Mondzi
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 30 Listopad 2005
- Postów
- 1 961
Ifa, noż kurcze, nie chciałam Ci zepsuć niedzielnego nastroju
Może tak... Usunę to co napisałam w poprzednim poście, coby potem nie było, że "oceniamy" nie to, co powinniśmy. Rozumiem cały finansowy aspekt ubierania i siebie i dzieci. Ceny są wysokie i nie każdego stać na nowe ubranka dla dzieci. Jestem tego świadoma. Czasy są o tyle genialne, że można iść do ciuchowni i ubrać całą rodzinę, za niewielkie pieniądze. Jak się to zrobi z gustem, to duża szansa, że nawet nikt nie zauważy. Ja akurat mam jakiś dziwny odruch jak staję przed koszem pełnym ciuchaczy i nawet jak szukałam w beciarni spodenek dla Tymka do raczkowania, to nie udało mi się ich kupić. Dzisiaj na przykład wyszłam z Tymkiem na spacer i za ciepło go ubrałam. A że walczymy z potówkami, to na placu wydałam 15 złotych za podkoszulek. Dużo? Może i nie, ale było mi trochę szkoda, bo za tą samą kasę kupiłabym w galerii coś bardziej wyszukanego pewnie. Wiem jaka jest różnica między ubraniem i wykarmieniem jednego dziecka, a dwójki czy trójki. Kasy nie mam nie wiadomo jakiej, ale generalnie uważam, że dziecko jest moją wizytówką, zarówno od strony tej zewnętrznej, jak i od strony zachowania. W nasz zawód myślę uderza ta świadomość jeszcze bardziej, bo ludzie patrzą i nie boją się oceniać. Nie mam nic przeciwko przebieraniu dzieci w przedszkolu w gorsze ciuszki. I sama nie wiem, co zrobię, jak Tymek raz i drugi przyniesie do domu spodnie czy bluzkę wytaplane w kleju... (sama ubrudziłam sobie nowe spodnie, chyba raz prane i nic się z tym nie da zrobić)... Ale żeby rodzicom trzeba było pisać, że jak jest jakaś uroczystość w przedszkolu (np impreza dla babć), czy wyjazd do teatru, to dzieci trzeba ubrać odświętnie, to uważam za kompletną porażkę. Czasem jak planuję malowanie farbami, to jestem przerażona jasnymi bluzeczkami, ale większość rodziców jednak liczy się z tym, że dziecko może się ubrudzić. Większość dzieci na co dzień do przedszkola chodzi ubrana normalnie, czyli spodenki, bluzeczka... (wcale nie jestem fanką kościółkowych sukienek). Nie jest wielkim problemem dobranie kolorystyczne ubranek, tak żeby nie wyglądały obok siebie przypadkowo. Prawda jest taka, że jak ktoś nie przywiązuje uwagi do stroju, to czy to przedszkole czy kościół, to to po prostu widać... W odróżnieniu od braku kasy, którą też czasem widać, ale inaczej. Nic jednak bardziej wkurzającego jak widok odpicowanej matki i zaniedbanego dziecka. No jakoś to mnie zawsze porusza, bo Tymek jest dla mnie najważniejszy. Co do mundurków w szkołach, to ja jestem za, jak najbardziej. Nawet byłabym też za tym, żeby dzieci przedszkolne chodziły jednakowo ubrane. Byle rano wchodziły na salę czyste, niepodziurawione, pachnące... Chyba nie wymagam za wiele. Dodam jeszcze, że daleko mi do tego, by brać wypłatę i przeznaczać na ciuchy... Nie palę, nie piję, nie chodzę na imprezy, rzadko bywam w kinie, teatrze... Na to na ogół szkoda mi kasy. Mam też za sobą kilkuletnie życie z jednej wypłaty i wiem jak ciężko było wtedy coś sobie kupić. Ale nic nie poradzę na to, że pewne sprawy są dla mnie ważne.
Nie wiem czy rozumiesz... Nie ma znaczenia dla mnie czy to w przedszkolu czy gdzie indziej, ale zawsze trzeba wyglądać na w miarę zadbanego. To samo tyczy się dzieci.
Rita, fajnie masz, że mama wspiera Cię w inwestycjach zakupowych. To chyba duża ulga, pod warunkiem, że gust w miarę ok.
Evik, to jak chodzą ubrane dziewczyny z gimnazjum, to fakt, ale wtedy ilość ubrań może być znacznie mniejsza, bo nie trzeba na każdy dzień innych spodni. Poza tym zanim Hania osiągnie ten wiek, wiele może się zmienić. A co do Waszej nocnej akcji, to o podobnej słyszałam dzisiaj od koleżanki, tylko że u niej nie chodziło do końca o łóżko, ale o ogólny wrzask spowodowany nie wiadomo czym. I u nich trwa to od dwóch tygodni. Gdyby Tymek zechciał spać na moim miejscu, to może bym się przysunęła bliżej Michała (łóżko mamy duże). Poduszki nie używam, więc trudno mi sobie wyobrazić taką sytuację. Być może w nocy bym uległa, ze względu na wartość priorytetową, czyli sen. Kurcze, no piszę trochę głupawo, bo nie zdarzają nam się takie problemy. No dobra, zalecałabym postawienie Hani wyboru, albo kładzie się obok Ciebie i grzecznie leży (oczywiście na Twoich warunkach, czyli nie na Twojej poduszce) albo wraca do swojego łóżeczka. Możliwość wyboru świetnie się u nas sprawdza. Nawet jak wybór wydaje się być beznadziejny.
Beatusku, trzymaj się! Fajne są takie małe dzieci. Wszyscy je noszą na rękach, traktują dużo cieplej, niż te, które wyglądają na starsze. Tak przynajmniej kiedyś mówiła moja kuzynka, jako że jej córki nigdy nikt nie traktował jak małej, bo zawsze była duża.
Szkrabik, ja też zawsze na wyprzedażach kupuję, co nam trzeba. Sporadycznie zdarza mi się kupić coś za normalną cenę, ale pod warunkiem absolutnej konieczności. Absolutna konieczność jest oczywiście pojęciem względnym, ale... Ogólnie staram się mądrze kupować Tak żeby mąż nie chodził zły :-) A gorąco jest.
Frotko, fajnie że macie piaskownicę i plan na popołudnie. Dziadek robił czy kupował? Pytam, bo u nas takowej nadal niet :-(
Może tak... Usunę to co napisałam w poprzednim poście, coby potem nie było, że "oceniamy" nie to, co powinniśmy. Rozumiem cały finansowy aspekt ubierania i siebie i dzieci. Ceny są wysokie i nie każdego stać na nowe ubranka dla dzieci. Jestem tego świadoma. Czasy są o tyle genialne, że można iść do ciuchowni i ubrać całą rodzinę, za niewielkie pieniądze. Jak się to zrobi z gustem, to duża szansa, że nawet nikt nie zauważy. Ja akurat mam jakiś dziwny odruch jak staję przed koszem pełnym ciuchaczy i nawet jak szukałam w beciarni spodenek dla Tymka do raczkowania, to nie udało mi się ich kupić. Dzisiaj na przykład wyszłam z Tymkiem na spacer i za ciepło go ubrałam. A że walczymy z potówkami, to na placu wydałam 15 złotych za podkoszulek. Dużo? Może i nie, ale było mi trochę szkoda, bo za tą samą kasę kupiłabym w galerii coś bardziej wyszukanego pewnie. Wiem jaka jest różnica między ubraniem i wykarmieniem jednego dziecka, a dwójki czy trójki. Kasy nie mam nie wiadomo jakiej, ale generalnie uważam, że dziecko jest moją wizytówką, zarówno od strony tej zewnętrznej, jak i od strony zachowania. W nasz zawód myślę uderza ta świadomość jeszcze bardziej, bo ludzie patrzą i nie boją się oceniać. Nie mam nic przeciwko przebieraniu dzieci w przedszkolu w gorsze ciuszki. I sama nie wiem, co zrobię, jak Tymek raz i drugi przyniesie do domu spodnie czy bluzkę wytaplane w kleju... (sama ubrudziłam sobie nowe spodnie, chyba raz prane i nic się z tym nie da zrobić)... Ale żeby rodzicom trzeba było pisać, że jak jest jakaś uroczystość w przedszkolu (np impreza dla babć), czy wyjazd do teatru, to dzieci trzeba ubrać odświętnie, to uważam za kompletną porażkę. Czasem jak planuję malowanie farbami, to jestem przerażona jasnymi bluzeczkami, ale większość rodziców jednak liczy się z tym, że dziecko może się ubrudzić. Większość dzieci na co dzień do przedszkola chodzi ubrana normalnie, czyli spodenki, bluzeczka... (wcale nie jestem fanką kościółkowych sukienek). Nie jest wielkim problemem dobranie kolorystyczne ubranek, tak żeby nie wyglądały obok siebie przypadkowo. Prawda jest taka, że jak ktoś nie przywiązuje uwagi do stroju, to czy to przedszkole czy kościół, to to po prostu widać... W odróżnieniu od braku kasy, którą też czasem widać, ale inaczej. Nic jednak bardziej wkurzającego jak widok odpicowanej matki i zaniedbanego dziecka. No jakoś to mnie zawsze porusza, bo Tymek jest dla mnie najważniejszy. Co do mundurków w szkołach, to ja jestem za, jak najbardziej. Nawet byłabym też za tym, żeby dzieci przedszkolne chodziły jednakowo ubrane. Byle rano wchodziły na salę czyste, niepodziurawione, pachnące... Chyba nie wymagam za wiele. Dodam jeszcze, że daleko mi do tego, by brać wypłatę i przeznaczać na ciuchy... Nie palę, nie piję, nie chodzę na imprezy, rzadko bywam w kinie, teatrze... Na to na ogół szkoda mi kasy. Mam też za sobą kilkuletnie życie z jednej wypłaty i wiem jak ciężko było wtedy coś sobie kupić. Ale nic nie poradzę na to, że pewne sprawy są dla mnie ważne.
Nie wiem czy rozumiesz... Nie ma znaczenia dla mnie czy to w przedszkolu czy gdzie indziej, ale zawsze trzeba wyglądać na w miarę zadbanego. To samo tyczy się dzieci.
Rita, fajnie masz, że mama wspiera Cię w inwestycjach zakupowych. To chyba duża ulga, pod warunkiem, że gust w miarę ok.
Evik, to jak chodzą ubrane dziewczyny z gimnazjum, to fakt, ale wtedy ilość ubrań może być znacznie mniejsza, bo nie trzeba na każdy dzień innych spodni. Poza tym zanim Hania osiągnie ten wiek, wiele może się zmienić. A co do Waszej nocnej akcji, to o podobnej słyszałam dzisiaj od koleżanki, tylko że u niej nie chodziło do końca o łóżko, ale o ogólny wrzask spowodowany nie wiadomo czym. I u nich trwa to od dwóch tygodni. Gdyby Tymek zechciał spać na moim miejscu, to może bym się przysunęła bliżej Michała (łóżko mamy duże). Poduszki nie używam, więc trudno mi sobie wyobrazić taką sytuację. Być może w nocy bym uległa, ze względu na wartość priorytetową, czyli sen. Kurcze, no piszę trochę głupawo, bo nie zdarzają nam się takie problemy. No dobra, zalecałabym postawienie Hani wyboru, albo kładzie się obok Ciebie i grzecznie leży (oczywiście na Twoich warunkach, czyli nie na Twojej poduszce) albo wraca do swojego łóżeczka. Możliwość wyboru świetnie się u nas sprawdza. Nawet jak wybór wydaje się być beznadziejny.
Beatusku, trzymaj się! Fajne są takie małe dzieci. Wszyscy je noszą na rękach, traktują dużo cieplej, niż te, które wyglądają na starsze. Tak przynajmniej kiedyś mówiła moja kuzynka, jako że jej córki nigdy nikt nie traktował jak małej, bo zawsze była duża.
Szkrabik, ja też zawsze na wyprzedażach kupuję, co nam trzeba. Sporadycznie zdarza mi się kupić coś za normalną cenę, ale pod warunkiem absolutnej konieczności. Absolutna konieczność jest oczywiście pojęciem względnym, ale... Ogólnie staram się mądrze kupować Tak żeby mąż nie chodził zły :-) A gorąco jest.
Frotko, fajnie że macie piaskownicę i plan na popołudnie. Dziadek robił czy kupował? Pytam, bo u nas takowej nadal niet :-(