekarska po uzyskaniu moich wyników.
Po przesłaniu przez sanepid wyników ujemnych musiałam umówić się z lekarzem, aby mu je przedstawić i uzyskać od niego oświadczenie o tym, że jestem zdrowa i mogę opuścić izolację. WAŻNE: z kwarantanny zwalnia sanepid, ale do zwolnienia z izolacji niezbędny jest udział lekarza. Uzyskane zaświadczenie należy przesłać do Sanepidu.
Krok 8: Powtórne badania rodziców.
Krok 9: Wyniki ujemne tych badań.
Dzisiaj otrzymaliśmy info o ujemnych wynikach badań rodziców. Zauważcie, że wiem, że jestem zdrowa od zeszłej niedzieli, od czwartku posiadam oficjalne oświadczenie od lekarza, ale opuścić miejsce zamieszkania mogę dopiero, kiedy wiemy, że wszyscy jesteśmy zdrowi.
Przy okazji: ja już mogę wychodzić, rodzice dopiero jutro, bo ściągnięcie kwarantanny oficjalnie trwa dobę.
Szybko podsumowując: przeszłam najszybszy i najlżejszy (bezobjawowy) możliwy tryb chorowania. Mimo tego siedziałam w domu przez 24 (25) dni, także jeżeli sądziliście że chorowanko na covid to 2 tygodnie, to jesteście w błędzie. Byłam również jedyną osobą z grupy, która nie miała żadnych objawów, reszta „przynajmniej” straciła węch lub smak.
Najgorsze rzeczy:
Byłam absolutnie przerażona i miałam turbo wyrzuty sumienia (wiem, że to nie moja wina, ale…), kiedy musiałam poinformować osoby, z którymi się spotkałam o tym, że mogłam je zarazić. I że muszę przekazać ich dane do sanepidu.
Tak naprawdę dopiero dziś się uspokoiłam, że nie zaraziłam rodziców. Poza tym to „oczekiwanie na wyrok” i nowe punkty procedury, o których dowiadujesz się w trakcie… no nikomu nie życzę, naprawdę nie jest to miłe doświadczenie. Dodatkowo cały czas towarzyszyło mi poczucie inwigilacji lub bycia obserwowaną albo poczucie, że w każdej chwili mogą mnie odwiedzić panowie i panie w mundurach.
Co pomaga:
Dbanie o dobrostan psychiczny. Oczywiście to rada na każdy dzień, ale kiedy jest się zamkniętym to polecam wszystkie zabiegi pomagające w osiągnięciu wewnętrznej harmonii. No i rada od lekarza – jeśli zaczyna się kaszel i duszenie od razu dzwonić na pogotowie, a nie liczyć, że minie i będzie lepiej. Nie wstydźcie się.
Z rzeczy super fajnych:
Za każdym razem trafiłam na bardzo miłych i kompetentnych ludzi. Dotyczy to zarówno mojej opiekunki z Sanepidu, ratowników medycznych, lekarzy oraz pani z ośrodka pomocy społecznej, która co jakiś czas dzwoniła i upewniała się, czy na pewno niczego nam nie potrzeba – co istotne, pani zaproponowała nam również kontakt do psychologa, co uważam za rzecz wspaniałą i bardzo dojrzałe podejście do sprawy.
Nigdy nie wątpiłam, że otaczają mnie wspaniali ludzie. Właściwie to wierzę, że mam do ludzi ogromne szczęście. Dlatego chciałabym podziękować każdej osobie, która zrobiła dla nas zakupy, wyrzuciła śmieci, wychodziła z pieskami, opiekowała się pieskami, każdej osobie, która do nas dzwoniła i pisała, jak się czujemy. I każdej osobie, która o nas ciepło myślała i wysyłała nam dobrą energię – zadziałało!
Poznałam też grupę wspaniałych osób, z którą łączy nas to wspólne doświadczenie. Byliście i jesteście dla mnie ogromnym wsparciem i dzięki Wam wszystko było łatwiejsze. Buziaki!
Z jednej strony to nie dziwię się niektórym ludziom że zaczynają powątpiewać w powagę zagrożenia zakażeniem koronawirusem, bo to co robią politycy w tym kraju to jest masakra- ustalają restrykcje które ich nie dotyczą - noszenie maseczek a sami nie noszą, zakaz zgromadzeń a organizują wiece na których są setki albo tysiące osób, nawołują do braku wakacji a jeśli już to tylko w kraju a sami ruszają do Hiszpanii. Brak słów poprostu.
Podsumowując ja wiem że jest wirus, stosuje się do zaleceń i obawiam się zakażenia siebie bądź kogoś z mojej rodziny ale powoli godzę się z tym że raczej tego nie uniknę, chociaż mam nadzieję... I obojętnie czy wierzymy czy nie w istnienie koronawirusa to Naszym obowiązkiem jest się stosować do przepisów a jeśli nie to ponośmy tego konsekwencje...no chyba że należymy do "elit".
@Marynia88 każdego kto podejmuje decyzje i tak czekają jakieś konsekwencje. Nie będę życzyć komuś kto uważa, że koronawirus nie istnieje, żeby zachorował i ponosił dramatyczne konsekwencje ( w tym znaczeniu użyłam słowa), itd., bo to i tak nie musi go przekonać, a poza tym wolę jak ludziom dzieje się dobrze.
Dyskusje pt. jak czegoś nie widziałam/em to nie istnieje do niczego nie prowadzą. Też uważam, że wprowadzone ograniczenia mają cel. Prawdą jest, że często są hmm... dyskusyjne, ale zawsze warto pamiętać, że uczymy się w biegu o czymś, czego dobrze nie znamy.
Pamiętasz, że początkowo wydawało się, że jedną z głównych dróg zakażenia może być dotyk, teraz okazuje się, że główny faktor nie jest kropelkowy tylko powietrzny, dlatego cholerstwo potrafiło zakazić przez 4 h. - 70 osób w windzie, w której właśnie 4 h. wcześniej jechała bezobjawowa osoba.
Ja niestety, jak już gdzieś pisałam znam osoby, których bliscy zmarli, znam też takie, które chorowały lekko i takie, które wylądowały na oiom-ie. Być może to kwestia miejsca , w którym mieszkam i znajomych wśród lekarzy, ale tak jak ty staram się chronić i moi bliscy też to robią.
Dyskusje pt. jak czegoś nie widziałam/em to nie istnieje do niczego nie prowadzą. Też uważam, że wprowadzone ograniczenia mają cel. Prawdą jest, że często są hmm... dyskusyjne, ale zawsze warto pamiętać, że uczymy się w biegu o czymś, czego dobrze nie znamy.
Pamiętasz, że początkowo wydawało się, że jedną z głównych dróg zakażenia może być dotyk, teraz okazuje się, że główny faktor nie jest kropelkowy tylko powietrzny, dlatego cholerstwo potrafiło zakazić przez 4 h. - 70 osób w windzie, w której właśnie 4 h. wcześniej jechała bezobjawowa osoba.
Ja niestety, jak już gdzieś pisałam znam osoby, których bliscy zmarli, znam też takie, które chorowały lekko i takie, które wylądowały na oiom-ie. Być może to kwestia miejsca , w którym mieszkam i znajomych wśród lekarzy, ale tak jak ty staram się chronić i moi bliscy też to robią.
taka j.
شارع أنتوني مساعدتي، يرجى
- Dołączył(a)
- 28 Wrzesień 2012
- Postów
- 9 822
Ja już sama nie wiem co myśleć. Męczy mnie to wszystko. Na pewno będę przestrzegała obostrzeń, ale tak bardziej na swój sposób bo na rządzących już się rozeznać nie umiem. Jeśli sam prezydent mówi, że nie nosi maseczki bo nie lubi Ja będę ją zakładać w miejscach zamkniętych i publicznych jeśli niemożliwy będzie dystans, będę myć ręce. Co więcej? Muszę chodzić do pracy, chcę do niej chodzić i chcę ją mieć. Muszę wysłać jutro dzieci do szkoły, martwię się o nie, o nie najbardziej. Ale musza iść. Zewsząd różne opinie - "jest wirus i jest bardzo groźny!", "nie ma wirusa, chcą nas zamordować szczepionkami". Ja już nie wiem w co wierzyć i strasznie jestem tym wszystkim zmęczona.
młoda1994
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 2 Kwiecień 2019
- Postów
- 13 081
Najlepiej zacząć żyć normalnie i nie będziesz zmęczona. Nie tylko twoje dzieci idą do szkoły. W DE już dzisiaj poszly.Ja już sama nie wiem co myśleć. Męczy mnie to wszystko. Na pewno będę przestrzegała obostrzeń, ale tak bardziej na swój sposób bo na rządzących już się rozeznać nie umiem. Jeśli sam prezydent mówi, że nie nosi maseczki bo nie lubi [emoji2368] Ja będę ją zakładać w miejscach zamkniętych i publicznych jeśli niemożliwy będzie dystans, będę myć ręce. Co więcej? Muszę chodzić do pracy, chcę do niej chodzić i chcę ją mieć. Muszę wysłać jutro dzieci do szkoły, martwię się o nie, o nie najbardziej. Ale musza iść. Zewsząd różne opinie - "jest wirus i jest bardzo groźny!", "nie ma wirusa, chcą nas zamordować szczepionkami". Ja już nie wiem w co wierzyć i strasznie jestem tym wszystkim zmęczona.
taka j.
شارع أنتوني مساعدتي، يرجى
- Dołączył(a)
- 28 Wrzesień 2012
- Postów
- 9 822
Tak, w niektórych krajach już poszły, wiem o tym. Za dużo sprzecznych informacji jak dla mnie, nie jestem ekspertem ani nawet cząstkowo nie znam się na medycynie więc naprawdę trudno mi samej decydować a informacji na ten temat jest bardzo dużo i są sprzeczne właśnie.
reklama
młoda1994
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 2 Kwiecień 2019
- Postów
- 13 081
Rozumiem. Ale jak będziesz się tak męczyć zadręczać to wcale nie pomoże i cie nie uspokoi.Tak, w niektórych krajach już poszły, wiem o tym. Za dużo sprzecznych informacji jak dla mnie, nie jestem ekspertem ani nawet cząstkowo nie znam się na medycynie więc naprawdę trudno mi samej decydować a informacji na ten temat jest bardzo dużo i są sprzeczne właśnie.
Podziel się: