reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Czy mama jest nadopiekuńcza?

Dołączył(a)
20 Czerwiec 2022
Postów
1
Jestem ojcem 2,5 letniej córki, którą wychowujemy razem z partnerką. Staramy się być świadomymi rodzicami, jednak w niektórych kwestiach dotyczących wychowania się różnimy. Konkretnie chodzi mi o następujący przypadek: córka przewraca się i w zależności od przypadku zaczyna płakać lub nie. Kiedy płacze, oczywistym dla mnie jest, że trzeba podejść, przytulić, spytać co się stało - tu nie ma między nami żadnych różnic. Różnica pojawia się, jeśli nie płacze, wstaje i idzie dalej albo jest "na granicy" - wtedy uważam, że nie należy reagować, tylko stanąć i poczekać. Partnerka z kolei zawsze podchodzi, przytula i zasypuje córkę pytaniami "co się stało?", "boli?", "gdzie się uderzyłaś?". Uważam, że takie pytania prowokują do płaczu i generują problem, którego nie byłoby, gdyby po prostu zaczekać, aż córka sama sobie odpowie na pytanie, czy coś się stało. Obawiam się, że takie reakcje partnerki spowodują, że córka przy najmniejszym problemie będzie zawsze z płaczem biegła do mamy, "bo jest problem", ewentualnie "bo jest dobra okazja, żeby się przytulić". Moje uwagi w temacie partnerka komentuje stwierdzeniem, że chcę córkę "tresować", a ona nie będzie tłumić jej uczuć. Też nie chcę tłumić uczuć córki, ale uważam, że reakcje partnerki tylko te uczucia generują. Proszę o poradę, co robić - może to ja się mylę?
 
reklama
Jak się dziecko przewróci zawsze spytam czy wszystko ok, nawet jeśli nie płacze. Nie widzę w tym nic dziwnego. Pewnie, że nie lecę odrazu z ratunkiem jak widzę, że się nic nie stało. Zresztą jesteśmy na etapie kiedy nie zdołam jeszcze spytać a już sam woła, że nic się nie stało i biegnie dalej. Nie uważam, żeby od zwykłej troski (moim zdaniem absolutnie nie jakiejś przesadnej) coś się miało takiego stać, żeby dziecko stało się bardziej placzliwe.
 
A ja uważam, że w tym wypadku mama robi krzywdę dziecku..
Ja nie pytam- co się stało, bo zazwyczaj widzę.. Jeśli widzę,że emocje wygrywaj w małym to oczywiście reaguje, ale jak się przewróci i patrzy na moją reakcje- (mam emocjonalnego syna, który na mój lament zareagowałby swoim) nowie np "złapałeś zająca", albo odwracam uwagę, czasem też nic nie mówię, tylko się do niego uśmiecham. Mój syn jest nadmiernie emocjonalny właśnie przez takie dmuchanie, jak był młodszy i to nie moje a meza..
 
Też uważam, że nie należy zawsze ojojać dziecka. Mój syn przy babci płakał o byle potknięcie, bo ona robiła z tego nie wiadomo co. Jak mu się coś stanie to na pewno usłyszymy. A jak nie płacze to po co mam go odciągać od zabawy, żeby wypytywać?
Nie każdy upadek wymaga intewencji.
 
Do góry