Bibinka, dokładnie
. Na szczęście jeden telefon mnie dziś nieźle rozbawił, to trochę luźniej do tego podchodzę
. Teściowa dzwoniła, mówię, że idę dziś do lekarza po zwolnienie, a ona pyta, czy dojdę sama, czy może trzeba ze mną iść
. Miło, że się troszczy, ale:
- ja się czuję naprawdę rewelacyjnie, a nawet jak mnie złapie skurcz, to się cieszę, że może to już
- do lekarza idę 3 minuty (no, po śniegu może z 5)
- ona się dużo bardziej przejmuje niż ja i jak do tej pory to muszę ją uspokajać i pocieszać (znów się nasłuchała o ciężkim porodzie w naszym szpitalu, personel był mało zainteresowany, dopiero łapówka itp. Rozumiem, żę się martwi, ale przecież nie mam gwarancji, że jak pójdę rodzić do Warszawy, to trafię lepiej
, a u nas przynajmniej nie odsyłają z powodu braku miejsc). Nie powiem jej tego, ale kobieta mnie po prostu rozwaliła