Witam wszystkich.
Chciałabym się Was poradzić, bo sama nie wiem już co zrobić.
Mam niepełnosprawnego syna (niepeł. intelektualna w st. lekkim) chodzi do szkoły specjalnej w ośrodku szkolno-wychowawczym, jest w IV klasie SP.
Chociaż syn chodzi tam na dużo zajęć, to mam z nim dość duży problem. Jeżeli chodzi o naukę, koordynację i tego typu rozwojowe rzeczy to wspaniale dogania zdrowych rówieśników, rozwija się coraz lepiej. Niesty mamy ogromny problem z nauczeniem go samodzielności. Nie jest typowym "maminsynkiem", bez problemu znosi rozłąkę. Jedynie chce aby wyreczać go we wszystkim. Nie uczesze sam włosów, nie naleje sobie soku, nie pościeli łóżka, nie chce się sam ubierać (o ile butów czy skarpetek rzeczywiście nie da rady założyć przez problemy z nogami, o tyle bluzkę bez problemu mógłby ubrać) itp. Jest cała masa prostych czynności, które powinien sam wykonywać i potrafi, ale po prostu nie chce. Ja go w domu za bardzo nie wyręczałam, ale jednak często byliśmy w szpitalach (na nogi) i wtedy cały czas ktoś koło niego "skakał" i trochę się do tego przyzwyczaił. Myślę, że to też przez moją mamę, która zajmuje się nim po szkole zanim ja i mąż wrócimy z pracy. Ona mu wszystko dawała pod nos, ale jednak to my wychowywujemy syna przede wszystkim. Moja mama obiecała już dawno go nie wręczać, a syn nadal nie chce nic robić sam. Jest mądrym chłopcem, wiem że potrafi to zrobić, nie raz przyparty "do muru" pokazał że umie. Jak był sam na wyjeździe z ośrodka i musiał się oporządzić na miarę możliwości to jakoś potrafił. A jak ja jestem to zaraz "mama zrób". Pracuję z nim bardzo dużo, w szkole i na zajęciach też uczy się różnych rzeczy. Na samodzielność jest jednak wyjątkowo odporny. A że jest niepełnosprawny to jest to dla niego bardzo ważne, aby pracować nad samodzielnością.
Rozmawiałam już wiele razy z paniami z naszego ośrodka, ostatnio zaproponowały żeby od przyszłego roku syn spróbował zamieszkać w internacie. Wszystkie dzieci z poza gminy mogą w nim przebywać za darmo od poniedziałku do piątku. Stwierdziły, że wiele dzieci które nie mógły nauczyć się samodzielności właśnie dawały radę w internacie i uczyły się podstawowych rzeczy dużo szybciej niż w domu.
Bardzo mi zależy na jego samodzielności, jednak boję się, że taka rozłąka źle na niego wpłynie. Niby można zrezygnować później, ale ja bym się bała, że syn poczuje się jakoś odrzucony Wracałby na soboty i niedziele, ale wydaje mi się to za mało. Rozmawiałam już z mamami dzieci "internatowych" i bardzo sobie chwaliły. Mówiły, że wtedy dzieciaki mają jeszcze więcej zajęć i terapii oraz że w towarzystwie innych dzieci "ścigają się" ze zdobywaniem nowych umiejętności. Podobno nawet dzieci znacznie upośledzone sobie tam dobrze radzą, a nawet są i takie sporo młodsze od mojego syna. Ja się jednak strasznie boję go zostawić na prawie cały tydzień samego. Znowu mąż mi mówi, że niepotrzebnie wymyślam i najwyższy czas aby młody zaczął się uczyć radzić sobie beze mnie
A Wy co o tym myślicie? Czy takie rozwiązanie pomogłoby mojemu synowi? Czy jednak może raczej zaszkodzić?
Chciałabym się Was poradzić, bo sama nie wiem już co zrobić.
Mam niepełnosprawnego syna (niepeł. intelektualna w st. lekkim) chodzi do szkoły specjalnej w ośrodku szkolno-wychowawczym, jest w IV klasie SP.
Chociaż syn chodzi tam na dużo zajęć, to mam z nim dość duży problem. Jeżeli chodzi o naukę, koordynację i tego typu rozwojowe rzeczy to wspaniale dogania zdrowych rówieśników, rozwija się coraz lepiej. Niesty mamy ogromny problem z nauczeniem go samodzielności. Nie jest typowym "maminsynkiem", bez problemu znosi rozłąkę. Jedynie chce aby wyreczać go we wszystkim. Nie uczesze sam włosów, nie naleje sobie soku, nie pościeli łóżka, nie chce się sam ubierać (o ile butów czy skarpetek rzeczywiście nie da rady założyć przez problemy z nogami, o tyle bluzkę bez problemu mógłby ubrać) itp. Jest cała masa prostych czynności, które powinien sam wykonywać i potrafi, ale po prostu nie chce. Ja go w domu za bardzo nie wyręczałam, ale jednak często byliśmy w szpitalach (na nogi) i wtedy cały czas ktoś koło niego "skakał" i trochę się do tego przyzwyczaił. Myślę, że to też przez moją mamę, która zajmuje się nim po szkole zanim ja i mąż wrócimy z pracy. Ona mu wszystko dawała pod nos, ale jednak to my wychowywujemy syna przede wszystkim. Moja mama obiecała już dawno go nie wręczać, a syn nadal nie chce nic robić sam. Jest mądrym chłopcem, wiem że potrafi to zrobić, nie raz przyparty "do muru" pokazał że umie. Jak był sam na wyjeździe z ośrodka i musiał się oporządzić na miarę możliwości to jakoś potrafił. A jak ja jestem to zaraz "mama zrób". Pracuję z nim bardzo dużo, w szkole i na zajęciach też uczy się różnych rzeczy. Na samodzielność jest jednak wyjątkowo odporny. A że jest niepełnosprawny to jest to dla niego bardzo ważne, aby pracować nad samodzielnością.
Rozmawiałam już wiele razy z paniami z naszego ośrodka, ostatnio zaproponowały żeby od przyszłego roku syn spróbował zamieszkać w internacie. Wszystkie dzieci z poza gminy mogą w nim przebywać za darmo od poniedziałku do piątku. Stwierdziły, że wiele dzieci które nie mógły nauczyć się samodzielności właśnie dawały radę w internacie i uczyły się podstawowych rzeczy dużo szybciej niż w domu.
Bardzo mi zależy na jego samodzielności, jednak boję się, że taka rozłąka źle na niego wpłynie. Niby można zrezygnować później, ale ja bym się bała, że syn poczuje się jakoś odrzucony Wracałby na soboty i niedziele, ale wydaje mi się to za mało. Rozmawiałam już z mamami dzieci "internatowych" i bardzo sobie chwaliły. Mówiły, że wtedy dzieciaki mają jeszcze więcej zajęć i terapii oraz że w towarzystwie innych dzieci "ścigają się" ze zdobywaniem nowych umiejętności. Podobno nawet dzieci znacznie upośledzone sobie tam dobrze radzą, a nawet są i takie sporo młodsze od mojego syna. Ja się jednak strasznie boję go zostawić na prawie cały tydzień samego. Znowu mąż mi mówi, że niepotrzebnie wymyślam i najwyższy czas aby młody zaczął się uczyć radzić sobie beze mnie
A Wy co o tym myślicie? Czy takie rozwiązanie pomogłoby mojemu synowi? Czy jednak może raczej zaszkodzić?