- Dołączył(a)
- 17 Styczeń 2012
- Postów
- 6
Witam
10 lat temu uczestniczyłem w porodzie mojej córki. Nie wyobrażałem sobie nie uczestniczyć w nim.
Od początku szkoły rodzenia przygotowywaliśmy się razem do porodu rodzinnego.
Kiedy nadszedł ten waży dzień byliśmy całkiem nieźle wyedukowani.
Wszystko zaczęło się ok 6 rano. Zona zaczęła odczuwać skurcze, trochę wody poleciało. Przyjechała zaprzyjaźniona pielęgniarka. Zrobiła wszystko co w miejscu publicznym nie jest miło robić.
Z tak przygotowaną żoną udaliśmy się do szpitala, na salę porodów rodzinnych.
Był to taki specyficzny apartament z dużą salą, łazienką i pokojem do odpoczynku.
Ktoś tam posłuchał serca, ktoś tam co jakiś czas sprawdzał rozwarcie.
My sobie spokojnie siedzieliśmy i oglądając telewizję, czekaliśmy na dzidziusia.
Żona oczywiście nie czuła się tak komfortowo jak ją bo przecież miała nasilające się skurcze.
Strój jaki miała na sobie też nie nastrajał jej pozytywnie.
Myślę jednak, że atmosfera jaka była wokół niej, oraz powiem nieskromnie: moja obecność, bardzo jej pomagała w ciężkich momentach, których z godziny na godzinę przybywało.
Ok 12 bóle zrobiły się dość nieznośne, poprosiłem personel aby wrzucić żonę do wanny porodowej, która znajdowała się w pomieszczeniach obok. Szybko i sprawne znalazła się w wodzie. Słyszeliśmy, że taka kąpiel działa kojąco na rodzącą. To prawda, żona niemal w magiczny sposób nabrała sił do pracy którą miała niebawem wykonać.
Po powrocie do naszego apartamenty, już nie było czasu na tv.
Skurcze, rozwarcie, na stół.
Nagle zbiegło się stado osób w białych fartuchach. Krzątali się w tą i z powrotem. Miałem wrażenie, że to ja kieruję całą akcją porodową, gdyż jako jedyny miałem wpływ na to co robi żona. Położna przekazywała mi polecenia dla rodzącej, a ja miałem za zadanie dopilnować wykonania ich. Super córka urodziła się cała i zdrowa. Była 13.20
Ktoś spytał: Chce pan odciąć pępowinę?
No jawka, że pewka. Wziąłem nożyczki i z wielka dumą i radością uczyniłem swą powinność.
Byłem pewien, że to koniec.
"Teraz rodzimy łożysko!" Zakomunikowała położna...
Co!!! -Nie miałem pojęcia o tym, nie byłem jednak tak dobrze wyedukowany jak mi się wydawało.
Nie wdawałem się w dyskusję.
Na szczęście żona szybko się i z tym uporała.
Trochę pobyliśmy we trójkę... pierwszy raz.
Chwile potem moje panie udały się na odpoczynek.
Ja kompletnie zakręcony i trochę zmęczony pojechałem do sklepu coś tam kupić.
W sklepi, wędrując pomiędzy półkami, powoli dochodziłem do siebie, choć dalej mocno oszołomiony.
Kiedy zacząłem zauważać otaczający mnie świat zaobserwowałem, że osoby które przechodzą obok, przyglądają mi się z dużym zaciekawieniem. Zainteresowałem się zjawiskiem, spojrzałem na siebie. No tak, faktycznie wyglądałem dziwnie. Miałem na sobie jednorazowy, jasno zielony kitel lekarski, taki jakiego używają chirurdzy podczas operacji.
Faktycznie.- Przypomniałem sobie, ubrano mnie w niego kiedy wsadzano żonę na stół porodowy.
Do dziś nie rozumiem jak mogłem nie zauważyć go podczas wsiadania do samochodu i wysiadaniu z niego. Przecież to bardzo nie wygodne (każdy chirurg wie o co chodzi).
Co bym nie napisał o tym dniu, nie jest to w stanie oddać co przeżyłem. Nigdy nie spodziewałem się, że w tak krótkim czasie doświadczę tylu niesamowitych uczuć. Z których niektóre wystąpiły tylko wtedy, inne zaś towarzyszą mi do dzisiaj i nadają sens mojemu życiu.
Nasza cudowna córka ma 10 i pół roku. Kiedy będzie miała niespełna 11 lat przyjdzie na świat jej siostra. Już pakuję się do porodu.
Nie rozumiem tych rodziców co nie chcą rodzić wspólnie, zaś tym co nie mogą bardzo współczuję.
10 lat temu uczestniczyłem w porodzie mojej córki. Nie wyobrażałem sobie nie uczestniczyć w nim.
Od początku szkoły rodzenia przygotowywaliśmy się razem do porodu rodzinnego.
Kiedy nadszedł ten waży dzień byliśmy całkiem nieźle wyedukowani.
Wszystko zaczęło się ok 6 rano. Zona zaczęła odczuwać skurcze, trochę wody poleciało. Przyjechała zaprzyjaźniona pielęgniarka. Zrobiła wszystko co w miejscu publicznym nie jest miło robić.
Z tak przygotowaną żoną udaliśmy się do szpitala, na salę porodów rodzinnych.
Był to taki specyficzny apartament z dużą salą, łazienką i pokojem do odpoczynku.
Ktoś tam posłuchał serca, ktoś tam co jakiś czas sprawdzał rozwarcie.
My sobie spokojnie siedzieliśmy i oglądając telewizję, czekaliśmy na dzidziusia.
Żona oczywiście nie czuła się tak komfortowo jak ją bo przecież miała nasilające się skurcze.
Strój jaki miała na sobie też nie nastrajał jej pozytywnie.
Myślę jednak, że atmosfera jaka była wokół niej, oraz powiem nieskromnie: moja obecność, bardzo jej pomagała w ciężkich momentach, których z godziny na godzinę przybywało.
Ok 12 bóle zrobiły się dość nieznośne, poprosiłem personel aby wrzucić żonę do wanny porodowej, która znajdowała się w pomieszczeniach obok. Szybko i sprawne znalazła się w wodzie. Słyszeliśmy, że taka kąpiel działa kojąco na rodzącą. To prawda, żona niemal w magiczny sposób nabrała sił do pracy którą miała niebawem wykonać.
Po powrocie do naszego apartamenty, już nie było czasu na tv.
Skurcze, rozwarcie, na stół.
Nagle zbiegło się stado osób w białych fartuchach. Krzątali się w tą i z powrotem. Miałem wrażenie, że to ja kieruję całą akcją porodową, gdyż jako jedyny miałem wpływ na to co robi żona. Położna przekazywała mi polecenia dla rodzącej, a ja miałem za zadanie dopilnować wykonania ich. Super córka urodziła się cała i zdrowa. Była 13.20
Ktoś spytał: Chce pan odciąć pępowinę?
No jawka, że pewka. Wziąłem nożyczki i z wielka dumą i radością uczyniłem swą powinność.
Byłem pewien, że to koniec.
"Teraz rodzimy łożysko!" Zakomunikowała położna...
Co!!! -Nie miałem pojęcia o tym, nie byłem jednak tak dobrze wyedukowany jak mi się wydawało.
Nie wdawałem się w dyskusję.
Na szczęście żona szybko się i z tym uporała.
Trochę pobyliśmy we trójkę... pierwszy raz.
Chwile potem moje panie udały się na odpoczynek.
Ja kompletnie zakręcony i trochę zmęczony pojechałem do sklepu coś tam kupić.
W sklepi, wędrując pomiędzy półkami, powoli dochodziłem do siebie, choć dalej mocno oszołomiony.
Kiedy zacząłem zauważać otaczający mnie świat zaobserwowałem, że osoby które przechodzą obok, przyglądają mi się z dużym zaciekawieniem. Zainteresowałem się zjawiskiem, spojrzałem na siebie. No tak, faktycznie wyglądałem dziwnie. Miałem na sobie jednorazowy, jasno zielony kitel lekarski, taki jakiego używają chirurdzy podczas operacji.
Faktycznie.- Przypomniałem sobie, ubrano mnie w niego kiedy wsadzano żonę na stół porodowy.
Do dziś nie rozumiem jak mogłem nie zauważyć go podczas wsiadania do samochodu i wysiadaniu z niego. Przecież to bardzo nie wygodne (każdy chirurg wie o co chodzi).
Co bym nie napisał o tym dniu, nie jest to w stanie oddać co przeżyłem. Nigdy nie spodziewałem się, że w tak krótkim czasie doświadczę tylu niesamowitych uczuć. Z których niektóre wystąpiły tylko wtedy, inne zaś towarzyszą mi do dzisiaj i nadają sens mojemu życiu.
Nasza cudowna córka ma 10 i pół roku. Kiedy będzie miała niespełna 11 lat przyjdzie na świat jej siostra. Już pakuję się do porodu.
Nie rozumiem tych rodziców co nie chcą rodzić wspólnie, zaś tym co nie mogą bardzo współczuję.