Natchnęłaś mnie do opisania jak to było u nas. Może to komuś pomoże.
W szpitalu mój Niunio dużo spadł z wagi i miałam wyrzuty sumienia, że go nie dokarmiam, a dodam, że przystawiał się bardzo ładnie. Czasem jadł, a czasem pociągnął kilka minut z cyca, prężył się, odrywał i strasznie płakał Do tego stopnia, że myślałam, że boli go brzuszek. W końcu na koniec 2 doby poprosiłam o porcję mm i laktator. Z butli wypił super i w końcu spokojniej spał - był więc po prostu głodny przy próbie odciągania laktatorem udało mi się wprawdzie z jednej piersi odciągnąć porcję, ale z drugiej nie leciało prawie nic prócz krwi z poranionej brodawki. Wyrzuty sumienia prawie mnie powaliły (i nie dają żyć do dziś, ale to temat na inną historię) Wtedy zaczęłam dla zasady przystawiać, a głównie karmić z butelki odciąganym pokarmem. Młody spędził kolejne dwa dni na obserwacji z powodu zaburzeń adaptacyjnych (które prawdopodobnie ciągnęły się za nim od nieszczęsnej indukcji porodu zakończonej cc, to ponoć też może wpływać na laktację, o czym wtedy nie wiedziałam, byłam jak dziecko we mgle).
Do brzegu. Po trzech dniach kpi i prawdopodobnie moim rozkręceniu laktacji laktatorem zaczął przybierać na wadze jak szalony. Wyszliśmy do domu. Byłam tak odzwyczajona od KP, że przystawianie Niunia było dla mnie abstrakcją. Oczywiście próbowałam, ale bez wiary, mały się złościł, w końcu dostawał butelkę z moim pokarmem i był najedzony. Siedziałam z laktatorem dzień i noc, żeby nie stracić pokarmu, sama pewnie wiesz, jak to jest. Zmęczenie było masakryczne, odciąganie, karmienie, sterylizacja sprzętu i butelki, przewijanie, chwila snu i cykl zaczynał się od początku. Wtedy wpadłam na pomysł karmienia przez kapturki i o dziwo synowi zdarzało się załapać. Oczywiście tylko jako dodatek do KPI, bo do tego też musiał być w nastroju, a dodatkowo zauważyłam, że z powodu kapturka sporo mleka mu ucieka i płynie po policzku. Po tygodniu KPI wybraliśmy się do super polecanej pediatry-Cdl. Mały miał niecałe 2 tygodnie. W poczekalni musieliśmy zaczekać na wizytę chwilę dłużej, więc nakarmilismy go tym, co zabraliśmy w butelce, ale był nadal głodny, więc cała w nerwach przystawiłam go przez kapturek, bo nie miałam po prostu innego wyjścia. Na szczęście miał dobry dzień i zaczął chętnie jeść. Dosłownie kilka minut potem mogliśmy już wejść do gabinetu, babka lekko niezadowolona, że dziecko już prawie nakarmione, bo ciężko z nim będzie ćwiczyć na szczęście miał jeszcze miejsce w brzuszku. I wtedy stał się - z mojej perspektywy - cud, bo po przystawieniu z jej pomocą zaczął jeść z gołej piersi dowiedzieliśmy się, że technika ssania jest super, i wyszliśmy z zaleceniami na czas przejściowy między KPI a KP. Nie było kolorowo, przez dłuższy czas walczyłam z dzieckiem w ten sposób, że przystawiałam go przez kapturek, czekałam aż skończy fazę zasysania i zacznie normalnie pić, wtedy szybko odstawiałam, zdejmowałam silikon i przystawiałam do tak "przygotowanej" piersi (wyciągnięta brodawka i mleko gotowe do picia). Z czasem odstawiłam te nakładki i posiłkowałam się tylko "wyciagaczem" do brodawki (taka pompeczka od Lansinoha) przed karmieniem, żeby ułatwić małemu chwyt. Obecnie już nie pamiętam kiedy ostatnio był potrzebny, karmimy się normalnie, przybiera ekstra.
Do czego zmierzam - KPI to faktycznie mordęga, wszystkie matki tak karmiące to dla mnie bohaterki. Ale jeśli masz choć cień nadziei na KP, to spróbuj zawalczyć. Wyżej gdzieś pisałaś, że nie masz problemów z laktacją, więc szansa jest. Znajdź dobrą Cdl, spróbuj też może kapturków albo nawet SNSa. To jest mega wygoda i mniej zmartwień o potencjalne problemy z brzuszkiem.
Jeśli jednak w krótkim czasie się nie uda z KP, na Twoim miejscu rzucilabym też KPI i przeszła na mleko modyfikowane dobrane przez lekarza. Nie ma co cierpieć dla idei.
A teraz coś o tych wieczornych płaczach, o których piszesz - mój ma to samo! Wyczytałam w internetach, że to objaw niedojrzałości układu nerwowego i już wyluzowałam. Po prostu jestem pogodzona z tym, że usypianie potrafi trwać do 3 godzin. Spraktykowałam też, że to nie kwestia głodu, bo synek potrafi zjeść porcję z butelki, a potem wciąż się (czegoś) domagać, po czym po przystawieniu do cyca tylko "ciumkać" niewiele połykając. Zawsze na mnie wisi od 19/20 do nawet 22. Czasami pomaga smoczek, próbowałaś?
W szpitalu mój Niunio dużo spadł z wagi i miałam wyrzuty sumienia, że go nie dokarmiam, a dodam, że przystawiał się bardzo ładnie. Czasem jadł, a czasem pociągnął kilka minut z cyca, prężył się, odrywał i strasznie płakał Do tego stopnia, że myślałam, że boli go brzuszek. W końcu na koniec 2 doby poprosiłam o porcję mm i laktator. Z butli wypił super i w końcu spokojniej spał - był więc po prostu głodny przy próbie odciągania laktatorem udało mi się wprawdzie z jednej piersi odciągnąć porcję, ale z drugiej nie leciało prawie nic prócz krwi z poranionej brodawki. Wyrzuty sumienia prawie mnie powaliły (i nie dają żyć do dziś, ale to temat na inną historię) Wtedy zaczęłam dla zasady przystawiać, a głównie karmić z butelki odciąganym pokarmem. Młody spędził kolejne dwa dni na obserwacji z powodu zaburzeń adaptacyjnych (które prawdopodobnie ciągnęły się za nim od nieszczęsnej indukcji porodu zakończonej cc, to ponoć też może wpływać na laktację, o czym wtedy nie wiedziałam, byłam jak dziecko we mgle).
Do brzegu. Po trzech dniach kpi i prawdopodobnie moim rozkręceniu laktacji laktatorem zaczął przybierać na wadze jak szalony. Wyszliśmy do domu. Byłam tak odzwyczajona od KP, że przystawianie Niunia było dla mnie abstrakcją. Oczywiście próbowałam, ale bez wiary, mały się złościł, w końcu dostawał butelkę z moim pokarmem i był najedzony. Siedziałam z laktatorem dzień i noc, żeby nie stracić pokarmu, sama pewnie wiesz, jak to jest. Zmęczenie było masakryczne, odciąganie, karmienie, sterylizacja sprzętu i butelki, przewijanie, chwila snu i cykl zaczynał się od początku. Wtedy wpadłam na pomysł karmienia przez kapturki i o dziwo synowi zdarzało się załapać. Oczywiście tylko jako dodatek do KPI, bo do tego też musiał być w nastroju, a dodatkowo zauważyłam, że z powodu kapturka sporo mleka mu ucieka i płynie po policzku. Po tygodniu KPI wybraliśmy się do super polecanej pediatry-Cdl. Mały miał niecałe 2 tygodnie. W poczekalni musieliśmy zaczekać na wizytę chwilę dłużej, więc nakarmilismy go tym, co zabraliśmy w butelce, ale był nadal głodny, więc cała w nerwach przystawiłam go przez kapturek, bo nie miałam po prostu innego wyjścia. Na szczęście miał dobry dzień i zaczął chętnie jeść. Dosłownie kilka minut potem mogliśmy już wejść do gabinetu, babka lekko niezadowolona, że dziecko już prawie nakarmione, bo ciężko z nim będzie ćwiczyć na szczęście miał jeszcze miejsce w brzuszku. I wtedy stał się - z mojej perspektywy - cud, bo po przystawieniu z jej pomocą zaczął jeść z gołej piersi dowiedzieliśmy się, że technika ssania jest super, i wyszliśmy z zaleceniami na czas przejściowy między KPI a KP. Nie było kolorowo, przez dłuższy czas walczyłam z dzieckiem w ten sposób, że przystawiałam go przez kapturek, czekałam aż skończy fazę zasysania i zacznie normalnie pić, wtedy szybko odstawiałam, zdejmowałam silikon i przystawiałam do tak "przygotowanej" piersi (wyciągnięta brodawka i mleko gotowe do picia). Z czasem odstawiłam te nakładki i posiłkowałam się tylko "wyciagaczem" do brodawki (taka pompeczka od Lansinoha) przed karmieniem, żeby ułatwić małemu chwyt. Obecnie już nie pamiętam kiedy ostatnio był potrzebny, karmimy się normalnie, przybiera ekstra.
Do czego zmierzam - KPI to faktycznie mordęga, wszystkie matki tak karmiące to dla mnie bohaterki. Ale jeśli masz choć cień nadziei na KP, to spróbuj zawalczyć. Wyżej gdzieś pisałaś, że nie masz problemów z laktacją, więc szansa jest. Znajdź dobrą Cdl, spróbuj też może kapturków albo nawet SNSa. To jest mega wygoda i mniej zmartwień o potencjalne problemy z brzuszkiem.
Jeśli jednak w krótkim czasie się nie uda z KP, na Twoim miejscu rzucilabym też KPI i przeszła na mleko modyfikowane dobrane przez lekarza. Nie ma co cierpieć dla idei.
A teraz coś o tych wieczornych płaczach, o których piszesz - mój ma to samo! Wyczytałam w internetach, że to objaw niedojrzałości układu nerwowego i już wyluzowałam. Po prostu jestem pogodzona z tym, że usypianie potrafi trwać do 3 godzin. Spraktykowałam też, że to nie kwestia głodu, bo synek potrafi zjeść porcję z butelki, a potem wciąż się (czegoś) domagać, po czym po przystawieniu do cyca tylko "ciumkać" niewiele połykając. Zawsze na mnie wisi od 19/20 do nawet 22. Czasami pomaga smoczek, próbowałaś?